Rozdział 3

71 3 0
                                    

Weszłam do pokoju przez okno, gdy nagle usłyszałam jakiś głos...

- Gdzie się szwendasz po nocach? - zapytał brunet stojąc przy drzwiach.

Wystraszyłam się, prawie spadłam z okna, ale w ostatniej chwili Five złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju.

- Czego tu szukasz? - powiedziałam

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie... - odpowiedział uśmiechając się ironicznie

- Byłam w kawiarni z przyjaciółką, zadowolony? - Odwzajemniłam ironiczny uśmiech

- Tak, bardzo - powiedział śmiejąc się, wciaż ironicznie.

- Teraz twoja kolej.

- Co?

- Twoja kolej, odpowiedz na moje pytanie.

Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Zielonooki rozpłynął się w niebieskim świetle na co przewróciłam oczami.
Przebrałam się w piżamę, położyłam się do łóżka i nastawiłam budzik na 7.00.
Próbowałam zasnąć ale nie mogłam, cały czas dręczyła mnie myśl o moim bracie.
Po około godzinie w końcu mi się udało.

Rano obudził mnie dźwięk budzika. Wstałam, poszłam wziąć prysznic, ubrałam się i pomalowałam rzęsy.
Podsuszyłam włosy i poszłam do Allison.
Weszłam bez pukania tak jak ona to robi i zobaczyłam ją z Lutherem...
Podejrzewałam, że coś między nimi jest.

-Za niedługo śniadanie, gołąbeczki. Nie spóźnijcie się - powiedziałam śmiejąc się i zamykajac drzwi.

- Sophia! Błagam, nie mów nikomu o tym! - prosiła mnie brunetka.

Oczywiście, nie miałam zamiaru o tym mówić. To ich prywatna sprawa.

- Nie powiem, obiecuję - uśmiechnęłam się a Allison odwzajemniła gest.

Zeszłyśmy na śniadanie. Wiadomo jak wyglądalo - idealna cisza.
Czułam na sobie wzrok Five, wiedział że i tak będzie musiał wytłumaczyć się co wczoraj robił w moim pokoju.

Gdy skończyliśmy jeść, udałam się do pokoju bruneta, zapukałam i weszłam.

-Nie pozwoliłem ci wejść - powiedział niemiło

- Nie przypominam sobie, żebyś pytał się mnie wczoraj czy możesz wejść do mojego pokoju gdy mnie nie ma. - odpowiedziałam

- Możliwe...

- Co robiłeś w moim pokoju?

- Szukałem Cię. Chciałem powiedzieć, że o 8.00 jest śniadanie.

-Nie powiesz mi prawdy, co nie?

- Nie.

Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Za chwilę miał odbyć się trening więc szybko przebrałam się w coś luźnego i ruszyłam w stronę ogrodu. Dzisiaj miałam pierwszy mieć swój pierwszy trening w Academii.
Byłam w ogrodzie jako pierwsza. Stwierdziłam, że rozciagnę się, zależało mi na wygranej.

Nie musiałam długo czekać, zaraz już wszyscy byli przygotowani. Pozostało czekać na pana Reginalda.
Rozmawiałam z Klausem i Benem dopóki nie przyszedł miliarder.

-Dzisiaj zawalczą:
Numer 1 vs numer 5,
Numer 3 vs numer 4,
Sophia vs numer 2,
Numer 6 lekcje indywidualne.

Nie byłam zadowolona, wolałabym zawalczyć z Five. Z Diego miałam dobry kontakt i nie chciałam go zepsuć. Brunet widząc to podszedł do mnie i zapewnił, że to tylko trening...

Gdy wszyscy już skończyli walczyć nadszedł czas na mnie i numer 2.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie i rozpoczeliśmy walkę. Dostalam kilka razy w nos, a on w brzuch. Walczyliśmy długo aż Diego rzucił we mnie nożem trafiając w brzuch. Widziałam przetażenie na twarzy Reginalda, Allison, Luthera, Bena, Klausa, Vanyi i mojego rywala. Nawet Five się wystraszył, przez co się zdziwiłam.
Wyciągnełam nóz z rany która po chwili zagoiła się, wszyscy stali jak wryci.

-Wilkołaki potrafią zagoić swoje rany bardzo szybko. - powiedziałam szybko i wróciliśmy do walki.

Ostatecznie wygrałam ja. Byłam z siebie dumna, bo trening z Diego nie był taki łatwy jak się wydaje.
Wracając do pokoju usłyszałam znany mi już dźwięk. Za mną stał numer 5.

- Czego chcesz? - zapytałam odwracając się

- Pogratulować wygranej. Widać ze walka nie była łatwa - odpowiedział z uśmiechem.

- Czemu jesteś taki miły? Dobrze się czujesz? Chyba Luther za mocno uderzył Cię w głowę. - śmiałam się

- Możliwe, w każdym razie gratulacje. - powiedział po czym przeteleportował się.

Zignorowałam jego dziwne zachowanie i weszłam do pokoju. Przebrałam się i poszłam do Bena pożyczyć jakąś książkę.

Po kilku minutach wrocilam do siebie i zaczęłam czytać książkę. Kończyłam czytać pierwszy rozdział, gdy dostalam wiadomość od Alice. Spytała się czy zobaczymy się dzisiaj, o tej samej godzinie co wczoraj. Zgodziłam się.

W ten sam sposób minęły 3 dni.
Była sobota. O 21 wymknęłam się przez okno, ale tym razem nie umówiłam się z przyjaciółką. Poszłam odwiedzić brata starając się nie obudzić wujka i jego córek.
Stan Liam'a był stabilny, ale wciąż był w śpiączce...

~664 słowa

Eight - Sophia EvansUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum