Три

2.6K 137 19
                                    

Hogwart wczesnym porankiem był cichy i nie miało znaczenia, że trwały wakacje i w zamku nie było żadnych uczniów. Nawet w czasie roku szkolnego niewiele osób decydowało się wyjść z ciepłego łóżka o czwartej nad ranem. Żadna zakochana para nie wymykała się na potajemną schadzkę. Nikt nie był na tyle przytomny, by sprawić przyjacielowi lub wrogowi jakiegoś paskudnego psikusa. Każdy z nastolatków wolał o tej porze pogrążyć się w słodkim śnie. Nauczyciele również zażywali odpoczynku zanim zostaliby zmuszeni do radzenia sobie z gromadą bachorów. Miało się wrażenie, że nawet duchy śpią. Może właśnie dlatego, była to ulubiona pora nauczyciela eliksirów.

Severus Snape siedział w swobodnej pozie, w swoim ulubionym fotelu. W jednej ręce trzymał filiżankę zielonej herbaty, a w drugiej książkę. Nieświadomie gładził palcami jej grzbiet. Co jakiś czas wargi mężczyzny krzywiły się lekko w coś, co można by nazwać uśmiechem, gdyby Mistrz Eliksirów zniżył się do takiego poziomu. Ubrany był w czarne, lniane spodnie i rozpiętą, zieloną koszulę. Mógł sobie pozwolić na tak lekki ubiór. Minie kilka godzin nim będzie zmuszony ubrać swoją codzienną szatę. Nie przeszkadzał mu chłód lochów ani wczesna pora. Jako szpieg rzadko zażywał spokojnego snu. Nauczył się spać niewiele i doceniać spokój, który dawała mu wczesna pora, jednak tym razem nie miał czasu by się nim nacieszyć.

W kominku buchnął ogień, a w zielonych płomieniach pojawiła się twarz dyrektora.

- Severusie, mógłbyś przyjść do mojego gabinetu?

Mężczyzna niechętnie oderwał wzrok od lektury. Znał Albusa wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie była to prośba. Brak niepokoju w głosie starszego czarodzieja upewnił go, że nie jest to jakaś nagła sytuacja, która wymaga natychmiastowej jego obecności.

- Albusie, wiesz która jest teraz godzina? - zapytał spokojnie, patrząc na uśmiechniętą twarz przełożonego.

- Dokładnie czwarta siedemnaście.

- I? - Czarne brwi uniosły się do góry. - Nie wydaje ci się, że normalni ludzie śpią o tej porze?

- Tak, ale ty jesteś wyjątkowy, Severusie - odpowiedział z pewną łagodnością. Mężczyzna słysząc ten ton prychnął. - Od bardzo dawna nie śpisz o tej godzinie. Przydałby ci się ktoś, kto zatrzymałby cię w łóżku.

- Albusie nie jesteś moim alfonsem, by organizować mi towarzystwo. - Zmrużył oczy. Wyglądał teraz jak drapieżnik.

- Nie mówię o jedno nocnych przygodach. - Staruszek brzmiał na urażonego tą insynuacją. - Myślę o kimś na stałe. O kimś kto pozwoliłby ci się uporać z tym wszystkim, kto mógłby... - Przerwało mu uderzenie porcelany o blat stolika.

- Nie waż się za mnie decydować - wysyczał, unosząc się z miejsca.

- Severusie...

- O której mam do ciebie przyjść? - przerwał mu ponownie.

Nie chciał wysłuchiwać monologu dyrektora o tym, jaki to jest nieszczęśliwy i samotny. Sam wybrał takie życie i nikt oprócz niego samego, nie miał prawa mówić mu, czy postępuje właściwie, czy nie. Nawet Dumbledore, który był dla niego niczym ojciec.

- Teraz - westchnął. - jest coś, czym tylko ty możesz się zająć.

- Zaraz będę. - Odwróciwszy się plecami do kominka, zaczął powoli zsuwać koszulę ze swoich ramion.

- Severusie. - Zamarł. Czekał na dalsze słowa. - Zostań w mugolskich ubraniach. - To powiedziawszy zniknął w płomieniach.

Snape przeklinając dyrektora i cały Gryffindor, gdyż cokolwiek się działo zawsze było winą mieszkańców tego domu, zaczął zapinać guziki koszuli. Jeszcze tylko założył buty i chwycił płaszcz. O tej godzinie na dworze wciąż było chłodno. Po niecałym kwadransie znalazł się w gabinecie swego mentora. Albus już na niego czekał.

Syreni śpiew Where stories live. Discover now