JUZP XII - Wtajemniczenie Alicji

3K 267 19
                                    

Od trzech dni, moje życie toczyło się normalnie. Oczywiście, jeśli normalnym można nazwać siedzenie w psychiatryku. Rutyna zaczynała mi doskwierać. Spanie, jedzenie, mycie, spanie...i tak w kółko. W wolnych chwilach rozmyślałam nad wszystkimi informacjami, jakie udało mi się zdobyć podczas ostatniej nocnej wyprawy i starałam się nie zwariować przez niepokój, jaki nachodził mnie na myśl o niektórych sytuacjach, jakie się wtedy wydarzyły. Za wszelką cenę próbowałam sobie wmówić, że da się wytłumaczyć je w jakiś naukowy sposób, aczkolwiek im bardziej się starałam, tym mniej mi to wychodziło. Nurtował mnie również temat eksperymentu, o którym wicedyrektor szpitala wspomniał w liście do Kowalczyka. Czyżbyśmy mieli czuć się zagrożeni? Może stanie się obiektami badawczymi było tylko kwestią czasu, a może już teraz wszyscy nimi byliśmy, nie będąc nawet tego świadomym. Jeśli moja hipoteza była prawdziwa, oznaczało to, że nie mogę ociągać się i zwlekać z moimi wyprawami. 

Na całe szczęście jakiś czas temu udało mi się ukradkowo porozmawiać z Harrym na szpitalnej stołówce, gdzie potajemnie przekazał mi wiadomość o dacie kolejnego zebrania rady. 29.04, środa. Czyli mówiąc prościej - za dwa dni. Im bliżej było wyznaczonego dnia, tym bardziej się stresowałam. Szczególnie dlatego, że od czasu ostatniego obchodu nie zamieniłam ani jednego słowa z  Maćkiem i Alexandrem. Nie miałam również opracowanego żadnego planu działania, ani strategii, z jakiej tym razem skorzystam, aby wymknąć się z pokoju na całą noc. Podsumowując - byłam w głębokim dołku.

Jedynym z plusów mojego siedzenia w pokoju, był fakt, że zbliżyłam się z Alicją. Coraz więcej rozmawiałyśmy, dzieląc się wspomnieniami z życia sprzed trafienia do ośrodka, jak i zabawnymi historiami z dzieciństwa oraz najbardziej ciekawymi zainteresowaniami. Debatowałyśmy również nad rankingiem najlepszych filmów i seriali oraz wspólnie wzdychałyśmy do przystojnych gwiazd Hollywood. Ot, takie dziewczyńskie zajęcia. Naprawdę dobrze spędzało mi się czas z blondynką. Mogłam przyznać, że zyskała moją sympatię. Jednak pomimo naszych przyjacielskich stosunków, wciąż nie opowiedziałam jej, co takiego miało miejsce trzy dni temu. Dziewczyna żyła w przekonaniu, że całą noc grzecznie spałam w łóżku obok, w ogóle nie opuszczając naszego pokoju i właściwie mi to odpowiadało. 

Wizja wtajemniczenia jej we wszystko wywoływała we mnie niewytłumaczalny stres i skrępowanie. Czy naprawdę chcę, aby stała się częścią tego wszystkiego? Dodatkowa osoba w drużynie dałaby nam pewną przewagę, lecz...no właśnie. Byłaby to zarazem dodatkowa osoba, o której zdrowie i życie trzeba się martwić. A już zdążyłam się przekonać, jaki ten szpital jest zdradliwy.

Czy mam prawo zataić przed nią prawdę, tylko dlatego aby nie narażać jej na niebezpieczeństwo?

Z rozmyślania wyrwał mnie głos blondwłosej koleżanki.

- Marlena!

- Co chcesz, Ala? - z przyzwyczajenia przybrałam ironiczny ton.

Chyba za długo przebywałam z Alexandrem.

- Okej, okej to nie przeszkadzam. - uniosła ręce w geście obronnym.

- Nie przeszkadzasz. - westchnęłam. - Po prostu się nad czymś zastanawiałam.

- Nad? - popatrzyła na mnie w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

Już miałam wymyślić na poczekaniu jakieś beznadziejne kłamstwo, lecz właśnie wtedy, pod wpływem chwili, zdecydowałam się wtajemniczyć ją w temat wyprawy. Miałam już dość ciągłego zamartwiania się tym, co powinnam zrobić i rozważania wszystkich możliwych za oraz przeciw. To nie było dla mnie. Koniec końców byłam przecież tylko impulsywną piętnastolatką.

- Powiem ci, tylko musisz mi coś obiecać. - zaczęłam enigmatycznie.

- Mogę obiecać ci cokolwiek, o ile nie jest to dożywotnie sprzątanie naszej toalety. - odpowiedziała, na co się zaśmiałam. Jednakże mój uśmiech zgasł już moment później, zastąpiony przez powagę. - Szybko zmieniasz nastroje. Prawdziwa kobieta.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now