один

3.9K 159 46
                                    


Ostrzeżenia: Creature fick, non-canon

Harry Potter, Złoty Chłopiec Gryffindoru i ten, który przeżył liczne ataki ze strony Czarnego Pana, czuł się niepewnie. Spędzał kolejne wakacje u Dursleyów, którzy jak zawsze byli dla niego okrutni. Oczywiście nie torturowali go, przynajmniej tak uważał nastolatek. Jak zwykle musiał wykonywać wyczerpujące zadania, za które otrzymywał jedynie minimalne porcje jedzenia oraz długie godziny w zamknięciu. Były również poszturchiwania i kuksańce ze strony kuzyna, a także okazjonalne uderzenie pięścią od Vernona. Jednak nie sprawiało to, że był nerwowy. Nie miało również znaczenia to, że nie wiedział, co się dzieje w magicznym świecie oraz, że Dumbledore nie pozwolił mu spędzić wakacji z ojcem chrzestnym, którego niemal stracił podczas bitwy w ministerstwie. Tu chodziło o coś innego…

Od pewnego czasu Harry czuł się dziwnie. Swędziało go całe ciało, a ubranie nieprzyjemnie drażniło, zwłaszcza w okolicach nóg. W pierwszej chwili myślał, że to może jakieś uczulenie lub oparzenie słoneczne, ale na skórze nie było żadnych śladów, dlatego zbagatelizował to. Jednak było coraz gorzej.

Lato nie było zbyt upalne, a on wciąż pił wodę. Czuł się spragniony. Mógł ugasić je tylko czystą wodą, żaden inny napój mu nie pomagał. Oczywiście nie miał zbyt wielkich szans by napić się czegoś innego niż wody z kranu, ale gdy udało mu się wypić pozostawione przez Dudleya mleko lub niedobitą herbatę od razu ją zwracał. To go zaniepokoiło, ale starał się wyprzeć ze świadomości fakt, że dzieje się z nim coś złego. Wmawiał sobie, że się czymś zatruł. Byłoby to dobre wytłumaczenie, gdyby nie miał wilczego apetytu. Tu tkwił kolejny problem. Nie mógł jeść wielu produktów, którymi dotychczas się żywił. Sama myśl o mięsie, czy owocach powodowała, że się krzywił. Miał ochotę jedynie na ryby, których dotąd nigdy nie lubił. Jednak teraz, to właśnie one były pokarmem, który mógł zjeść nie obawiając się mdłości, co zakończyło się dla niego głodówką. Dursleyowie nie jedli przecież codziennie ryb i owoców morza, a nawet gdyby, to była mała szansa, że Harry dostanie z tego jakąś większą porcję. Dlatego półprzytomnie wykonywał swoje obowiązki.

Harry stał już od kilkunastu minut nad kuchenką, smażąc jajecznicę na boczku. Starał się oddychać przez usta, by nie czuć zapachu mięsa, ale pomimo jego wysiłków, żołądek zaczął mu się buntować. Nie mógł pozwolić sobie na wymioty, zresztą i tak nie miałby czego zwrócić. Dlatego, co jakiś czas przymykał oczy oddychając głęboko, starając się nie myśleć. Nie myśleć o tym co smaży, o słońcu, które mimo wczesnej godziny grzało niemiłosiernie, o wodzie, którą mógł znaleźć wszędzie. W kranie, wannie, dzbanku, w lodówce pod postacią kostek lodu. W wielkim akwarium, stojącym w salonie, w którym wraz z różnokolorowymi rybkami ciotki, pływały zwykłe, złote Dudleya. Wylądowały w nim, gdy kuzyn się nimi znudził.

Na samą myśl o rybach Harry oblizał łakomie wargi. Świadomość, że czuje głód, myśląc o zwierzątkach domowych wstrząsnęła chłopakiem. Przełykając nerwowo ślinę otworzył oczy.

Przestań! To nie jest normalne. Nie jesteś aż takim dziwolągiem. Pomyśl o czymś innym. Popatrz na bawiące się dzieci lub na drzewa.

Zdeterminowany wbił wzrok w okno, znajdujące się nad kuchenką. Przez chwilę uspokajał się, obserwując zadbany ogród. To była jego zasługa, że podwórko wyglądało tak, a nie inaczej. Mimo, że praca była ciężka, to jednak lubił w pewien sposób te wszystkie, domowe obowiązki. Dbanie o ogród, czyszczenie, a najbardziej gotowanie. Lubiłby je nawet bardziej, gdyby nie był zmuszany do ich wykonywania.

Śledził wzrokiem klomby i róże, które posadził dwa tygodnie temu. Ich płatki były intensywnie czerwone. Wszystko było żywe i kolorowe, nic nie usychało, tak jak u sąsiadów. Była to zasługa spryskiwaczy, które włączały się cztery razy dziennie.

Syreni śpiew Where stories live. Discover now