Rozdział 29 - Donovan

47 6 5
                                    

Współpraca z Schattenami była przyjemniejsza niż w moich wcześniejszych przewidywaniach. Przez tydzień przedstawiałem im, do czego doszliśmy jak do tej pory, dowiedziałem się o nieco podejrzanym zachowaniu Samuela wśród Schattenów. Należał do Starszyzny i w teorii nie powinien znikać bez słowa, tymczasem, według Erica, potrafił przez kilka dni nie stawiać się na patrolach i jakimś cudem unikał konsekwencji.

Schatteni dalej nie potrafili pojąć, jak umknął im wampiryzm Samuela. Miałem ochotę skomentować ich kompetencje, chociażby na przykładzie Kevina, który mieszkał o krok od katedry, ale zagryzłem język. Najbardziej przeraziła doskonale opanowana umiejętność trzeciej rangi. Wysunąłem jednocześnie hipotezę. Całkiem niegłupią. Samuel nie czytał myśli ot tak, ale robił to przez emocje. Najwyraźniej nauczył się, jak z łatwością to analizować. W teorii nie trzeba z nim rozmawiać na głos, bo pewnie zdołałby poznać czyjąś odpowiedź, zanim ta zostałaby werbalnie przekazana. To stanowiło niemałe zagrożenie. Okłamanie go w praktyce było niemożliwe. Potrzebowaliśmy logicznego, wykonalnego sposobu działania, żeby skrócić Samuela o głowę.

Dziś poszedłem razem z Lucy, żeby spotkać się z Erickiem. Ostatnio ustaliliśmy, że Schatteni ruszą z poszukiwaniami, a Gilbert i Alex mieli im przy tym pomagać. Eric wziął najprostszą robotę. Informował nas o postępach lub ich braku. Dotychczas tylko o tym drugim. Czekał zawsze przy kwaterach Schattenów, czasem przy samej katedrze. Zastaliśmy go opartego o ścianę, wpatrzonego w poranne niebo. Nie zwrócił uwagi, że podeszliśmy.

— Chmurki liczysz? — zapytałem żartobliwie.

— Myślę nad słowami porannego kazania.

— Żeby cię przypadkiem żywcem do nieba nie wzięli... — burknęła pod nosem Lucy.

— W Urli został jeden taki przypadek przedstawiony.

— Ale ja żartowałam — odezwała się speszona.

— Wybacz, Eric, jej nie uduchowisz.

— Zdążyłem zauważyć, chociaż zawsze jest nadzieja.

— Jeśli zaraz zacytujesz jakiś fragment, to przysięgam, że sprawdzę, jak głęboko mogę wsadzić ci moje buty do tyłka...

— Lucy... Szkoda butów... Plus nosisz buty pod kolana.

Eric widocznie się skrzywił. Postanowił zmienić temat, zanim ktoś naprawdę przeprowadziłby na nim badanie per rectum.

— Wczoraj wieczorem Schatteni nic nie znaleźli — powiedział, odchodząc od ściany. — Ciężko nawet powiedzieć, czego konkretnie mają szukać. Fizycznie Samuela nikt nie spotkał.

Pogładziłem się po bródce.

— Tym sposobem nigdy go nie znajdziemy — stwierdziłem, wzdychając.

— Naprawdę? — Eric uśmiechnął się głupio. — Nie da się nie zauważyć.

— Don, bo coś nie daje mi spokoju... — powiedziała cicho Lucy, zakładając ręce.

— W sensie?

— Jeśli Samuel naprawdę umie czytać myśli, to myśli Camerona też znał. Ten zapchlony pies twierdził, że nigdy nie powiedział, gdzie się ukrywamy, ale Samuel mógł sam to wiedzieć. Nie wiem, dlaczego wtedy po prostu po mnie nie przyszedł, ale...

Nie wpadłem na to. Faktycznie. Skoro Samuel tak bardzo chciał dorwać Lucy, to zwyczajnie by się wprosił. Chyba że Cameron wyjątkowo pilnował własnych myśli. To by też tłumaczyło, czemu Samuel zabił mu wilka. Nie widziałem innej opcji. Pytanie tylko: jak? Nie dowiedziałbym się tego od niego, nawet gdyby żył.

Hidden BloodWhere stories live. Discover now