Двенадцать

2.7K 147 14
                                    

Cmentarz, Voldemort wyjawiający się z kotła, zaklęcie zabijające uderzające w Cedrika. Drugi rok: pojedynek, on przemawiający do węża. Strach w oczach innych uczniów, gdy dowiadują się, że jest wężousty. Kolejna zmiana: on na hipogryfie lecący nad jeziorem. Jego śmiech i uczucie euforii. To wspomnienie nie trwa długo. Znów widzi coś innego.

Znajduje się u Dursleyów. Ma teraz z siedem lat. Ciotka wrzeszczy na niego, że przypalił obiad. Dopiero uczy się robić trudniejsze posiłki, niektóre mu jeszcze nie wychodzą, ale kobietę to nie obchodzi. Pochyla się nad nim wrzeszcząc, że zmarnował dobre składniki. Jeśli nie zna ich wartości, to nie dostanie jedzenia przez najbliższe dni. Chce się wytłumaczyć. Ciotka nie słucha, uderza go w twarz otwartą dłonią. Impet jest zbyt duży, upada na kafelki. Kobieta łapie go za ramię, podnosząc z ziemi. Wciąż wrzeszcząc, wyciąga go z kuchni. Ma zamiar go zamknąć w schowku. Chłopiec nie protestuje. Przygryza wargę do krwi, by nie zacząć płakać. Policzek go piecze, ale go nie dotyka, nawet wtedy, gdy drzwi komórki zostają za nim zamknięte, a on zostaje pochłonięty przez ciemność. Ale ta ciemność jest inna. Nie ma żadnego jaśniejszego punktu. Nie ma światła, sączącego się przez szparę pod drzwiami. Jest tylko czerń, gęsta, lepiąca się czerń. Wrzeszczy, chce stąd wyjść.

Tak szybko jak to się zaczęło, tak szybko się to skończyło. Klęczy na podłodze. Jego ciałem targają dreszcze. Gardło go boli, żołądek chce się wyrwać na zewnątrz. Gdyby był pełny, już by zwymiotował, ale z czasem nauczył się nic nie jeść przed swoimi lekcjami ze Snapem. Ta była już siódma, jeśli dobrze pamiętał. Nie mógł myśleć, głowa go bolała. Chciał się zwinąć w kłębek i zniknąć, ale nie było mu to dane.

— Żałosne, Potter. — Nie unosi głowy, nawet wtedy, gdy profesor przystaje tuż przed nim. — To już nasze ósme spotkanie. — Czyli pomylił się w swoich obliczeniach. — A ty nie pokazujesz żadnych postępów. — Pochyla się nad nim i chwyta go za ramię. To samo zrobiła ciotka w jego wspomnieniach. Wyrywa się z jego uścisku, a z ust wymyka mu się skomlenie. — Potter. — Nie pozwala mu uciec. Chwyta go, tym razem za łokieć, i podnosi z ziemi — Musisz się z tym uporać. — Snape patrzy na nim surowym wzrokiem. — Gdy tylko napotykamy twoje wspomnienia z dzieciństwa, zaczynasz wpadać z panikę. Gdy oglądam twoje lata w szkole, starasz się jeszcze mnie wyrzucić ze swojej głowy, z marnym skutkiem, ale się starasz. Jednak, gdy wracamy do lat przed twoim pójściem do Hogwartu — zmrużył oczy — panikujesz. Chcesz mnie rozpaczliwie zablokować, ale strach cię paraliżuje. Im bardziej się starasz, tym bardziej zagłębiam się w twoje wspomnienia. — Mężczyzna obserwował nastolatka niczym kot zapędzoną w kąt myszkę. — Nie chcesz, bym zobaczył twoje dzieciństwo. Skupiasz się na tym, a nie na obronie, przez co cały twój umysł jest dla mnie dostępny. — Chwycił brodę nastolatka, unosząc ją. Ich oczy się spotkały. Harry nie wzdrygał się już przed dotykiem i bliskością mistrza eliksirów. Ich lekcje były pełne bliskości. — Masz to pokonać, Potter — powiedział surowo.

— Pokonać?! — Wyrwał się, odsuwając od profesora. — Czy to coś złego, że nie mam ochoty wspominać swojego dzieciństwa? Nie chcę również żebyś ty to widział. Będziesz miał tylko jeszcze dodatkową broń w obrażaniu mnie.

Harry wyglądał niczym skopany szczeniak. Mężczyźnie mogłoby być go żal, gdyby odczuwał takie emocje.

— Potter. — Skrzyżował ramiona na piersi. — Myślałem, że przeszliśmy ten etap na wcześniejszych zajęciach. Nie mam zamiaru dzielić się z nikim informacjami, jakie zdobędę. — Harry wciąż nie wyglądał na przekonanego. — Nie będę ich również używać w obrażaniu cię. Wszystkie sekrety, które ujawnisz w tym pokoju, są bezpieczne. Obiecałem ci to wcześniej.

— Mam ci zaufać?

W pierwszej chwili Severus pomyślał, że ten żartuje. Chciał zdobyć jego zaufanie, ale nie sądził, że tak szybko je uzyska. Potter nie mógł pytać na poważnie, ale te jego oczy, które patrzyły na niego znad okularów, były pełne nadziei. Przez tę niepewną minę wyglądał tak niewinnie i podatnie na każdą krzywdę. Cholera, to nie zmierza w dobrym kierunku.

Syreni śpiew Where stories live. Discover now