Четырнадцать

2.5K 154 10
                                    

Od ich wycieczki na Pokątną minęły ze trzy, a może nawet więcej dni. Dla Harry'ego każdy z nich wydawał się taki sam i zaczynał się powoli gubić. Ranek zaczynał się od śniadania i niepewnych spojrzeń rzucanych w jego stronę przez klan Weasleyów. Ron co jakiś czas próbował do niego zagadnąć, ale go ignorował. Słowa, które wypowiedział chłopak nie były czymś, co łatwo można wybaczyć. Harry coraz częściej łapał się na tym, że być może Ron nie jest do końca takim przyjacielem, jakiego by chciał.

Po śniadaniu wymykał się do swego pokoju i czekał na Snape'a, by kontynuować naukę oklumencji i panowania nad przemianą. W pierwszym przypadku były widoczne małe postępy. Potrafił już sprawić, by woda zagotowała się w jego umyśle. Teraz pracował nad tym, by zwiększyć jej siłę spadania, tak by przygniotła agresora. To z opanowaniem swego dziedzictwa miał problemy.

Gdy już myślał, że potrafi przez dłuższą chwilę utrzymać swoją postać nawet wtedy, gdy Snape go dotykał mokrą dłonią, wystarczyło jedno muśniecie długich palców mistrza eliksirów, by zadrżał i z cichym westchnięciem zmienił się w mermaida. Co najdziwniejsze, profesor nigdy na niego nie wrzeszczał z tego powodu. Kazał mu jedynie ciężej ćwiczyć. Jednak najbardziej zaskakującą rzeczą było to, że mężczyzna zostawał przy nim po tych ćwiczeniach. Rozmawiali, dyskutowali, a czasem po prostu siedzieli, czytając własne książki czy notatki.

Często w tych chwilach Harry zaczynał nucić, a gdy zauważył, że mężczyźnie to nie przeszkadza ani nie wywołuje u niego takiego zamroczenia jak u innych, przestał się hamować. Zaczął śpiewać, czytając lub odrabiając pracę domową. Był to również pretekst dla Snape'a, by zostawać dłużej. Twierdził, że musi z nim zostać, ponieważ nie wiadomo, czy ktoś nie usłyszy go i nie postanowi zaatakować. Harry, słysząc tę wymówkę, tylko uśmiechał się. Miał wrażenie, że Snape lubi jego towarzystwo oraz głos i po prostu nie chce się do tego przyznać. Nie powiedział jednak tego na głos. On również coraz swobodniej czuł się przy mistrzu eliksirów i specjalnie dla niego śpiewał te piosenki, które powodowały, że mężczyzna nie odrywał od niego wzroku.

Kiedyś czuł się niepewny pod tym spojrzeniem, ale teraz była to niepewność wymieszana z euforią i podekscytowaniem. Podobało mu się to, że uwaga mężczyzny skupia się tylko na nim. Nie chciał jednak zastanawiać się nad powodem swojego zachowania. Na razie chciał po prostu czuć się dobrze przy mistrzu eliksirów. Ich relacje nabrały głębi i nie chciał tego psuć jakimiś bzdurnymi myślami. Był Gryfonem, nie musiał się zastanawiać nad tym, co będzie dalej.

OoO

Jednak dzisiejszy dzień nie był jak inne. Od rana Harry był podenerwowany. Snape odwołał ich spotkanie, ponieważ musiał się zająć ostatnimi sprawami przed jutrzejszym rozpoczęciem roku. Harry spakował się już wcześniej i nie miał co teraz robić. Od ponad dwóch godzin chodził po salonie, mrucząc coś pod nosem. Co jakiś czas nieświadomie drapał odsłonięte ramiona. Nie zważał również na zaniepokojone spojrzenia innych mieszkańców Grimmauld Place.

— Młody… — Syriusz stanął na drodze Harry'ego. — … coś ty taki nerwowy?

— Nie jestem zdenerwowany — odpowiedział, unosząc głowę. Black zamrugał widząc jego niezdrowo lśniące oczy.

— Nie jesteś chory? — Przyłożył dłoń do jego czoła.

— Nie — warknął, odpychając jego rękę. — Nie dotykaj mnie — powiedział, omijając go. Ponowił swoją wędrówkę po salonie.

— Zachowujesz się jak Lupin. — Syriusz zmarszczył brwi, stojąc pośrodku pomieszczenia. Odwracał się co rusz, by nie spuścić chrześniaka z oczu.

— Co to niby ma znaczyć? — spytał Harry, wciąż się nie zatrzymując.

— Jesteś rozdrażniony. Nie możesz ustać w miejscu nawet pięć minut. Nie chcesz by ktokolwiek cię dotykał. W dodatku ranisz się. — Widząc, że chłopak nie rozumie wskazał na jego ramiona. — Masz krwawe zadrapania.

Syreni śpiew Where stories live. Discover now