Rozdział 8 - Lucy

72 8 9
                                    

Zapchlony, jebany w dupę, pierdolony, kudłaty kundel z uciętym ogonem... Mogliby mu kutasa obciąć. Byłby większy pożytek. Przynajmniej by nie mógł się rozmnażać – wyzywałam w myślach Camerona, przyglądając się z mordem w oczach.

Gdyby nie fakt, że to przyjaciel Gila i taki jakby strażnik naszej kryjówki, już by dawno temu zdechł za te swoje odzywki. Nienawidziłam go. Czasami naprawdę mało brakowało, żebym poczyniła na nim dekapitację, wypruła flaki albo wbiła mu coś tak w gardło, żeby wyszło dupą.

Jeśli chodziło o jego odzywki do nas, starałam się je ignorować. Te często skierowane w moją stronę tym bardziej. Jednak to, jak zwracał się do Donovana... Nie umiałam tak po prostu tego zbagatelizować. Był wredny i nie chciałam, żeby przez niego Donovan speszył się na tyle, by zrezygnować. Namęczyłam się. Cameron mi tego nie spieprzy...

Wzdrygnęła mi się brew, kiedy usłyszałam piszczenie szczurów.

Wypuściłam powietrze. Spojrzałam kątem oka na rozmawiających chłopaków. Zrobiło mi się niedobrze na widok uśmiechniętego Camerona. Wszystko w nim wydawało się sztuczne. Tylko dla Gilberta był miły. Znali się od młodości, ale nie zmieniało to faktu, że zachowywał się perfidnie w stosunku do reszty. Rozumiałam też, że mógł nie ufać na tym etapie Donovanowi. Też miałam do niego mieszane uczucia, jednak potrzebowaliśmy go.

Obym się nie przeliczyła...

Ponownie pisk szczura.

Powinnam sprawdzić, czy Donovan się nie zniechęcił przez tego pchlarza? Wyglądał wczoraj markotnie. Całą drogę do kryjówki mi narzekał, że coś go bolało. W sumie podczas wspinaczki też. Trochę dziwne. Jako wampir powinien regenerować się dość szybko. Obtarcie to najmniejszy problem. Chyba że miał wewnętrzną potrzebę marudzenia. Też sensowne. Każdy czasem marudził, ale on już przekraczał wszelkie normy. Nawet ja nie potrafiłam rzucić tylu synonimów na coś, co mnie akurat bolało, a byłam w tym całkiem niezła.

Ponowny odgłos zwierzęcia, przez który tym razem nie wytrzymałam. Podniosłam się gwałtownie z siedziska, odwróciłam w stronę Alexa.

— Alex, kurwa, zostaw te jebane szczury! — wrzasnęłam, czym wystraszyłam całą trójkę. Wskazałam na kąt. — Do kąta, ale już!

Alex opuścił głowę.

— Pseplasam... — wyseplenił i grzecznie usiadł tyłem do mnie w kącie.

Warknęłam głośno. Bez celu tak naprawdę. Złapałam się za skronie, które rozmasowałam.

— Czemu jesteś taka nabuzowana od rana? — spytał Gilbert, spoglądając kątem oka na pokrzywdzonego kolegę.

— Okres ci się zaczął? — rzucił Cameron, mając na twarzy wredny uśmieszek.

— Nie wkurwiaj mnie bardziej, niż już na ciebie jestem... — Wskazałam na niego.

— Co ja zrobiłem?

— Istniejesz... oddychasz... mówisz... — Wyliczyłam na palcach. — Mam wymieniać dalej? — Uśmiechnęłam się wrednie.

— Ta, zaczął jej się okres... Albo zaszła w ciążę...

Niemal poczułam, jak krew uderzyła mi do głowy. Nim się spostrzegłam, złapałam za krzesło, którym chciałam mu przywalić. Cameron zrobił wielkie oczy, gdy planowałam się zamachnąć, jednak zatrzymał mnie Gilbert, podnosząc mnie ponad ziemię.

— No już, już, już, on tylko żartował! — starał się mnie uspokoić.

Próbowałam się wydostać, machając przy tym nogami, jednak ostatecznie odpuściłam. Spuściłam dłonie luźno.

Hidden BloodWhere stories live. Discover now