LVI - Przesiedlanie naprawdę się zaczęło.

946 62 32
                                    

Nie wiem co napisać, więc po prostu wstawię rozdział.

**********

Ręką zakryłam usta, ostatkami sił powstrzymując się od krzyku. Wszystkie moje mięśnie zwiotczały, a ja sama trzęsłam się jak galareta. Wiedziałam, że muszę myśleć racjonalnie, lecz strach przesłonił mi rzeczywistość. Stojąc tak na skraju zakrętu, za żadne skarby nie mogłam wpaść na dalszy plan postępowania. Mój umysł dosłownie się zablokował. A światło zbliżało się do mnie w zastraszająco szybkim tempie.

Postanowiłam więc zdać się na instynkt. Dlatego, nie zastanawiając się już nad niczym, błyskawicznie otworzyłam drzwi od łazienki znajdującej się obok mnie i weszłam do środka.

A tak się wypierałam.

Pochłonęła mnie ciemność oraz wilgoć. Mogłoby się wydawać, że powietrze jest tak gęste, by bez problemu ciąć je nożem. Ponadto ciężkie, wprowadzające do pomieszczenia przytłaczającą atmosferę grozy. Wzdrygnęłam się ze strachu, po omacku wchodząc głębiej, w stronę prysznicy. Pod podeszwami czułam substancję o niepokojącej konsystencji, wydawało mi się, iż kroczyłam po czymś lepkim i klejącym. I to nie mogła być woda.

Zatrzymałam się, kamieniejąc. To ewidentnie krew. Nie było innej opcji. Teraz, gdy już sobie to uświadomiłam, byłam przerażona do granic możliwości. Dosłownie o parę kroczków od wpadnięcia w głęboki dół paniki. Dół, który zasypałby się gdybym do niego wpadła. Całe moje ciało przepełnione było adrenaliną i wręcz wydawało mi się, że pulsuje.

Jednakże co wolałam?

Chodzenie po krwi czy możliwość śmierci z rąk kogoś z korytarza?

Może krew wcale nie jest taka zła.

Mocno zacisnęłam szczękę i powoli weszłam do jednej z kabin. Starałam się nie myśleć i nie rozważać żadnej z możliwości, co mogłoby mi się tutaj stać. Czułam, jak podeszwy moich butów kleją się do podłoża, brodząc po czerwonej substancji. Krople lepkiej cieczy kąpiące z umywalek oraz pryszniców obok, sprawiały, że w powietrzu unosiła się aura śmierci. Wydawać by się mogło, że właściwie była to aura mojej śmierci. Przełknęłam ślinę, na próżno próbując pozbyć się guli w gardle. Pozostało tylko czekać.

Jedną nogę położyłam na pokrętle od kranu, aby podsadzić się ponad kabinę, po czym lekko wychyliłam do przodu, obserwując drzwi od łazienki. Przez szczelinę w dole drzwi, dostrzegłam przesuwające się po podłodze, coraz bardziej intensywne światło latarki. Mocno zagryzłam wargi próbując uspokoić skołotane serce. Dźwięk twardych kroków z każdą sekundą się nasilał, wprowadzając większą dawkę niepokoju do mojego organizmu.

Tylko spokojnie, on o tobie nie wie.

Wtem zapadła cisza. Nie było słychać już żadnego odgłosu dochodzącego z korytarza. Jedynie krople uderzające o ziemię świadczyły o tym, że nie ogłuchłam. Błysk latarki mignął pod drzwiami, a potem lekko oświetlił pomieszczenie, wpadając przez dziurkę od klucza. I na tym się zatrzymał. Od razu wydedukowałam sobie co to jest grane. Ktoś musiał stać przed wejściem.

Zacisnęłam pięści, modląc się aby postać nie postanowiła sprawdzić tej łazienki. To mogłoby się skończyć co najmniej tragicznie. Usłyszałam skrzeczące skrzypienie naciskanej klamki, wstrzymując powietrze.

I nic. Po chwili światło latarki zniknęło, a odgłos twardych kroków zaczął ucichać. Ktokolwiek stanął przed tą łazienką, bał się do niej wejść bardziej niż ja.

Zresztą, wcale się nie dziwię.

Ostrożnie wyszłam z kabiny, nasłuchując czy osoba definitywnie ruszyła dalej. Gdy poczułam się względnie bezpieczna, z lękiem pomaszerowałam w stronę drzwi. Po drodze mimowolnie skierowałam swój wzrok na lustro, czego od razu pożałowałam. Moje tęczówki w mroku wariowały. Widziałam siebie jako martwą, obłąkaną duszę. Nie mogłam uwierzyć, że chuda postać z nogami we krwi i włosami mokrymi jakby ktoś przed chwilą ją podtopił była mną. A jednak.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now