23.

2.3K 263 304
                                    

Harry patrzył przez okno na gwiaździste niebo. Nie rozumiał skąd u niego wziął się taki spokój. Co prawda znowu nie mógł zasnąć, ale gdyby pominąć ten fakt, nie działo się nic niepokojącego. Żadne kołatanie serca, problemu z oddechem  czy drżenie rąk. Czuł, że pogodził się ze śmiercią. Już tyle razu się od niej uciekł... ile można? W końcu i przyszła kolej na niego. Nie chciał myśleć teraz o tym, że zawiódł Snape. Nie mógł przecież zrobić nic innego. Poza tym, w ten sposób poniekąd ratował ślizgona, którego życie bez Voldemorta na pewno będzie lepsze. Westchnął. Żałował, że już nigdy nie poczuje ust ślizgona na swoim ciele. Fajerwerki w jego brzuchu już nigdy nie wybuchną. Chciałby ostatni raz spojrzeć w oczy Dracona, chociaż czuł, że z ślizgonem przy boku było by mu o wiele gorzej.

Widocznie tak miało być, pomyślał, nic nie dzieje się bez przyczyny.

Miał tylko nadzieję, że Draco mu wybaczy, że kiedyś zrozumie, że naprawdę chciał go chronić. On i profesor Snape, zrobili to wszystko, bo go kochali. Być może oboje spodziewali się innego zakończenia, ale ważne było, że Draco przeżył. Był silny, więc na pewno poradzi sobie po wojnie. 

Posiedział jeszcze chwilę przy oknie, a potem przeniósł się na łóżko. Objął delikatnie poduszkę, jakby przytulał samego Dracona i zamknął oczy. Nawet jeśli sen nie nadchodził, myślał o tym, że oboje leżą teraz w łóżku, a wszystko co się wydarzyło w ostatnim czasie to był tylko zły sen. Obecnie w jego głowie nie było wojny, Voldemorta, a co za tym idzie, horkruksów. Byli tylko oni, razem, wtuleni w siebie. Ich usta były złączone, a dłonie błądziły po nagich ciała. W uszach brzęczał mu śmiech Dracona i słowa, że go kocha. Uśmiechnął się do siebie trwając w tej wizji, aż pierwsze promienie słońca nie zaczęły zaglądać do pokoju. Spojrzał na zegarek. Za godzinę będzie w Hogwarcie. Zamknął ponownie oczy by powiedzieć Draco jak bardzo go kocha i podniósł się z łóżka. 

Po raz pierwszy od zniknięcia ślizgonów, z samego rana, panowało istne poruszenie. Każdy chodził zestresowany, posyłając sobie nawzajem nerwowe spojrzenia. Wiedzieli, że prędzej czy później dojdzie do starcia, ale nie liczyli, że to nadejdzie tak szybko. I że będą mieli raptem jeden dzień na wzięcie się w garść i przygotowania do walki. Artur omawiał z synami plan działania, mając nadzieje, że szybko i bezboleśnie uporają się z dwójką horkruksów, a Molly uważnie przysłuchiwała się ich planom. Fred milczał, pochłonięty swoimi myślami. Ginny, niezniechęcona nastrojem Hermiony, mówiła jej kto na pewno im pomoże, a kto stchórzy. Tonks siedziała w salonie i dąsała się na fakt, że musiała zostać i czekać, zamiast pomóc reszcie. Remus nie chciał rozstawać się z nią w kłótni, ale kobieta póki co nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Może gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że z tym brzuchem była by tylko dodatkowym balastem, a Remus zrobił to by chronić ją i ich nienarodzone dziecko, jednak teraz złość zagłuszała zdrowy rozsądek. 

Gdy Harry zszedł, na chwilę przed ósmą, w salonie zastał tylko Tonks. Wiedząc, że już zostało niewiele czasu, podszedł do kobiety i mocno ją objął. 

-Oh... Harry... - kobieta nie spodziewała się takiego gestu z jego strony, ale również go przytuliła. 

-Będziecie wspaniałymi rodzicami. - Harry odsunął się i położył rękę na brzuchu żałując, że nie będzie mógł poznać ich dziecka. Czy to będzie chłopiec, czy dziewczyna? Remus i Tonks chcieli czekać z poznaniem płci dziecka aż do porodu. Kimkolwiek nie będzie, pewnie nie raz usłyszy o Harrym Potterze, ale nigdy nie pozna prawdziwej historii. Nie dowie się jak bezsensowne i puste było jego życie . Przynajmniej dopóki nie zakochał się, z wzajemnością, w Draconie, który uszczęśliwił go chociaż na chwilę... Pomimo krótkiego życia, Harry dowiedział się jak to jest kochać i być kochanym, oraz jak czuje się ktoś kto wszystko utracił, poniekąd na własne życzenie.

Miłość, która nie powinna się narodzić.[DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz