Rozdział 87

122 4 0
                                    

*Veronica

- Louis zostawmy dziewczynki w domu i pojedźmy z tymi garniturami dla was.
- Nie możemy wziąć dziewczyn?
- Nie. Chcę kupić prezent Lucy na urodziny.
- No chyba, że tak. A co kupimy Taylorowi?
- Pomyślimy później. Jeszcze mamy czas.
- Mamo trochę się źle czuje. - mówi Lucy.
- Zostaniesz w domu, poczekaj dam ci leki.
- Mamo zadzwoniłam do Joe i Lary i powiedzieli, że przyjdą do mnie.
- Okej.
- Emily zostanie z tobą. - mówi Louis.
- Ohh okej. A wy gdzie idziecie?
- Idziemy po garnitury dla taty i chłopaków.
- Spoko.

Wzięłam Blasea do auta natomiast musieliśmy chwilę poczekać na Taylora i Louisa. Gdy już wszyscy byliśmy w aucie ruszyliśmy prosto do Versace. Kobieta na nas już czeka więc nie możemy się spóźnić.

- Chłopaki ale pamiętajcie nie marudzicie co chwilę, bo mnie to wkurza. Nie lubię garniturów, ale na ważne okazję zawsze go mam i nie marudzę. - mówi poważnie Louis przy parkowaniu.
- Ojciec zluzuj majty. - mówi Taylor.
- Tay sam zluzuj. Ja tylko mówię.
- A Freddie będzie z nami na gali?
- Tak. A co?
- A garnitur dla niego? - pyta Blase.
- Freddie już na nas czeka. - mówię.
- Aaaaa...

Wyszliśmy z auta i poszliśmy prosto do sklepu.

- Dzień dobry. Cześć Freddie. - mówią chłopaki.
- Hej. - odpowiada - Wybrałem już garnitur.
- Który?
- Granatowy, krawat czerwony, koszula biała. Nie będę wymyślał stroi jak Harry.
- No oczywiście. Myślę że ja też taki będę miał. - mówi Louis - Tylko czarny.
- Oczywiście. Chodźcie wezmę wymiary od was i wybierzemy modele.

Po dwóch godzinach wybraliśmy garnitury dla chłopaków. Blase jak zwykle marudził jaki kolor i tak dalej. Ale w końcu chłopcy mają granatowe garnitury, a Louis czarny. Pożegnaliśmy się z Freddim i odjechaliśmy każdy w swoją stronę. Podjechaliśmy pod jubilera, pod którym byłam ostatnio z Lucy i wzięłam ten komplet, który mi i mojej córce się spodobał. Louis chciał jeszcze wejść do marketu, dlatego skierowaliśmy się do sklepu.

*Louis

- Tato jeszcze te żelki! - woła Blase.
- Cholera Blase, już masz pięć innych. Po cholere więcej?!
- Bo te są moje ulubione, a tamte nowe smaki są.
- Dobra, ale już nic więcej.
- Ohh okej.
- Tato mogę wziąć z kilka piw? - pyta Taylor.
- Po co? Na co? Po cholerę?
- Louis zluzuj majty. Ludzie się patrzą na ciebie jak na debila.
- Kupisz mi te piwa czy mam prosić żula?
- Kupię, ale po co?
- A po co się kupuje? Chyba nie po to żeby leżały.
- Dobra. Bier.
- Tatooo!
- Co Blase?
- Mogę też piwo?
- Chyba cię pogrzało? Masz dziesięć lat!
- Żartowałem. Mogę sok? Pepsi?
- Weź to i to po zgrzewce bo i tak już w domu nic nie ma.
- Louis ja idę po jakieś winko dla nas.
- Tylko nie słodkie.
- Wezmę dla ciebie wytrawne, a dla siebie słodkie.
- Dobra dobra. Coś jeszcze ludzie? Bo wózek już cały napakowany.
- Nie!
- Chociaż.
- Co Blase? Zabawkę chcesz? - pyta Taylor.
- Nie bracie. Chcę gazetę.
- Louis idź już do kasy, a ja pójdę z nim po gazetę.
- Okej. Czekamy tutaj na was.

Stanąłem przy kolejce z Tylorem. Veronica z Blasem po pięciu minutach przyszli. Wybrał jakieś dziadostwo. Cieszę się, że moje starsze dzieci na takie dziadostwo nie wydawali kasy.

Po powrocie do domu Lucy i Emily siedziały w salonie i oglądały jakąś stacje muzyczną gdzie leciało "History". Popłakałem się gdy zobaczyłem nas w tym teledysku. Szkoda, że spieprzyliśmy niektóre sprawy w młodości.

- Tato co ci jest? - pyta Lucy.
- Ohh nic skarbie. Po prostu tęsknię za tymi latami młodości. Kiedy byłem z chłopakami w zespole. Poznawałem waszą mamę. To wszytko co jest teraz jest inne, nie jest gorsze, jest lepsze. O niebo lepsze, ale czasami chciałbym wrócić do tamtych czasów.
- Jezu tato, połóż się i prześpij. Ogarnij się, bo wszyscy jesteście razem i będziecie. Tylko jesteście już starzy i sprochniali. - śmieje się Lucy.
- Coś ty powiedziała? Sproóchniali? Kurdee ale cię wzięło cholero młoda.
- Tato ja też chcę śpiewać. - mówi Emily.
- Zobaczymy za osiem lat.
- Osiem lat? Czemu?
- Bo ja tak mówię, a teraz przepraszam. Posłucham się starszej córki i położę się w moim wygodnym łożu.
- Ejj Louis ono też jest moje. - oburzyła się Vera.
- Tak kochanie. Nasze wygodne łoże.
- No ja rozumiem. - śmieje się żona.

