Rozdział 25 - Donovan

43 5 4
                                    

Na zegarze wybiła trzecia w nocy. Przetarłem zmęczony twarz i oparłem się o krzesło. Nie sądziłem, że przewidywanie skutków reakcji mogło być takie męczące. Zdążyłem sobie przypomnieć niezliczoną ilość praw chemicznych, nawet tych, na które wiecznie narzekałem w trakcie studiów. Skreśliłem kolejną frazę wściekły. Przypadkiem przez to trąciłem łokciem kubek pełen kawy. Rozbił się z hukiem.

Lucy zerwała się momentalnie i zrzuciła też Yappego, który ułożył się na niej wygodnie. Spojrzała na mnie z wyrzutem. Jej włosy były w ogromnym nieładzie. Skołtunione na wszystkie strony świata, jakby same sobie pisały prawa fizyki.

— Czy ciebie pojebało, Don? — spytała zaspanym głosem.

Próbowała przeczesać włosy, ale zdała sobie sprawę, co miała na głowie. Warknęła pod nosem. Wstała, złapała za szczotkę i zaczęła rozczesywać siano.

— Pomóc ci? — Obróciłem głowę w kierunku Lucy.

— Nie, dzięki. Nie chcę, żeby na głowie zostało mi tylko kilka drutów...

Wywróciłem oczami.

— Żyłem z kobietą pod jednym dachem przez parę lat. Uważasz, że nie wiem, jak czesze się włosy?

— Widziałeś się w lustrze, zanim zmieniłeś wygląd?

— To się nie liczy.

— Owszem, liczy.

Lucy wróciła do tarmoszenia włosów. W międzyczasie zacząłem od nowa rozpiskę. Westchnąłem pod nosem niezadowolony. Prawdę powiedziawszy, nie chciało mi się. Do tego nie wiedziałem, od czego zacząć. Wszelkie próby kończyły się na jednym – skreślaniu wszystkiego. Miałem ochotę rzucić piórem za siebie, ale istniała szansa, że Lucy nim dostanie.

Złapałem się za głowę, przetarłem twarz. Poczułem dłoń Lucy na ramieniu.

— Szlaczki na kolejne wybuchy? — Zaśmiała się cicho.

Nie powieliłem jej entuzjazmu. Wyraźnie się speszyła. Spojrzała na wszystkie kartki z niezliczoną ilością przekreślonych reakcji.

— Chodź spać... Odpoczniesz od tego — poradziła, gładząc mnie po karku, zakręcając przy tym na swoje palce końcówki moich włosów.

— Nie mogę. Muszę się tym zająć, Lu. Dawno nie robiłem nic nowego, więc wolę sobie to rozpisać, niż marnować jedyną próbkę.

— Rozumiem, ale się zamęczysz.

— Za dziesięć minut się położę.

— Masz pięć. — Dała mi całusa w policzek.

Patrzyłem, jak szukała Yappego, by znów zrobić z niego żywego misia. Odłożyłem pióro na biurko. Faktycznie potrzebowałem się przespać. Raczej nie stworzę trutki na Samuela w ciągu paru godzin. Miałem jednak nadzieję, że znajdę punkt startowy. Zaczep, na którym później tylko bym bazował.

Może Kevin też mi jakoś pomoże...

Znów przetarłem twarz. W moich myślach ponownie zagościł Samuel. Nie podobał mi się sposób, w jaki zwracał się do Lucy. Niby z troską, ale jednocześnie traktował ją jak przedmiot. Uprzedmiotawiał ją.

Odwróciłem się do dziewczyny. Już spokojnie spała. Podduszała przy tym lekko królika.

Samuel chciał dostać Lucy. To było pewne. Potrzebował jej do "zakończenia badań". Jakich? Musiało to mieć związek z rzeziami. Jakby zaczął eksperymenty na innych, ale brakowało elementu. Lucy, którą uważał za czynnik niezbędny. Cholernie mnie ciekawiło, co takiego ją wyróżniało. Jakaś mutacja, która działała na jej korzyść? To by wyjaśniało, jak krew Lucy mnie uratowała.

Hidden BloodWhere stories live. Discover now