Rozdział 12

427 14 0
                                    

Zdjęła suknię i przebrała się w coś wygodniejszego. Spakowała kilka rzeczy, z którymi tu przyszła i chciała wyjść. Jednak przed drzwiami stał już Lucius.

- Lordzie?

- Ellie...

Zapadła cisza. Patrzyła cały czas w jego oczy. W końcu odezwał się.

- Przykro mi, jeśli poczułaś się zraniona moją rozmową z Danielem.

- Znam swoje miejsce, Lordzie. Nie musisz przejmować się moim samopoczuciem. To nie ma najmniejszego znaczenia, prawda? - uśmiechnęła się smutno.

- Dla mnie ma. Ellie, naprawdę ma. I zwracaj się do mnie po imieniu.

- Rozumiem naszą relację. Jestem dla ciebie jak przedmiot, który zakupiłeś przez przypadek. Jeśli już ci się znudziłam, to chciałabym opuścić rezydencję.

Milczał.

- Masz ze mnie niewielki pożytek. Nawet już nie pracuję w posiadłości. Pora wrócić tam, gdzie moje miejsce.

- Nie ma takiej potrzeby.

- Jak mam więc spłacić swój dług, wobec ciebie? Przez łóżko? O to ci chodzi? - znowu miała łzy w oczach, ale zaczęła rozpinać koszulę.

Podszedł do niej i rzucił ją na łóżko. Jęknęła wystraszona jego reakcją. Zaczął obsypywać jej dekolt delikatnymi pocałunkami. Nie był gwałtowny, brutalny. Był czuły i delikatny. Jęknęła, tym razem z rozkoszy. Z oczu leciały jej jednak łzy.

- Przestań, proszę...

Pocałował ją w czoło. Ciężko było mu przerwać, ale nie chciał jej skrzywdzić i zrazić do siebie. Patrzył na nią poważnie.

- Ellie, nie jesteś zabawką. Nie zachowuj się tak nigdy więcej. To, co mówię, nie jest równoznaczne z tym co czuję czy czynię. Dobrze? I nie wyprowadzaj się z posiadłości.

Pokiwała głową.

- Naprawdę cię polubiłem. Nie oczekuję niczego w zamian. Po prostu spędzaj ze mną czas. Muszę już iść. Nie przejmuj się Danielem.

Ucałował ją w policzek i wyszedł. Miała mętlik w głowie. Polubił ją? Mieli zobaczyć się dopiero w przeddzień balu. Nadal nie wiedziała do kogo idą, zapomniał jej powiedzieć. Krawcowa skakała wokół niej, robiąc przymiarki sukni. Wybrał dla niej ciemny, granatowy materiał z kryształkami i perłami. Do tego maska w tym samym kolorze ale z koronki i kryształków. Na ramiona uszyto dla niej lekką pelerynkę z koronki. Czuła się odrobinę skrępowana bogactwem swojego stroju, ale musiała przyznać, że wybrał piękny materiał i fason. Krawcowa cały czas podkreślała, że wszystko wybierał Lord i nie przystał na żadne jej propozycje i że suknia kosztuje fortunę. Fryzjerka na próbnym czesaniu i makijażu wpięła jej we włosy granatowe pióro z broszką. Nie mogła się doczekać, żeby pokazać się Luciusowi. Ostatnio na myśl o nim miała motyle w brzuchu. Wstydziła się tego, ale nie mogła powstrzymać uczucia. Zwłaszcza, gdy pomyślała o tym, jak ją całował.

Lord w końcu dostał to, na co tyle czekał. Oglądał obraz zadowolony. Ellie bez wątpienia przypominała swoją matkę.

- Sprawdziliśmy grobowiec.

- I?

- W trumnie są zwłoki psa, nie dziecka.

Uśmiechnął się.

Nadszedł dzień spotkania. Znalazł dla niej czas dopiero przy kolacji. Na szczęście byli sami, Daniel ulotnił się gdzieś.

- Jak przymiarki? Wszystko gotowe na jutro?

- Tak. Krawcowa przyjedzie wieczorem pomóc mi się ubrać, fryzjerka również, żeby mnie uczesać.

- Podoba ci się suknia?

- Jest... niesamowita. Dziękuję. Naprawdę niesamowita...

- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się i dotknął jej dłoni.

- Nie musiałeś... to pewnie kosztowało...