Poszedłem na górę i położyłem się na łóżku. Po chwili zasnąłem.

*Lucy

- Emily, Blase chodźcie tutaj!
- Co?!
- Gówno. Marsz do pokoju. Czekamy tutaj na was z Taylorem.
- No już.
- Słucham. - mówi Blase.
- Tata mówi, że często tęskni za starymi czasami, gdy byli wszyscy w zespole i takie tam. - mówię.
- No i dlatego wymyśliliśmy, żeby zrobić rodzicom jak i reszcie taki dzień tylko dla nich, by poczuli się jak te dwadzieścia lat temu. - dokańcza Taylor.
- Hmm dobry pomysł. - mówi Emily.
- A reszta wie?
- Lara i Joe i Angelica z Niną tak, natomiast reszcie trzeba powiedzieć. - mówię.
- Może zrobimy spotkanie u Freddiego? Zadzwonię do niego, czy możemy się za dwie godziny wszyscy spotkać.
- Dzwoń. - mówię.

*30 minut później

- Dobra wszyscy będą za godzinę u Freddiego. Amanda powiedziała, że chwilę się spóźni, bo Megan coś ma i musi z Lucasem chwilę na nią zaczekać.
- Dobra. To chodźmy na dół. I bliźniaki nie mówcie rodzicom nic, ma to być niespodzianka.
- No okej.

Przebrałam się szybko w lepsze ciuchy. Mimo bólu gardła jadę i może coś wymyślimy wspólnie. Ubrałam jak zwykle t-shirt z Adidasa w kolorze bordowym, na nią bluzę z adidasa lecz czarną. Getry czarne z adidasa i superstary. Cała w adidasie i do tego mała czarna torba z adidasa. Zakryłam niedoskonałości korektorem, rzęsy pomalowałam tuszem i brwi podkreśliłam. Zeszłam na dół, gdzie wszyscy siedzieli prócz taty.

- Mamo my wychodzimy.
- Gdzie i kto?
- Do Freddiego, w czwórkę jedziemy.
- No dobrze. Taylor prowadź ostrożnie. Wieziesz wszystkie moje dzieci.
- Spokojnie mamo. Debilem nie jestem.
- No wiem. Kocham was. Dajcie znać jak zajedziecie.
- No luz.
- Aaaaa... O której będziecie?
- Dam ci znać.
- Tylko nie późno.
- Luuz.

Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do Freddiego. Podczas jazdy Lara dzwoniła bo zapomniała numeru mieszkania. Po niedługim czasie byliśmy na miejscu.

- Cześć Freddie cześć Lara, Joe. - wołamy z bratem.
- Siadajcie. Zrobiłem lemoniady dla nas. Diana będzie późno więc mamy czas.
- Spoko. - słyszymy dzwonek do drzwi.
- Witajcie reszto! - śmieje się Freddie - Chodźcie bo musimy wszystko obgadać.
- Dobra dawajcie. - mówi Amanda.
- Tata i mama często mówią o swojej młodości. Kiedy to rodzice się poznali. Kiedy Harry z babcią i Gemma przyjechali do Polski. Kiedy się poznali. - zaczynam.
- Dlatego pomyśleliśmy, żeby zrobić im dzień tylko dla siebie. Dla naszych i waszych rodziców. Żeby mieli dzień wolnego i wspólnie bez nas spędzili wakacje... Albo kupimy im wakacje na tydzień.
- Ło dobry pomysł. - mówi Nina.
- Jestem za. - mówi Lara.
- Oni będą chcieli nas z kimś zostawić. - mówi Alice.
- Al jak coś to mamy Kubę. Zajmie się nami wujaszek. - śmieje się Taylor.
- W sumie.
- Może na ten tydzień wszyscy sprowadzą się do jednego domu? - proponuje Angelica.
- No w sumie. Można.
- Pomyślimy nad tym. Najpierw trzeba wymyśleć gdzie poleca.
- Może Włochy? W końcu tam zawsze w trasę jeździli i lubią to miejsce. - mówi Amanda.
- Tak jest! - mówi Freddie.
- Ejj Freddie zajmiesz się nami? - pyta Megan.
- Meg! Freddie nie będzie się nami zajmował tylko będzie mówił rodzicom, że będzie się nami zajmował, żeby sobie pojechali odpocząć.
- Dobra hotel im tutaj załatwię i lot. Myślę, że za tydzień już pojadą. Tylko pokoje muszę znaleźć. - mówi Freddie.
- No to świetnie. To my się zbieramy! - mówi reszta i wychodzą.

My zostaliśmy i wyszukaliśmy piec pokoji i dziesięć miejsc do samolotu w dwie strony. Zaplacilismy za wszytko gdyż każdy pisał do rodziców o przelew na konto Freddiego, bo on chce kupić coś dla ojca. A, że często takie sytuacje mieliśmy to nie robili problemu.

My New Brother ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz