Rozdział 22

332 11 0
                                    

- Ellie - wypowiedział jej imię prawie szeptem.

Nie wiedziała co powiedzieć. Wyminęła go i zaniosła kosz z pieczywem do środka. Czekał na nią. Musiał poczekać. Chciał ją zobaczyć. Tak bardzo. Chociaż na chwilę.

Wyszła z pustym koszem. Schowała mieszek z pieniędzmi do kieszeni fartucha.

- Jesteś tu.

- Tak. Czekałem.

- Muszę iść. Miłego dnia.

Odpowiedziała krótko i poszła. Szedł za nią.

- Ellie. Możemy porozmawiać?

- Jestem w pracy.

- Chwilę.

- Lordzie. Naprawdę mam sporo zajęć. Mam jeszcze kilka miejsc, w które muszę dostarczyć pieczywo.

- Mogę ci pomóc.

- Lucius. Proszę.


Była zrezygnowana i smutna. Zaczęła układać swoje życie. Uczciwie pracowała. Po odejściu z rezydencji wpadła na Desmonda. Poręczył za nią w piekarni, która zaopatrywała jego statki. Pracowała ciężko i uczciwie. Spała nad piekarnią, codziennie wczesnym rankiem roznosiła świeże pieczywo, później pomagała w przygotowaniu zamówień. Życie układało się wspaniale. Była wdzięczna Desmondowi za pomoc. I kochała zapach świeżego pieczywa.

- Wybacz - odpowiedział i odszedł w swoją stronę.


Otarła łzy i wróciła do piekarni.

- Ellie, coś się stało? - ktoś ją spytał.

- Nie, nic.

- Jak nic? Desmond znowu był na...? Już ja z nim porozmawiam jak tylko do nas zajrzy!

- Nie, to naprawdę nic i nie chodzi o Desmonda.

- Faceci to świnie.


Wszyscy w piekarni myśleli, że Desmonda i ją coś łączy. Dano jej kolejną porcję do dostarczenia. Dni znowu wróciły do swojego spokojnego porządku. Nie spotkała już Luciusa. Obawiała się tego, gdy szła do Victorii, ale na szczęście Lord nie pojawił się tam więcej.

Lucius nie mógł odpuścić. Nie po tym, gdy znowu się zobaczyli. Obserwował ją, gdy miał wolne dni.

W końcu postanowił.

- Daniel. Znalazłem dobrą piekarnię.

- I wcale nie pracuje w niej Ellie..?

- To nie ma nic do rzeczy. Od dzisiaj będziemy zamawiali pieczywo stamtąd. I ciasta też.

- Przekaż to twojej żonie. Ona zamawia torty na te absurdalne bale.

- Koniec z balami.

- Och. Emisia o tym wie? - Daniel uśmiechnął się.


Lucius westchnął. Daniel nawet nie starał się ukrywać swojej niechęci do jego żony. Mimo wszystko, nosiła tytuł Lady Curtisii.

Wieczorem, przy kolacji, postanowił narzucić Emilii pewne reguły. Byli małżeństwem już rok. Pora się uspokoić.

- Emilio. Koniec z balami i gośćmi w rezydencji. Od teraz masz się skupić na byciu moją żoną, a nie na bywaniu i wyprawianiu bali.


Aż się w niej zagotowało.

- Nie możesz mi niczego zabronić! Jestem Lady i...!

- A ja jestem Lordem, panem tego domu.

- Ale już rozesłałam zaproszenia na cztery kolejne wydarzenia towarzyskie!

- Trudno. Musisz to odwołać.

- Nie możesz mi rozkazywać takich rzeczy!

- Mogę.

- Powiem wszystko ojcu!

- Proszę bardzo.


Uśmiechnął się do niej. Już wcześniej rozmawiał z Richardem o rozrzutności jego córki. Przedstawił mu nawet jej wydatki. Hedera był załamany. Emilia wydała w rok tyle, ile zysku przyniosła przez ten okres jedna z jego kopalń. Było mu wstyd, że tak wychował córkę.

Emilia następnego ranka wyjechała do ojca. Powiedziała mu o wszystkim. Zdziwiła się, gdy ten nie stanął po jej stronie.

- Już rok od ślubu, a ty co? Bawisz się, zamiast zająć się mężem. Powinnaś już dawno urodzić dziecko! Żadnego z ciebie pożytku!

- Jak możesz tak mówić, tatusiu. Chcę po prostu być szczęśliwa i zdobyć pozycję w towarzystwie...

- Towarzystwo ma cię gdzieś tak długo, jak nie dasz Lordowi potomka. Tylko to może ustabilizować pozycję. Wiesz, że jeśli przez rok nie dałaś Lordowi dziecka, on może się z tobą rozwieść?

- To niemożliwe. Lucius mnie kocha i by mi tego nie zrobił.

- Dziecko zrozum wreszcie. Tu nie chodzi o to, kto kogo kocha czy lubi. Tu chodzi o układy i interesy. Nie mogła ci się trafić lepsza partia. Ale musisz umocnić swoją pozycję jako Lady. Póki co jesteś bezwartościową lalką z tytułem, który można łatwo odebrać. Skończ z zabawą i zacznij być żoną.

- Jakim prawem zmuszasz mnie do urodzenia dziecka?! I jakim prawem ktoś miałby odebrać mi tytuł?! Nawet po rozwodzie...!


Dostała od ojca w twarz. Pierwszy raz w życiu ktoś ją uderzył. I to jej własny ojciec, który zawsze traktował ją jak księżniczkę.

- Emilia. Jesteś głupia.

- Ojcze! - miała łzy w oczach, oczywiście udawane, tak naprawdę była wściekła i poniżona.

- Sam książę może rozwiązać wasze małżeństwo i nic nie dostaniesz. Rozumiesz? Nic. Nic ci się nie należy tak długo, jak nie dasz Lordowi dziecka. A teraz zejdź mi z oczu.


Wrócił do swojej pracy i machnął ręką, żeby sobie poszła. Wróciła do rezydencji niezadowolona. Nikt jej nie rozumie. Ona chce korzystać z życia, bawić się, otaczać przyjaciółmi. Nie chce rodzić dzieci. Jeszcze nie teraz. W ogóle chyba nie chce. Słyszała, że to wysiłek i niszczy się ciało, a ona o swoje tak dba. 

Złodziejka i LordWhere stories live. Discover now