JUZP I - Awans

9K 403 82
                                    

-Marlena, obudź się! Musisz wziąć leki.- zawołała pielęgniarka.

Mozolnie podciągnęłam się do pozycji siedzącej. Pani Kaszub podała mi jakieś dziwaczne tabletki o rombowym kształcie i kazała je połknąć.

Pewnie kolejne odmóżdżacze.

- Już wstaję. - przeciągnęłam się. - Myślałam, że na oddziale zamkniętym można spać, ile wlezie. - mruknęłam sama do siebie.

Tak, znajdowałam się w izolatce na terenie skrzydła o średnim stopniu kontroli, chociaż ewidentnie nie miałam niczego wspólnego z obłąkanymi, oderwanymi od rzeczywistości ludźmi, człapiącymi bez pomyślunku po tutejszych korytarzach. Kiedy spoglądałam na ich otępiałe twarze, niewyrażające jakichkolwiek emocji, ciarki przechodziły w dół moich pleców. Wieczorami modliłam się o to, aby nie stać się taka, jak oni. I na razie jakoś mi to szło. Ale ile można, prawda?

- Okej, już biorę.- zgodziłam się. Kobieta w średnim wieku podała mi pigułkę i szklankę wody. Włożyłam lek do buzi, ale zamiast połknąć, schowałam go za zębami. Potem udałam, że popijam.

- Coraz lepiej się sprawujesz, Colles. - pochwaliła mnie opiekunka.- Widzisz, jednak się da.

- Czyli mogę już wrócić do mojego pokoju?- uśmiechnęłam się promiennie, udając niewiniątko.

- Dzisiaj omówię to z lekarzami. - skrzyżowała ręce na piersi.

- Okej. - burknęłam, przewracając oczami, a mój zapał ostygł.

Co najmniej jeden z lekarzy przydzielonych do tego oddziału, pracował w organizacji. TAMTEJ, która mnie w to wszystko wrobiła. A przynajmniej o jednym było mi wiadomo. Równie dobrze większość z nich mogła mieć swoje za uszami.

Na pewno nie pozwolą mnie przenieść.

- Do zobaczenia, Marleno. - powiedziała, unosząc lekko kąciki ust.

Kiedy tylko pielęgniarka wyszła, pośpiesznie wyplułam tabletkę, krzywiąc się przy tym. Zdążyła już zacząć się rozpuszczać, przez co czułam jej żrący smak na języku. Całe to naszpikowanie dziwnymi związkami chemicznymi obrzydlistwo. Dziwiłam się, że ktokolwiek zdobył pozwolenie na stosowanie tego typu leków na ludziach.

Do jeszcze większych czubków, czytaj - na Oddział B, trafiłam tydzień temu. Wcześniej byłam zwykłą, szarą pacjentką. O ile można nazwać tak dziewczynę, która od momentu, kiedy tylko znalazła się w szpitalu, nie chciała brać ,,leków" i uświadamiała innych pacjentów, że są zmieniani w koralowce. Wydawało mi się, że byłam wystarczająco ostrożna oraz że nie otaczają mnie konfidenci, lecz moja naiwność mnie zgubiła. I to był powód, dlaczego w obecnej chwili byłam właśnie tutaj.

Gdy tylko odczułam gorzkie konsekwencje swoich działań, postanowiłam zmienić podejście do sprawy i przestać przejmować się innymi. Każdy walczył tutaj o swoje własne przetrwanie, nawet za cenę podkopania bliźniego. Współczucie oraz empatia nie były opłacalne. Dlatego całkowicie przestałam głosić moje teorie i zaczęłam być powierzchownie posłuszna. Udawałam, że połykam pigułki, a potem chowałam je do woreczka i spalałam w proch.

Nie pytajcie skąd miałam zapalniczkę.

Siedziałam tu raptem od miesiąca, a już zaczęłam zamieniać się paranoiczkę. Cholerny OPTiM ( Organizacja Promująca Technologię i Młodych). To oni zburzyli moje dotychczasowe życie jak nic nie znaczący domek z kart. Popełniłam kilka większych i mniejszych błędów, stając się potencjalnym zagrożeniem. Zobaczyłam za dużo oraz dowiedziałam się, jacy są naprawdę. Co robią z ludźmi. Wtedy obiecałam sobie, że kiedyś świat dowie się prawdy. Jednakże zanim zdążyłam dotrzymać swojego słowa, trafiłam tutaj.

W szpitalu zamykali nie tylko chorych psychicznie, ale i siejących ,,plotki". Takich, którzy choć w jednym procencie byli w stanie zagrozić ich niezszarganej opinii oraz podważyć ich autorytet. Bo niby czemu Ośrodek Psychiatryczny w OLSZTYNIE jest najnowocześniejszym w Polsce? Pozwólcie, że podpowiem. Ponieważ ufundował go nikt inny, jak sam wielki i bogaty OPTiM.

Krople deszczu dudniły w malutkie okno przede mną, wwiercając mi się w głowę. Traciłam poczucie czasu.

