Rozdział 84

104 3 0
                                    

*Lucy

Gdy wróciliśmy z mamą do domu poszłam na górę do swojego pokoju. Mój pokój jest jak na sypialnię duży. Mam białą szafę, a dokładnie to dwie, komodę, dwa regały na książki gdyż kocham czytać, biurko, toaletka i moje pojedyńcze łóżko z półeczką. Kocham moje cztery ściany, gdyż mogę się wyciszyć. Do mojej szafy włożyłam sukienkę i buty, które kupiłyśmy. Poprawiłam mój makijaż, gdyż za niedługo wychodźmy do Liama. Taylor poszedł już do Freddiego. Cieszę się, że mam starszych braci, a nie ja jestem tą najstarszą z rodzeństwa. Pomalowałam moje oczy mocniej, gdyż wcześniej miałam tylko pomalowane tuszem, a teraz domalowałam kreski. Dodałam trochę rozświetlacza od cioci Kylie. I pomalowałam moje usta ciemnym nudziakiem. Kocham te kolory pomadek, bo wygląda to pięknie. Chcę przypodobać się Joe. Nie chcę, żeby myślał o mnie tylko jako przyjaciółce. Mówiłam Amandzie o moich uczuciach. Była nawet zdziwiona, że to jej brat jest moim crushem. Zostawiłam na sobie bluzkę z adidasa i spodnie. Z moich długich włosów zrobiłam kucyka. Mojego iPhona schowałam do kieszeni spodni i zeszłam na dół.

- Córcia co to za okazja, że tak pięknie się pomalowałaś?
- Tato trzeba czasami ładnie wyglądać.
- Ja jeszcze nie chce mieć wnuków.
- Tato serio? Mogłeś coś lepszego wymyśleć.
- Idziesz z nami czy na imprezę? - pyta tatulek.
- Z wami..
- No dobra. Za pięć minut wychodzimy.
- Luuuz. - tata poszedł na górę, a ja poszłam do kuchni, gdzie była mama.
- Chcesz się przypodobać Joe?
- Yyy.. Trochę?
- Jeśli chcesz to zrobić, nie mam nic przeciwko. Zawsze cię pomaluje jeśli będzie trzeba.
- Mamo kocham cię. - mówię do mamy i przytulam ją.
- Też cię kocham.

*Louis

- Moje laski się tulą! - aż piszczę, kocham moją rodzinę.
- Taaak tatooo.
- Louis leć po bliźniaki i jedziemy do Payneów.
- Bahory na dół!!!! - wołam.
- Nie jesteśmy bahorami ojciec. - mówi Blase.
- Jesteście. Zakładać buty i jedziemy do wujka Liama.
- Łooo Jezu nie chce nooo. - mówi Emily.
- Ale my chcemy. - mówi Lucy - A sama nie zostaniesz.
- Kurwa.
- Słucham?! - mówi Vera - Nie mów mi tutaj takich słów. Jeszcze raz, a zobaczysz.
- Mamo chodźmy już.
- Już już. Idziemy Lucy. - mówię - Masz klucze do auta i wsiadaj.
- Dzięki. - wzięła i poszła do garażu.
- Co jej jest? - pytam żony.
- Zakochała się.
- Cco?
- Nie co. Tylko w kim?
- Noo w kim?
- Nie powiem.
- No powiedz. Jestem już stary, ale powiedz mi.
- Joe.
- Co Joe?... A. Czyli Lucy zakochała się w Joe. Ale chodzi ci o Payne?
- Tak.
- Słodko.
- Tak słodko. Ciekawe czy Joe to samo.
- Nie wiem.
- Mamo chodźmy już. - woła Emily.

Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Lucy dała mi klucz i odjechaliśmy. Ciekawe co z tą moją córeczką będzie. Po piętnastu minutach jesteśmy. Taylor zadzwonił że zostaje u Freddiego. Cieszę się, że moje dzieci mają ze sobą dobry kontakt i, że nie odtrącili Freddiego albo Freddie nie odtrącił rodzeństwa. Są naprawdę zgrani. Kocham ich. A moja żona z roku na rok robi się coraz piękniejsza. Mimo, że pomiędzy nami dziesięć lat różnicy to dla mnie nie ma znaczenia.

- Hej Liam. - witam się z moim przyjacielem.
- Cześć Lou. Cześć Vera. Hej dzieciaki. Gdzie Taylor?
- U Freddiego. Na "pogaduchy" poszedł. - specjalnie pokazałem też cudzysłów.
- Chodźcie. Cheryl jest w kuchni, a Lara i Joe u siebie. Tylko uważajcie na Joe.
- Czemu? - pytam ciekawy.
- Wczoraj taka jedna z nim zerwała i załamany.
- Ohh - tylko tyle umiem powiedzieć - Leć do niego go pocieszyć. - mówię do córki szepcząc.
- Okej. Tato.

Poszła na górę natomiast my poszliśmy omawiać nasze interesy.

*Lucy

Cholera wejść czy nie wejść.

- Lucy idź do niego.
- Lara boje się.
- Boi dupo leć do niego. Rozumiesz?
- Ohhh dobra. Ale jak się nie uda już się do ciebie nie odzywam do końca życia.
- Dobra. Jak chcesz.

Pukam do drzwi pokoju Joe i wchodzę.
- Hej Joe.
- Hej Lucy. Co tam?
- A nic ciekawego, a u ciebie?
- Pamiętasz Katerine?
- Ta twoja dziewczyna?
- No już nie dziewczyna.
- Joe będzie dobrze.
- Wiem, że będzie. Nie była nic wartą suką.
- Cco? Czemu?
- Zdradzała mnie na każdym kroku. Rozumiesz? Na każdym kroku. Cholera jak mogłem tego nie zauważyć?
- Ohh Joe będzie dobrze, nie była ciebie warta. Mogę coś zrobić?
- No tak.
- Tylko proszę nie znienawidz mnie. Okej?
- Cholera boje się.

Przez przepływ odwagi pocałowałam go. Pocałunek był chwilowy, jednak Joe oddał pocałunek i całowaliśmy póki nam tchu nie brakło.

- To było... - nie dokończyłam.
- Zajebiste. Nigdy nie całowałem się tak z nią.
- Przepraszam.. Ja poprostu... Nooo...
- Nie przepraszaj.
- Nie obraź się jak ci teraz coś powiem.
- No dawaj.
- K...kocham cię... Znaczy noo podobasz mi się.
- Lucy nie podejrzewałem cię o to. Ale ja nie wiem co powiedzieć.
- Ohh rozumiem. Przepraszam.. dobra nie będę się kompromitować.... Idę do Lary.
- Lucy stój. Nie idź. Poprostu poczekaj chwilę.
- Co?
- Daj mi chwilę się zastanowić.
- To ty myśl, a ja idę do Lary.
- Dobra.

Wyszłam z pokoju Joe. Cholera co ja sobie myślałam. Kieruje się w stronę pokoju Lary, jednak coś, a raczej ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga.

- Przepraszam cię. - mówi.
- Za co? - pytam.
- Jestem chujem, a ja czuję do ciebie to samo. Już wcześniej to czułem, ale byłem z tamtą. Nie chcę, żebyś myślała, że jestem chujem.
- Nie myślałam, nie myślę.
- Cieszę się. Zostaniesz moją dziewczyną?
- Ja? Joe oczywiście.

Ja piszczałam normalnie, a Joe wziął mnie na ręce i zaczął nami kręcić. Przez ten hałas Lara, bliźniaki, a nawet rodzice zlecieli się na korytarzu. Mama zaczęła piszczeć, a tata gwizdać.

- Co tu sie odjebało? - pyta Blase, przez co dostał w łeb od taty.
- No oni przecież na sto procent są razem. - mówi Lara.
- Tak. - krzyczę z Joe.
- No nie wierzę. - mówi Cheryl.
- Ja też. - mówi Liam.
- A ja wierzę. - mówi tata - Pamiętaj Joe jeśli zranisz moją córeczkę to wiesz co będzie, nie będę patrzył na to, że znam cię od pieluchy.
- Louis nie strasz bo się zesrasz. - mówi moja mama, a ja zaczęłam się śmiać, gdyż głupie odzywki u nas w domu to norma.
- Może chodźmy na dół. Dzieciaki dadzą radę, prawda?
- Tak.

Rodzice poszli na dół, a Emily z Blasem z nimi, pewnie oglądać telewizję. Lara na nas spojrzała i wepchała nas do jej pokoju.

- Więc ja wiedziałam, że to dzisiaj nastąpi. Pamiętacie? Za dokładnie cztery tygodnie masz urodziny Lucy. A tego samego dnia jest gala na którą idziemy wszyscy.
- No faktycznie.
- Ja to już mam strój.
- Świetnie. Więc... Lucy jaką masz sukienkę?
- Po co to?
- Powiedz.
- Róż pudrowy sukienka, do tego błękitne pantofle.
- Mhmm Joe będziesz miał czarny garnitur, białą koszulę i pudrowy róż krawat, oraz błękitną chustę.
- Serio?!
- Tak! Ja mam czarną mini i do tego ostre neonowe żółte szpilki. Mam już kopertówkę w tym samym kolorze co buty. Więc jestem przygotowana.
- Emily też. Mama też. - śmieje się.
- Już? - śmieje się Joe.
- Byłam z mamą dzisiaj kupić. Emily ma wszytko w tym samym kolorze.
- Słodko. W sumie ja z mamą mamy już stroje tylko jak zwykle tym facetom trzeba coś znaleźć.
- Haha mama to samo dzisiaj powiedziała.
- Lucy!! Idziemy!
- Ideę!! Niestety muszę już iść. - przytulam się do Lary, a później całuje Joe w policzek i schodzę na dół.
- Do zobaczenia. - mówi tata i wychodzimy.

Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy do domu.

- Ale się działo. - mówi tata.
- Jestem pod wrażeniem. - mówi mama.
- Ja też. - mówię.
- Najważniejsze, że jest dobrze. - mówi mama.

My New Brother ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz