XLIX- Bierzemy sobie wolne.

2.3K 213 64
                                    

- Gdzie jest Alicja? - Spytałam cichym głosem, kiedy nareszcie się uspokoiłam. Nadal znajdowałam się w ramionach bruneta.

- Kazałem jej wyjść. - Odparł spokojnie.

Byłam mu tak bardzo wdzięczna, że to zrobił. Nie chciałam, aby ktokolwiek kiedykolwiek widział jak bardzo sobie nie radzę.

- Przepraszam, że musiałeś widzieć mnie w tym stanie. - Wbiłam zawstydzony wzrok w ziemię.

- Jeśli pomogłem ci chociaż trochę, wiem że mam po co tu być. To moja wewnętrzna potrzeba.- Dosłownie rozpłynęłam się w jego uśmiechu. Był taki piękny i promienny, że mogłabym oglądać do do końca moich dni.

- Dziękuję. - Wyszeptałam.

- Jak się czujesz? - Zapytał zmartwionym, opiekuńczym głosem.

- Czuję się...spokojnie. Jakbym była w miejscu na ziemi, w którym powinnam być. - Odpowiedziałam szczerze. Nie miałam powodu, aby skrywać swoich uczuć.

Alex powoli podniósł nas do pozycji siedzącej i spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich ulgę i prawdziwą radość, taką samą jak przy naszym pocałunku. Ten widok całowicie roztopił moje serce.
Tak, to jego kocham. Właśnie jego. I tylko jego.

Brunet był tym kogo kochałam ponad wszystko. Nie chciałam od niego prezentów, komplementów czy obietnic. Pragnęłam jedynie jego miłości. Tego, aby po prostu mnie kochał, tak jak ja kocham jego. Abyśmy pomagali sobie nawzajem w trudnych sytuacjach, opiekowali się sobą, wzajemnie dawali sobie chęć do życia. I wszystko to otrzymałam. W tamtym  momencie wiedziałam, że mam wszystko. Cokolwiek by się nie stało, cokolwiek by mi zrobili, przetrzymam każde cierpienie, jeśli będę wiedziała, iż on jest bezpieczny. Nic nie ma sensu bez miłości. Nawet uratowanie świata przed szalonym doktorem, nie było dla mnie tak ważne jak on. Dopóki nie poznałam Alexa i nie trafiłam do psychiatryka naprawdę nie widziałam sensu w mojej egzystencji. Żyłam z dnia na dzień, rutyna mnie dobijała. Gdy tu trafiłam, tęskniłam za tamtą rutyną. Tęskniłam za nią do poprzedniej nocy. Do nocy w którą przeżyłam swój pierwszy pocałunek z osobą którą kocham. Nawet gdy mam umrzeć czy trafić do Kowalczyka w najbliższej przyszłości, cieszę się, że tu jestem. Jeśli nie zginę to być może po latach, kiedy przejdzie mi trauma po tych wydarzeniach, będę mogła wspominać to jak przygodę, a jeśli zginę, to przynajmniej z poczuciem, że kiedykolwiek żyłam. Ludzie tacy właśnie są, pamiętam nawet cytat pewnego mądrego człowieka, którego nazwiska nie znam .

,,Ludzie żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć i umierają jakby nigdy nie żyli".

Może wszystkie moje myśli poplątane, ale miłość jest właśnie taka. Szalona.

Przekręciłam się w jego stronę i usiadłam na nim okrakiem. Wtuliłam się w jego ramiona, tym samym przewracając go na materac. Był zaskoczony, czułam to, ponieważ wszystkie jego mięśnie były spięte. Ja również byłam zaskoczona swoim zachowaniem. Moje ucho dotykało jego klatki piersiowej, w miejscu gdzie znajduje się serce. Słyszałam jego szybkie bicie, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Moje biło dosłownie  tak samo. To było takie piękne, że nasze serca biją wspólnym rytmem. Dokładnie tak jakby biły dla siebie. Napawałam się tym dźwiękiem, jakby w obawie, że ktoś zaraz przyjdzie mi go odebrać. Potem podniosłam głowę aby spojrzeć w jego oczy. Ich zieleń była niczym trawa po której biegałam będąc dzieckiem, niczym szmaragd, którego widziałam kiedyś w pierścionku zaręczynowym mojej mamy, niczym las w którym tak bardzo lubiłam spędzać chwile. I właśnie ta zieleń patrzyła w moją zieleń. Widziałam w niej miłość, wpatrywała się we mnie jak w obrazek, tak jakby w mojej zieleni dostrzegła bezsprzecznie to samo.

Jak Uciekłam Z Psychiatrykaजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें