Rozdział 15

33 2 0
                                    

-Wszystko dobrze między Tobą a Five?

- Mogę być z tobą szczera, Ben?

- Oczywiście!

- Uh, niedawno usłyszałam jak rozmawiał z kolegami. Okazało się, że to wszystko to był zakład. W dodatku Five mówił, że łatwo było owinąć mnie wokół palca, żaliłam się mu i tak dalej... Szczerze mówiąc miał rację, nie znałam go długo a wyżaliłam mu się i zgodziłam się na związek. Mogłam się zorientować, że coś jest nie tak.

- Rozumiem... Czy Five próbował o tym z tobą rozmawiać?

- Tak, gdy dowiedział się że wiem zaczął się tłumaczyć a ja z nim zerwałam. Kilka minut temu dał mi kwiaty i mówił że nie byłam tylko zakładem.

- Znam Five od dzieciństwa i nigdy nie patrzył na nikogo, tak jak na Ciebie. Nie chcę go bronić, ale myślę że możesz dla niego dużo znaczyć.

- Nie wiem co o tym myśleć...

- W każdym razie, pamietaj co powiedziałem. - odpowiedział wychodząc z pokoju.

- Może ma rację? Porozmawiam z nim - pomyślałam

Nie chciałam mu wybaczać. Przepłakałam połowę nocy, gdy dowiedziałam się że wszystko było kłamstwem.

Rozmyślałam długo, aż zasnęłam.
Rano znów obudziłam się dość wcześnie, jak na dzień wolny. Była dokładnie 7.36.

Wzięłam prysznic, zmyłam wczorajszy makijaż, przebrałam się i wysuszyłam włosy. Pomalowałam rzęsy i poszłam do kuchni. Była już 9.00 więc moje rodzeństwo z kacem mogło już wstać.
Wyciągnęłam 7 talerzy. Na każdy położyłam po dwie kanapki.

Chwyciłam za dwa pierwsze talerze, gdy usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach.

- Widzę, że już wytrzeźwiałeś? - zapytałam

- Wytrzeźwiałem? Byłem pijany? - odpowiedział brunet

- Najwidoczniej bardziej niż myślałam skoro tego nie pamietasz

- Taa, zrobiłem coś jeszcze oprócz wracania do Academii po chlaniu?

- Kupiłeś dla mnie kwiaty i...

- Nie kończ, to akurat pamietam...

- Mhm, na blacie masz śniadanie. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju Luthera.

Blondyn spał jak zabity więc stwierdziłam że nie będę go budzić. Postawiłam talerz z kanapkami na szafkę nocną. Reszta rodzeństwa też spała więc zrobiłam to samo.
Mimo że Ben nie był na kacu, tak jak reszta rodzeństwa to lubił długo spać więc jedynymi osobami które nie spały byłam ja i Five.

Gdy skończyłam roznosić śniadanie posprzątałam w kuchni i wróciłam do mojego pokoju.
Miałam co robić bo Allison i Vanya spały więc włączyłam jakiś film.

- Mieliśmy porozmawiać jak wytrzeźwieje, jeśli dobrze pamiętam? - usłyszałam głos bruneta.

- Ta, dobrze pamietasz... - odpowiedziałam

Five chwycił mnie za rękę. Po chwili ujrzałam dobrze znany mi drewniany most.

- Więc? - zapytałam odsuwając się od niego.

- Więc... Na początku założyłem się z kolegami, że będę z Tobą w związku. Nie czułem nic do Ciebie ale później się zakochałem. Żałuję tego co zrobiłem, wybacz mi proszę...

- J-ja nie wiem...

- Proszę...

- Myślisz że jest mi łatwo? Że tak odrazu ci wybaczę? Zakochałam się w tobie a ty to wykorzystałeś...

- Wiem, źle zrobiłem

- Ja też źle zrobiłam ufając komuś kogo znałam krótko.

- Proszę... To już się nie powtórzy. Zrobię wszystko tylko wybacz mi.

Widziałam jak łzy napływają mu do oczu. Ben jednak naprawdę miał rację.

- Dobrze, ale nie będziemy znów razem. Napewno nie teraz, potrzebuję trochę czasu.

- Dziękuję... - powiedział kładąc swoje ręce na mojej talii

- Five!

- Przepraszam, poprostu... Nie ważne, chodźmy już.

- Mhm...

Dziwnie się czułam. Z jednej strony kochałam go, ale z drugiej nienawidziłam. Nie miałam zamiaru znów płakać.

Brunet teleportował nas do mojego pokoju po czym sam gdzieś zniknął.

Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, wybaczyć mu?

Stwierdziłam, że napisze do Alice. Zawsze razem rozwiązywałyśmy problemy.

                                                         Sophia❤️
                                                 Spotkamy się?
Alice✨
Okej, o 21.00?
                                                          Sophia❤️
                            Możemy wcześniej bo nie                                
                            ma "mojego ojca". Może 
                            być 16.00?
Alice✨
Jasne, do później!

(Trochę później)

Była już 14.30. Academia była posprzątana, a Pogo i Grace nie byli juz pod wpływem plotki.
Powiedziałam im, że nie zjem dzisiaj obiadu bo idę z przyjaciółką na miasto więc pewnie tam coś zjemy.

O 15.50 poprawiłam makijaż, następnie ubrałam buty oraz kurtke. Umówiłyśmy się obok cukierni do której miałam jakieś 5 minut drogi więc powinnam zdarzyć.

Wyszłam z Academii i poszłam w prawo. Po chwili ujrzałam blondynkę siedząca przy stoliku.

- Hej, o czym tak rozmyślasz? - zapytałam podbiegając do niej.

- O tym, że się spóźniasz. Jest 16.07. - odpowiedziała

- Naprawdę? Dziwne... No cóż, każdemu się zdarza. Nie mogłaś zadzwonić?

- Dzwoniłam i pisałam. To najwidoczniej ty o czymś lub kimś myślisz skoro nie słyszysz powiadomień i nie przychodzisz na czas.

- Właściwie to o tym chciałam z Tobą porozmawiać. Pamiętasz tego bruneta, numer pięć?

- Tak, jesteście razem co nie? Pisałaś mi przecież.

- Nie, nie jesteśmy. Ostatnio usłyszałam jak rozmawiał z kolegami o tym, że byłam tylko zakładem...

- Żartujesz?! Boże, gdyby Liam żył to byłby już martwy! Chociaż w sumie... Może ja to zrobię za niego?

- Alice...

- No co? Od początku wydawał się dziwny!

Rozmawiałyśmy długo, cały czas o Five.
Usiadłyśmy na ławce w parku i jadłyśmy wcześniej kupione przez nas babeczki.

- Myślisz, że powinnam mu wybaczyć? - zapytałam

- Wiesz, Ben zna go o wiele dłużej niż ty więc może mieć rację a ty poprostu nie zdajesz sobie z tego sprawy. - odpowiedziała

- Czyli?

- Powinnaś mu wybaczyć, ale tym razem bądź czujna.

- Masz rację...

~819 słów

Eight - Sophia EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz