Десять

2.6K 129 8
                                    

— Harry, Harry! Obudź się, kumplu!

— Ron, daj mi spokój. Chcę mi się spać — wymruczał nastolatek, przykrywając głowę kołdrą.

— Harry Jamesie Potterze, natychmiast stawaj! — krzyknęła Hermiona, ściągając z niego przykrycie.

— Hermi? — Spojrzał na nią półprzytomnie. — Co ty robisz w męskim akademiku?

— Nie jesteśmy w Hogwarcie. — Dziewczyna złożyła ręce na klatce piersiowej, a jej prawa stopa niecierpliwie stukała o podłogę. Harry znał tę pozę. Oznaczało to, że jest w poważnych tarapatach, tylko nie wiedział, o co się go obwinia, ale znając życie zaraz usłyszy. — Możesz wyjaśnić co tu robisz?

— Śpię. — Rozejrzał się po pokoju, siadając powoli.

Po tym jak wysechł, wrócił do sypialni, którą dzielił z Ronem i padł jak martwy do łóżka. Był zmęczony, nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Nie myślał o niczym tylko o tym, by się położyć. To było jego największym priorytetem, nie zastanawiał się nawet nad tym, że przyjaciele mogą się o niego martwić. Teraz jednak rozumiał, że narozrabiał.

— Harry Jamesie Potterze — wymówiła ponownie pełne jego imię i nazwisko. Z całą pewnością miał problemy. — Nie tak dawno dowiedzieliśmy się, że wciąż jesteś połączony z Voldemortem, dzięki któremu może cię torturować, o czym zapomniałeś nam powiedzieć. Kiedy w końcu pozwolono nam wejść do twojego pokoju, by zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku, zostaliśmy jedynie puste łóżko. Przestraszeni, że coś ci się stało wezwaliśmy dorosłych, którzy również nie wiedzieli, co się z tobą stało. Wszyscy cię szukali, a kiedy Molly wysłała nas do sypialni, byśmy wreszcie odpoczęli, znaleźliśmy cię tutaj. — Jej głos stawał się coraz surowszy. — Możesz więc nam wytłumaczyć, o czym myślałeś, opuszczając ten pokój w swoim stanie bez poinformowania kogokolwiek, tylko po to, by przespać się tutaj? — Rozłożyła ramiona, wskazując na pokój pełen porozrzucanych ubrań, przedmiotów i plakatów, które powoli odczepiały się od ścian.

— Nie wiem — powiedział, co pierwsze przyszło mu na myśl.

— Nie wiesz? — Hermiona zbliżyła się do niego. — O czym ty w ogóle myślałeś, gdy my się o ciebie zamartwialiśmy? — Pochyliła się nad siedzącym na łóżku nastolatku.

— Nie myślałem! — odkrzyknął. — Byłem tak zmęczony, że jedynie na czym się skupiałem, to łóżku i nie jesteś moją matką, by mnie kontrolować — powiedział, mając dość tych wyrzutów. Nie zrobił przecież nic złego.

— Nie, nie jestem twoją matką. — Wyprostowała się. — Jestem tylko twoją najlepszą przyjaciółką, która wiele z tobą przeżyła i która się o ciebie martwi, ale wydaje się, że dla ciebie niewiele to znaczy. — Odwróciła się, nim Harry zdążył wymyślić przeprosiny. — Poinformuję innych, że się odnalazłeś i nic ci nie jest. — Wyszła z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Było to w pewien sposób gorsze niż trzaśnięcie nimi.

— Płakała, wiesz? — odezwał się Ron po minucie niezręcznej ciszy.

— Wiem. Widziałem ślady łez na jej policzkach. — Przeciągnął dłonią po włosach, ciągnąc niektóre kosmyki w frustracji.

— Była naprawdę zmartwiona tym, że wciąż masz połączenie z Sam-Wiesz-Kim i może cię on przez nie torturować. Nie pomogło również to, że nigdzie nie mogliśmy cię znaleźć.

— Wiem, zdaję sobie z tego sprawę — westchnął.

— Ja również jestem na ciebie wkurzony.

— Przepraszam, Ron. — Spojrzał na przyjaciela, który siedział na swoim łóżku.

— Przeprosiny tego nie załatwią — prychnął chłopak. — Wciąż jestem na ciebie zły.

Syreni śpiew Where stories live. Discover now