Rozdział 6

2.7K 97 21
                                    

Spadaliśmy w dół i w dół, a co chwila na zakrętach zderzaliśmy się nawzajem. Tunel zdawał się nie mieć końca, ale jednak po kilku chwilach dostrzegłam światło i wielki otwór. Pierwsza połowa naszej gromadki już wypadła z niego, a po chwili i my. Krasnoludy pospadały jeden na drugiego. Miałam szczęście, że spadłam jako ostatnia, bo inaczej zostałabym przygnieciona przez Bombura.

Jęknęłam z bólu, byłam cała poobijana. Właśnie miałam się podnieść, kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie mocno za ramiona i ciągnie do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam całą gromadę goblinów, a jeden z nich zaczął odciągać mnie od Kompanii.

- Kili! - wrzasnęłam.

Po chwili reszta goblinów zaczęła po kolei brać pozostałe krasnoludy wraz z naszym włamywaczem.

- Lia! - słyszałam za sobą głos Kiliego.

Szarpałam się by uwolnić się z uścisku goblina, ale był zbyt silny. Chciałam chwyć mój sztylet, który miałam z tyłu, ale goblin to zauważył i wyrwał mi go z ręki po czym uderzył w twarz.

- Zostaw ją! - krzyknął Thorin, ale goblin zachowywał się tak, jakby go w ogóle nie słyszał.

Ich kryjówka była we wnętrzu góry. Była ogromna, wszędzie było pełno drewnianych mostów i pochodni, które miały oświetlać drogę. Gobliny poprowadziły nas przez kilka z tych mostów, a ja nie wiedziałam dokąd nas ciągną, ale wiedziałam, że na pewno nie na żaden poczęstunek powitalny na naszą cześć. No chyba, że ten poczęstunek miał być przygotowany właśnie z nas.

Szliśmy spory kawał drogi aż ku naszym oczom pokazało się, że tak powiem "Miasto Goblinów". Było widać domki, każdy innej wielkości i każdy był zbudowany z drewna. Droga do nich wiodła po przez mosty podobne do tych, którymi szliśmy.

Nagle rozległ się dźwięk jakiegoś rogu, a po chwili dało się słyszeć muzykę. Dość dziwaczną, ale goblinom się podobała. Szliśmy w stronę, z której ona dochodziła. Miałam złe przeczucia.

Po chwili usłyszałam głos. Ktoś śpiewał do tej melodii. Głos był bardzo doniosły, a osoba, do której on należał strasznie fałszowała. Podeszliśmy bliżej i ujrzałam kolejnego goblina, ale dziesięć razy większego i grubszego od pozostałych. Na głowie miał drewnianą koronę, a pod nią garstkę długich szarych włosów. W ręku trzymał drewniane berło, na którym końcu umieszczona była czaszka jakiegoś zwierzęcia. Miał też brodę, ale nie taką jak niektóre krasnoludy z naszej Kompanii. Ta była bardziej z jego ciała i była dość długa. Domyśliłam się, że to musiał być ich król. Król Goblinów. Jego morda była tak szpetna, że po prostu szkoda słów.

Śpiewał, a po chwili zaczął i tańczyć. Za każdym razem, gdy wymachiwał tym swoim berłem musieliśmy się schylać, by nim nie oberwać. Muzyka po kilku chwilach zaczęła się kończyć i on wreszcie również zakończył swój śpiew.

Stanęliśmy całą naszą Kompanią i czekaliśmy co powie król. Stałam pomiędzy Balinem, a Dwalinem. Kili stał niedaleko nas, a za nami dostrzegłam także Thorina. Ale jednej osoby mi brakowało.

Bilbo - pomyślałam. Gdzie on jest, przecież był tu jeszcze przed chwilą?

- Balinie - szepnęłam. - Gdzie jest Bilbo?

Krasnolud rozejrzał się.

- Nie mam pojęcia. - odparł. - Przecież...

- Cisza! - wrzasnął na nas Goblin.

Przyglądał nam się chwilę, po czym usiadł z powrotem na swój tron. Zdeptał przy tym jednego z goblinów, który jak sądziłam służył jako jego podnóżek.

The Hobbit  | Kili (PL) Where stories live. Discover now