Roześmiał się. Tak, kosztowało sporo jak za suknię, ale po prostu chciał zobaczyć ją w tym materiale, podkreślić jej urodę kolorem jaki wybrał i rozświetlić oczy kryształami. Cena nie grała dla niego roli. Chociaż nigdy nie rozpieszczał swoich kobiet aż tak. Zwłaszcza, jeśli z nim nie sypiały.

- Ellie, zrobiłem to bardziej dla siebie. Wybacz - uśmiechnął się do niej i ucałował wnętrze jej dłoni, patrząc w oczy. Zawstydziła się.

- Lucius...

- Masz w niej pięknie wyglądać. Tylko tego oczekuję w zamian. Dobrze?

Pokiwała głową i uśmiechnęła się.

- Nie mówiłeś do kogo idziemy. Mogłabym wiedzieć?

- Oczywiście. Do Richarda Hedera. To bal debiutancki jego córki. Zdecydowali się na bal maskowy, a nie tradycyjny. Zapomniałem ci powiedzieć?

- Tak... dziękuję za informację - zbladła.

- Wszystko dobrze? Źle się czujesz?

- Nie, nie... po prostu... jestem już zmęczona. Tyle wrażeń z przygotowaniami - uśmiechnęła się blado.

- To twój pierwszy bal, prawda? Niczym się nie martw.

Odprowadził ją do sypialni. Nie mogła w to uwierzyć. Jednak będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze swoimi koszmarami. A raczej krewnymi. I do tego bal na cześć Emilii! Jej debiut przypadałby... jakieś 3 lata temu. Mama opowiadała o swoim debiucie w towarzystwie. Miała białą suknię, którą jej pokazywała. Marzyła, żeby ubrać ją na swój bal. Była piękna, wyszywana perełkami i srebrną nicią. Ciekawe czy ojciec jeszcze ją miał? Czy może Kaia wyrzuciła wszystko po mamie? Trudno. Nie wywinie się tym razem z wizyty tam. I nie chciała zawieść Luciusa. Będzie w masce, nikt jej nie pozna. Da sobie radę. Dla niego. Było jej dziwnie z myślą, że chce coś zrobić dla Lorda, ale miło. Wszystko rozwijało się między nimi tak powoli. Podobało jej się to. Nie popędzał jej i powoli ją zdobywał. Tylko czy to miało sens? Czy nie była chwilowym kaprysem bogatego mężczyzny? Do tego Daniel... Spała do południa. Większość nocy myślała o wszystkim co ją czeka. Nikt jej nie budził. Zjadła obiad w pokoju, wzięła gorącą kąpiel i użyła kosmetyków, jakie przysłał jej Lucius. Pachniały jaśminem i herbatą. Uśmiechnęła się. Krawcowa pomogła ubrać suknię, zrobiła ostatnie poprawki. Fryzjerka uczesała ją w fale, upięła je w swobodny kok i wsunęła nad uchem broszkę z piórem. Zawiązała jej maskę. Wyglądała wspaniale. Daniel i Lucius czekali na nią przy drzwiach. Zeszła do nich ostrożnie. Na jej widok zaniemówili. Nawet wuj nie miał nic złośliwego do powiedzenia. Uśmiechnęła się do Lorda. Wyglądał na zadowolonego.

- Luciusie, Danielu... - ukłoniła się delikatnie.

- Wyglądasz wspaniale - uśmiechnął się i ucałował ją w szyję.

Dzięki masce nie zobaczył, jak bardzo się zawstydziła. Jedynie ciche westchnienie ją zdradziło.

- Dałeś jej broszkę swojej matki? - Daniel odezwał się niezadowolony.

- Mhm, wspaniale w niej wygląda.

- Co jeśli ją zgubi?

- Nic.

- Nic? Czy ty się dobrze czujesz? To broszka...

- Wiem czyja to broszka. I jestem bardzo zadowolony z miejsca, w jakim teraz się znajduje.

- Jeśli to problem to ją zdejmę - już chciała to zrobić, ale cofnął jej dłonie.

- Nie. Tak mi się podoba. Danielu, jedziesz oddzielną karocą, prawda? - zwrócił się do wuja chłodno.

- Tak - wyszedł niezadowolony.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że należała do twojej matki...

- Skąd miałaś wiedzieć? Nie przepraszaj. Szkoda, że musimy jechać na bal i inni cię zobaczą. Wyglądasz perfekcyjnie - chciał pocałować ją w usta, ale w ostatniej chwili wycofał się.

Złodziejka i LordWhere stories live. Discover now