JUZP XX - Duch dziewczynki.

2.6K 262 29
                                    

Kiedy w zupełnym milczeniu pokonywaliśmy ciemny korytarz, moje myśli wciąż krążyły wokół tematu kamer. Świadomość faktu, że jesteśmy nagrywaniu w ogóle nie pozwalała skupić mi się zadaniu. Co prawda, z koncentracją to u mnie nigdy nie było zbyt dobrze, lecz dopiero odkąd trafiłam do szpitala psychiatrycznego, problem ten się zwielokrotnił. Czasem nawet podejrzewałam samą siebie o to, że mogłabym mieć ADHD, jednak jak wiadomo - nie byłam lekarzem, abym sama mogła się zdiagnozować.

Stanęliśmy przed drzwiami oddziału zamkniętego o zaostrzonym rygorze, a ja nagle poczułam chęć odwrotu. Nie Marlena, nie możesz pozwolić sobie na strach. - pokrzepiłam się w myślach, po czym wzięłam głęboki oddech i z całą swoją siłą naparłam na gruby metal.

- Ostrożnie. - nakazałam, kiedy Alicja przeciskała się na korytarz, podczas gdy Alex trzymał jej drzwi.

Weszliśmy. Od tego momentu nasza czujność musiała pozostać na najwyższym poziomie. Wyłączyliśmy wszystkie latarki, pozostawiając do oświetlania drogi jedynie słabe światło ekranu mojego telefonu. Nie mogliśmy ryzykować ściągnięciem na siebie niepotrzebnej uwagi. Ruszyliśmy przed siebie, stawiając kroki powoli, by nie były słyszalne nawet dla nas samych. Idąc korytarzem wypatrywałam czerwonych, migających punktów, które mogłyby oznaczać, że i na tym oddziale zamontowane są kamery. Aczkolwiek pomimo skupienia i determinacji nie mogłam dostrzec żadnych dowodów na monitoring na C. Co prawda, w pewnym momencie przez chwilę coś zamigało mi coś na suficie, ale tylko przez parę sekund i do tego z przerwami. Szczerze mówiąc nie byłam nawet pewna, czy na pewno to zobaczyłam. Bardziej prawdopodobne było już to, że mój mózg wyimaginował sobie światło z powodu mojej wewnętrznej paranoi.

- Jakoś tu dzisiaj cicho. - zauważył Alexander, nawiązując do krzyczących ludzi, których słyszeliśmy ostatnim razem.

Fakt. Odkąd byliśmy na C, nie usłyszeliśmy dosłownie żadnych odgłosów. Zarówno tych od pacjentów, jak i zwiastujących, że gdzieś w naszym pobliżu jest ochroniarz. To było podejrzane. Niezwykle podejrzane. Szczególnie, że absolutna cisza w warunkach otaczającej nas ciemności, była jeszcze bardziej niebezpieczna, niż jakikolwiek dźwięk. Sprawiała, że czułam się jak nieświadoma zagrożenia ofiara, na którą gdzieś w ukryciu czai się drapieżnik. Drapieżnik, który ostrzy zęby i pazury, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na idealny moment, by zaatakować. Ciarki nagle przeszły mi po plecach, a włosy na ciele stanęły dęba. Zaraz zdarzy się coś złego. - pomyślałam mimowolnie. Czyżby odezwała się moja intuicja? Zamarłam w bezruchu, wpatrując się w gęstą ciemność. Nie rozumiałam dlaczego, lecz ciało nie pozwalało mi się ruszyć. Co to w ogóle oznaczało?

- ZOSTAW MNIE!!! - do naszych uszu dobiegł kobiecy wrzask, poprzedzający dźwięk przewracanych mebli w pomieszczeniu obok. Co takiego się tam działo?  - POMOCY! POMOCY! POMOCY! - krzyk brzmiał coraz bardziej desperacko i błagalnie.

Pisk Alicji boleśnie uderzył w moje bębenki, zanim zdążyłam ją uciszyć. Blondynka wrzasnęła tak głośnym, wysokim głosem, że dźwięk ewidentnie rozniósł się po całym oddziale. W tamtym momencie miałam najszczerszą ochotę zakleić jej usta i kazać wracać na A przez to, że narażała nas wszystkich na złapanie, jednak byłam w zbyt wielkim amoku. Instynktownie wyłączyłam ekran telefonu i wyciągnęłam z kieszeni długopis - nóż, z nadzieją, że byłabym w stanie cokolwiek nim zdziałać.

Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Odliczałam w głowie, czekając na atak. Pięć. Sześć. Siedem. Krzyki dochodzące z pobliża ustały, podobnie jak szuranie oraz trzask mebli. Osiem. Dziewięć. Wzięłam głęboki oddech, nasłuchując. Wokół nas znowu zapanowała cisza. Dziesięć. Wypuściłam powietrze z płuc, orientując się, że wszyscy wciąż jesteśmy cali i żywi.

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaWhere stories live. Discover now