Rozdział 1

1.1K 24 0
                                    


Znowu ktoś ją gonił. Ludzie byli coraz bardziej przewrażliwieni na punkcie swoich mieszków i kosztowności. Kradła już od wielu lat. To był jej sposób na życie. Przeskoczyła zwinnie przez murek i wylądowała na dolnej uliczce. Kilka skrętów w boczne uliczki i mogła osunąć się na ziemię, złapać oddech. Przeliczyła zawartość najnowszego mieszka. Starczy na jedzenie, opłacenie noclegu w Dzielnicy Biedoty, ale nie starczy na obowiązkową składkę na leki dla ich przywódcy. 

Biedakami, czyli marginesem społeczeństwa, rządził Matthias. Prostytutki, żebracy, złodzieje, bezdomni, sieroty - pomagał im, ochraniał, dawał poczucie złudnego bezpieczeństwa. Oczywiście nie za darmo. Każdy, kto chciał jeść i spać pod dachem, musiał pracować i dzielić się owocami tejże pracy. Jedynie dzieci miały większą swobodę. Dla nich organizowali szkołę, w której uczyli je kraść, wykonywać proste prace domowe, czasami przyszedł ktoś z jakiegoś zakonu i próbował uczyć je piosenek i czytania.

 Dzielnica Biedoty składała się ze starej, zrujnowanej kamienicy, którą zajmował Matthias i jego świta, a inni mogli budować baraki w starym parku. Ona dzieliła barak z Teo, Priscillą i Jessim. Okazjonalnie sypiały u nich jakieś nowe sierotki. Teo bił się za pieniądze. Pris była prostytutką, a Jess chłopcem do towarzystwa. Jako jedyna była złodziejką. Wiedziała, że więcej wyciągnęłaby z prostytucji. Jednak... nie mogła. 

Spotykała się czasami z jakimiś mężczyznami, ale nie pozwalała im zanadto się do siebie zbliżyć i nie pobierała za to opłaty. Mimo życia w brudnym, biednym i okrutnym miejscu, marzyła o tym, że się zakocha. Tak po prostu. I nawet jakby miała potem dalej żyć w Dzielnicy Biedoty, to żyłaby z człowiekiem, którego pokochała, a razem byłoby im łatwiej wszystko przetrwać. Tak naiwnie pojmowała świat, mimo tylu lat na ulicy. 

Matthias podczas jednej z potyczek ze strażnikami miejskimi, został dotkliwie ugodzony w nogę. W ranę wdało się zakażenie. Merry, jego obecna kobieta, robiła co mogła, żeby mu ulżyć w cierpieniu i pielęgnowała ranę. Jednak w ich warunkach nie było to łatwe.

Wróciła wieczorem do swojej dzielnicy. Była bardzo zmęczona. Cały dzień chodziła i próbowała ukraść co mogła. Udało jej się na koniec dostać kilka cukierków dla dzieci.

- Ellie! - wysoki mężczyzna z okropną szramą na twarzy, podszedł do niej uśmiechając się nieprzyjemnie.

- Anton... hej.

- Masz coś z dzisiaj? Cały dzień cię nie było.

- Tak. To wszystko - oddała mu naprawdę wszystko co miała.

- Coś zaszeleściło w twojej kieszeni...

Wyjęła cukierki i dała mu. Schował do swojego worka.

- To było dla dzieci...

- Niech się uczą, że nie ma nic za darmo - warknął i odszedł do głównego budynku.

Westchnęła cicho i poszła do swojego baraku. Jess siedział na swoim posłaniu ze spuszczoną głową.

- Hej Ellie. Jak dzisiaj?

- Całkiem dobrze. A u ciebie? - podeszła do przyjaciela i usiadła obok niego, kuląc się.

- Anton ci wszystko zabrał?

- Mhm... - odpowiedziała ponuro.

- Witaj w klubie.

- Jak twój dzień? - odgarnęła jego brązowe włosy za ucho delikatnie. Dopiero wtedy zobaczyła, że ma podbite oko i rozcięte usta.

- Dzień jak każdy inny.

Spojrzał na nią smutno i spróbował się uśmiechnąć.

- Jess! Kto ci to zrobił?! Anton?!

Złodziejka i LordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz