JUZP VII - Gdybym nie była dobrze wychowana, każde słowo byłoby przekleństwem.

4.2K 361 34
                                    

Wzięłam głęboki oddech i chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku odgłosu. Kurczowo zaciskałam w dłoni mój skarb-telefon. Bałam się, iż jakieś paranormalne istoty wyrwą mi go zaraz, a potem wezmą się za mnie.

Chyba naoglądałam się za dużo horrorów. No i się doigrałam.

Nikt się nie odzywał. Panowała kompletna cisza, przerywana jedynie przez nasze niespokojne oddechy. Małymi kroczkami posuwaliśmy się o kolejne stopnie w dół, aby wreszcie stanąć przed wejściem na oddział zamknięty. Ku naszemu zdziwieniu (oraz przerażeniu), drzwi były szeroko otwarte. Przełknęłam ślinę, próbując powstrzymać się od ucieczki.

Przed nami znajdowało się naprawdę przestronne pomieszczenie, za dnia pełniące funkcję poczekalni dla gości i rodzin pragnących odwiedzić pacjentów z B. Jednak każdy głupi wiedział, że to była tylko formalność.

Nikt tu NIGDY nikogo nie odwiedzał.

Odgłos znowu rozbrzmiał. Skrzypienie robiło się coraz bardziej miarowe, a co za tym idzie, budzące coraz większą trwogę.

Gdybym nie była w miarę dobrze wychowana, każde wypowiadane przeze mnie w tym momencie słowo byłoby przekleństwem.

Z mroku powoli zaczął wyłaniać się kształt krzesła. Drewnianego, bujanego krzesła. Wbiłam wzrok w tajemniczy mebel. To on wywoływał ten potworny dźwięk. Z każdym bujnięciem, przeraźliwie skrzypiał. Moi towarzysze odetchnęli z wyraźną ulgą. Jednak nie ja. Źrenice momentalnie rozszerzyły mi się ze strachu. Nieporównywalnie większego, niż czułam poprzednio.

Kto w tak nowoczesnym miejscu chciałby trzymać tak starą rzecz?

Po moim ciele przeszły dreszcze, gdy uświadomiłam sobie jeszcze jedną rzecz.

- Chłopaki? - powiedziałam drżącym, słabym głosem. - Kto je rozbujał?

Od razu zrozumieli. Okna były zamknięte, bez klamek, więc nie mógłby to być przeciąg. Alex zacisnął dłonie w pięści, wyraźnie zdenerwowany. Maciek z niepewnym wyrazem twarzy wpatrywał się ciemność. Tu nie działo się nic dobrego. Ktoś musiał przecież wprawić to krzesło w ruch, prawda? Tylko kto? Na myśl o tym poczułam ścisk w żołądku.

- To chyba jednak nie był dobry pomysł.- przyznał mi rację Maciek. - Wracajmy.

Kiedy chłopak zrobił krok do tyłu, usłyszeliśmy trzask. Z przerażeniem w oczach pobiegłam do drzwi. Były zamknięte. Zamknięte na klucz, mimo że na klatce schodowej nie było zupełnie nikogo.

Kto mógł nam to zrobić?

- Co tu się, kurwa dzieje? - rzekł blondyn, napierając na drzwi.

Zaczęłam zachłannie łykać powietrze. Za każdym razem kiedy naprawdę mocno się bałam albo stresowałam, kręciło mi się w głowie i nie mogłam złapać oddechu. Tak było i tym razem. Wpadłam w panikę i za żadne skarby nie potrafiłam się opanować. Zwyczajnie zaczęłam się dusić. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Złapałam się za klatkę piersiową, siadając na podłodze. Uspokój się Marlena, to tylko drzwi. Nie zginiemy. Nic się nie jest, oddychaj. powtarzałam sobie.

- Co z tobą? - spytał zaniepokojony Alex.

Nie odpowiedziałam. Pokiwałam mu tylko głową, że to nic takiego. Chyba nie wyglądałam zbyt przekonująco, ponieważ chwilę później usiadł koło mnie.

- Nic nam nie będzie, spokojnie. - powiedział łagodnym głosem. - Można zamknąć je pewnie również przez system sterowania z jakiegoś pomieszczenia. Ktoś mógł zobaczyć nas na kamerach.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now