Tak bardzo chciałam móc wreszcie porozmawiać z kimś normalnym. Z kimś, kto posiada jeszcze resztki własnego rozumu i świadomości. Z kimś, z kim mogłabym podzielić się moimi spostrzeżeniami, obawami, emocjami. Niestety, wszyscy tacy jak ja nie mieli ze sobą kontaktu. Czasem tylko dostrzegałam przez dziurkę od klucza, jak przechodzą korytarzem z opuszczoną głową. Oni już stracili wszelką nadzieję.

Że też byłam taka ciekawska! Gdybym wtedy nie weszła do tamtego pokoju... nie.. to ich wina! To oni robią z ludzi mrożonki! To oni wytwarzają z nich...ugh! Nieludzcy szantażyści! Potwory!

Wszystko się we mnie buzowało. Gniew dosłownie wrzał w moich żyłach. Potrzebowałam coś zniszczyć. Teraz.

Już miałam wyżyć swoją frustrację na Bogu winnym łóżku, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Musiałam sprawiać wrażenie spokojnej i uległej osoby. Tak właśnie działały te leki, powodowały, że się nie stawiasz. Zabierały świadomość i własną wolę, zmieniały w marionetkę. Usiadłam na łóżku i udałam, że bawię się rękami, patrząc tępo w jeden punkt na ścianie.

- Proszę. - odpowiedziałam łagodnie. Byłam dobrą aktorką. Do pokoju tym razem nie weszła pani Kaszub, lecz jakiś doktor wraz z ochroniarzem.

Ledwie powstrzymałam się od prychnięcia. Czyż to nie cyniczne, że dorosły mężczyzna potrzebował ochrony przed 15-letnią dziewczynką? Dokładnie zlustrowałam postać doktora. Na moje szczęście, nie był to ten z organizacji.

- Gratuluję panno Colles, awansujesz.- powiedział lekarz z sarkastycznym uśmiechem. - Możesz wrócić na oddział A, do swojej koleżanki. Pamiętaj tylko, że jeszcze jedna skarga i trafisz nie do B, lecz do C. - dodał surowym tonem, zastraszając mnie spojrzeniem.

Znajdowaliśmy się na oddziale zamkniętym oznaczonym literą B. Miało się tu samotny pokój, w którym spędzało się większość czasu, jednak każdemu przydzielany był ułamek ,,wolności", podczas której wychodziło się na powietrze. Opuszczać pomieszczenie można było też w czasie wieczornej toalety, posiłków i terapii grupowych. Już to nie brzmi kolorowo, nie? A Na C było jeszcze gorzej. Wszystko oprócz prysznicy miało się w celi. W celi, nie pokoju, bo nazwanie tego czegoś pokojem, byłoby grzechem. Istny koszmar. A na deser mogę dodać, iż sprawdzano ci dokładnie pomieszczenie co trzy godziny. Tam niczego nie dało się przemycić. Od razu by cię zdemaskowali.

Za to na A miało się względną swobodę. Stale można było wychodzić ze swojego pokoju do głównej sali dziennej, czy odwiedzać innych pacjentów. Nikt cię nie sprawdzał, miałeś spokój od poranka, aż do wieczora. Jedynie rozmowy z lekarzami, terapie oraz parę obowiązkowych godzin nauki i zajęć integracyjnych zabierały twój czas. Potem, po prysznicach nadchodziła cisza nocna. Fajnie, prawda? Aczkolwiek swoboda miała swoją cenę. Pacjenci z A dostawali leki trzy razy dziennie, podczas gdy ci z B tylko dwa. Na C prochy przyjmowało się pięć razy. Przerażająca wizja, że ludzki organizm musiał znosić takie dawki trucizny.

- Dziękuję bardzo, postaram się Pana nie zawieść.- udałam pokorną. - Mam spakować swoje rzeczy? - zapytałam raczej retorycznie. Nie miałam prawie niczego.

- Tak, ja już pójdę. - zbył moje pytanie i odwrócił się w stronę wyjścia. - Pan Dawkins odprowadzi ciebie na A.

- Rozumiem. - skinęłam głową, po czym zaczęłam wrzucać rzeczy do swojego plecaka, ukradkowo zerkając na muskularnego chłopaka stojącego w drzwiach.

Widać to było w jego oczach. Zdezorientowanie. Był zapewne nowy.

Ten ochroniarz może mi się przydać.

Napewno nic nie wie o OPTiM-ie.

___________________

Marlena jest zielonooką brunetką. Ma długie rzęsy, dość duże oczy. Ma 167. Zawsze chodzi w rozpuszczonych prostych włosach, ma przedziałek na środku głowy. Włosy sięgają jej za piersi. Posiada również dołeczki i aparat na zęby.

Piszę to ponieważ chciałam przybliżyć wam wygląd bohaterki. Trudno było mi to obiektywnie napisać, ponieważ jestem to ja sama. Tak, zrobiłam z siebie bohaterkę własnej opowieści. Dziękuję za przeczytanie.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz