JUZP XIV - Trzy dni ciągnące się w nieskończoność.

3.3K 276 34
                                    

Jako, że wiosna zawitała w Polsce już na dobre, a z każdym kolejnym dniem temperatura na zewnątrz się zwiększała, po południu nadszedł czas na grupowe wyjście na dziedziniec. Byłam naprawdę podekscytowana, lecz powodem mojego pobudzenia nie był o tyle sam potencjał doświadczenia promieni słonecznych po raz pierwszy od ponad miesiąca, co raczej szansa na skontaktowanie się z Alexandrem oraz Maćkiem  i obmyślenie jakiegoś sensownego planu działania. 

Było to możliwe z dwóch powodów. Po pierwsze - teren placu zewnętrznego był naprawdę ogromny, a dodatkowo nie wszystkie jego punkty były dokładnie objęte przez kamery, co dawało dużą dowolność na ukradkowe spotkanie się gdzieś z dala od kontrolujących nas opiekunów. Po drugie - na dwór bloki zawsze wychodziły parami, co znaczyło tyle, że A9, do którego należał Maciek, będzie spędzać czas wolny razem z A10, do którego należałam zarówno ja i Alicja. No właśnie. A co działo się z Alexandrem? Gdzie on był przypisany?

Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Miałam wrażenie, że od naszego ostatniego spotkania rozpłynął się w powietrzu. Mimo, że teoretycznie powinien trafić na mój blok, ponieważ tylko tutaj zostały wolne pokoje, to jednak przez trzy ubiegłe dni nie widziałam go ani razu. Zarówno w głównej sali dziennej podczas czasu wolnego, jak i podczas zajęć grupowych oraz posiłków na stołówce. I choć stwierdzenie, że się o niego martwiłam byłoby lekką przesadą, to jednak czułam nieznaczny niepokój w związku z tym, że zniknął. Głównie dlatego, że ,,zniknięcie"  z miejsca takiego jak to, zazwyczaj nie niosło za sobą niczego pozytywnego. Wręcz przeciwnie, było bardziej jak wyrok. 

Czy coś mu się stało?

Moje rozmyślania przerwał głośny dzwonek. Oznaczał on wyjście na podwórze. Jak oparzona zerwałam się z łóżka, czym prędzej narzuciłam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wyszłam na główny korytarz, nie czekając na Alicję. Musiałam przyznać, iż dzisiejszy dzień zaliczyłabym do kategorii tych dziwnych. Niby nie stało się jeszcze nic szczególnego, aczkolwiek od momentu obudzenia czułam się tak...oderwana od rzeczywistości. Cały czas pogrążona byłam w swoich własnym myślach i nie mogłam się skupić na niczym, co związane było ze światem realnym. Wydawało mi się, że tkwię pomiędzy jawą, a snem. 

Czy na moje samopoczucie mógł wpłynąć fakt, że jeszcze niedawno przywoływałam do pamięci traumę sprzed kilku tygodni? Być może. A być może było to coś więcej.

 - Wychodzimy parami. - po kilku minutach oznajmiła jedna z naszych opiekunek. - Macie 45 minut czasu na świeżym powietrzu, jakby ktoś chciał udać się do łazienki, zapraszam do informowania kogoś z nas, abyśmy dały klucz do zewnętrznej toalety. - pobieżnie wskazała kobiety stojące obok. - Koce i gry planszowe leżą przy naszym stoliku. - uśmiechnęła się, jak na mój gust, bardzo sztucznie. 

- Chodźmy jak najdalej od tych bab. - szepnęłam do Alicji, kiedy opiekunki siłowały się z potężnymi drzwiami wyjściowymi. - Najlepiej w stronę północno-wschodniej części. Tam mało kto chodzi, bo w pobliżu są ścieki i nie pachną za ciekawie. Dlatego to idealne miejsce. - poinformowałam ją, jedocześnie licząc w duchu na to, że Maciek wpadnie na mój tok myślenia i również się tam wybierze.

- Poczekasz tam na mnie? - zapytała, uśmiechając się wstydliwie. - Chyba jednak chce mi się siku.

Serio? Nie mogła przemyśleć tego wcześniej?

- Dobra. - zgodziłam się, bo co niby innego miałam zrobić. - Trafisz tam? - dopytałam, na co dziewczyna skinęła głową.

Po udaniu się na zewnątrz rozdzieliłam się z niebieskooką, udając się w stronę wcześniej wyznaczonego miejsca. Sprawnie ominęłam innych pacjentów i przeszłam przez betonową część placu, udając się na łąkę. Jak na razie, nie było tam nikogo. Na marginesie, łąką nazywamy skrawek dziecińca obsiany trawą i niewielkich rozmiarów krzewami, idealnie nadający się na leniwy odpoczynek. A przynajmniej ja go tak nazywam, ponieważ strażnicy traktują nas tu, jak owce do wypasu. W każdym razie, przebiegłam po zielonej trawie, podbiegając do najdalszej ławki, usytuowanej w miejscu bezpiecznym od wszystkich podejrzliwych spojrzeń i usiadłam w oczekiwaniu. Co jakiś czas rozglądałam się za siebie w poszukiwaniu Maćka i Alicji,  jednak widocznie nie spieszyło im się na spotkanie.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now