Prolog

13K 548 34
                                    

Wiatr delikatnie muskał moje ramiona. Leżałam na polanie, pozwalając, aby promienie słońca grzały mi policzki. A może były to urojenia osoby chorej psychicznie? Nie, byłam całkowicie zdrowa. Nawet więcej niż zdrowa, rozpierało mnie nieskończone szczęście. Czułam się wolna, jak ptak wypuszczony z klatki. Trawa otulała zwiewnie moją miękką skórę. Leżałam tak w stanie błogości, ba, w stanie nieważkości wręcz. Nagle ktoś się zjawił. Ciemna postać z łańcuchami na karku. Szła po mnie, to było pewne. Przełknęłam głośno ślinę. Zbliżała się do mnie powoli, aczkolwiek pewnie. Wiedziałam czego chce. Ale nie mogłam tam wrócić. Nie, nie wytrzymałabym. Otworzyłam usta by krzyknąć, jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku.

- Marlena! Marlena! - wołał mnie głos z zewnątrz.

Polana zaczęła się rozmazywać, odchodzić. Czarna postać również zniknęła. Obudziłam się.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now