Rozdział 4 - Donovan

64 9 15
                                    

Stałem w wejściu jak wryty. Skąd znała moje imię? Co racja, rozpoznawano mnie na ulicy, ludzie ściągali przede mną kapelusze, ale zwykle tytułowali mnie "doktorem". Tak po prostu. Mało kto zwracał się do mnie po prostu po imieniu, chyba że był to ktoś mi bliższy. Znajomy z pracy, rodzina.

Panika brała górę, choć kompletnie nie dało się tego po mnie zauważyć. Stałem jakby niewzruszony. Przełknąłem ślinę. Nie miałem bladego pojęcia, co powinienem zrobić w tej sytuacji. Spróbować uciec czy jakoś się ich pozbyć z mieszkania? Wolałem pierwszą opcję...

Powoli, ledwo zauważalnie zacząłem się cofać w stronę drzwi, chcąc stąd jak najszybciej uciec, kiedy tajemnicza dziewczyna zajmowała się tym małym, wstrętnym zającem, który się wiecznie darł, że był głodny. Prędko się odwróciłem, jednak w tej samej chwili ktoś zatrzasnął powłokę przed moim nosem.

Ponownie przełknąłem ślinę, zerknąłem przerażony na osobę, której ręka spoczywała na drewnianych drzwiach.

Przy wejściu stał chłopak. Jego włosy opadały na czoło, lekko się skręcały i barwiły na ciemnobrązowo. Oczy odznaczały się srebrem, a przy tym wpatrywały się we mnie groźnie. Miałem wrażenie, jakby rozważał, czy mnie zabić czy może oszczędzić. Jego lekko wklęśnięte policzki wyraźnie się napinały, kiedy z całej siły zaciskał zęby. Przy tym na jego szyi wystawała jedna żyła.

— Dokądś się wybierasz? — rzucił chrypliwie, a przy tym nad wyraz spokojnie.

Coś mi mówiło, że miałem przerąbane. Srebrne oczy mówiły same za siebie. To wampir. A raczej...

Rozejrzałem się po tej dwójce.

Dwa wampiry.

Brakowało mi na razie odwagi, żeby się odezwać. Nie wiedziałem, czego oczekiwali. Włamali się do mojego mieszkania, czekali, aż wrócę i to wszystko po co?

W tym samym momencie zauważyłem trzeciego, nieznanego mi osobnika o rudych kręconych włosach. Widocznie się garbił. Dość wątłej budowy, bladoskóry z widocznymi piegami na prostym nosie i policzkach. Oczy srebrne i duże, usta wygięte jakby w wiecznym uśmiechu.

Czyli trzy wampiry... No pięknie...

Wychodził z kuchni, a do tego zagryzał marchewkę.

— Marchew! Koniec!

Zamrugałem zdezorientowany.

Dziewczyna na łóżku się załamała, czego świadczyło jej złapanie się za głowę.

— Alex, kurwa, miałeś być poważny...

— Brzuch chciał!

Czyli ten rudy to Alex. Dobrze wiedzieć.

Na dodatek Alex nie wydawał się zbyt bystry. Jego wypowiedzi były na poziomie dziecka w przedszkolu lub młodszego.

Blondynka ponownie na mnie zerknęła. Widziałem w jej, również srebrnych, oczach podejrzliwość do mojej osoby. Oblizała swoje duże i pełne wargi, uśmiechnęła się zadziornie. Oparła się wygodnie na rękach.

— Dobra. Kim jesteście i co robicie w moim domu? — spytałem w końcu. — Jak wy w ogóle to weszliście?

— Drzwiami? — odparła sarkastycznie dziewczyna, marszcząc przy tym nos.

— Oknem! — krzyknął Alex.

— Ty się nie liczysz... — Zwróciła wzrok w moją stronę. — Nie zamknąłeś po prostu drzwi.

A jednak...

— Czego chcecie?

— Krótko rzecz ujmując? Ciebie — odpowiedziała blondynka.

Hidden BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz