Rozdział 9 - Donovan

56 8 5
                                    

Przyglądałem się strzykawce leżącej na biurku. Przy tym stukałem palcami o powierzchnię blatu. Wyglądało na to, że zapisałem wszystkie skutki. A przynajmniej te widoczne. Bardzo podobne jak u ludzi. Drgawki, szybki oddech, rozszerzone źrenice do granic możliwości. Zauważyłem też, jak Lucy okropnie się pociła, skoczyła jej temperatura, a także trzymała za brzuch – zapewne obolały. Tylko żeby wywołać u człowieka taki stan, potrzeba stosunkowo dużej dawki. Lucy użyła niewiele i ledwo sobie z nią poradziła. Trochę więcej i...

Zacisnąłem powieki.

To się mogło naprawdę źle skończyć. Najwyraźniej adrenalina była zabójcza dla wampirów. Może Schatteni normalnie jej używali? Prawdopodobnie trochę przesadziliśmy z wnioskiem, że ktoś sterował rzeziami... Chociaż... Jak inaczej tamte dzikusy miałyby adrenalinę...

Popierdolone...

Przed oczami nadal miałem moment, gdy do mojego gabinetu wleciał zdyszany Gilbert. Wyglądał na złego, ale jednocześnie zmartwionego. Nie wiedziałem, co się stało. Dlaczego znalazł się w szpitalu, a już szczególnie, czemu zareagowałem w taki, a nie inny sposób, gdy powiedział, że coś stało się z Lucy.

Zdziwiło mnie, że drzwi się same z siebie otworzyły, jednak domyśliłem się, że to któryś z szajki wampirów. Tym bardziej że niemal od razu zaczął się on pojawiać. Przyglądałem się zdumiony chłopakowi, który mordował mnie wzrokiem na wejściu.

— Co ty tu...

— Jesteś potrzebny — przerwał mi.

— Jestem w pracy. Nie mogę tak po prostu wyjść, kiedy tylko tego potrzebujecie... — Spojrzałem na dokumenty.

— Lucy...

Wzdrygnąłem się. Podniosłem na niego wzrok.

— Co z nią? — spytałem natychmiast.

— Wstrzyknęła sobie to coś, co zdobyliście.

— Co?! — Podniosłem się gwałtownie z fotela. — Mieliście tego nie dotykać!

— To Lucy! Ona nikogo nie słucha, nawet własnego rozsądku. Pomożesz czy nie?

Stukałem coraz szybciej palcami o biurko. Jak można być tak nieodpowiedzialną osobą? Naraziła się. I po co to wszystko? Bo ją ciekawość zżerała? Ta wścibskość mogła ją spokojnie wprowadzić do grobu, ale i tak miała to za nic. Nie martwiła się tym, że zmartwiła Gilberta i Alexa. Nie obchodziło ją własne życie.

Samobójczyni...

Zagryzłem szczękę, jednak w tej samej chwili ktoś bez pukania wszedł do mojego gabinetu. O mało co nie spadłem z krzesła. Kevin się roześmiał, widząc, jak złapałem się swojego biurka, żeby nie mieć bliskiego spotkania z podłogą.

— Żyjesz? — spytał dla pewności.

— Ledwo...

Ponownie się zaśmiał, po czym do mnie podszedł. Niezauważenie starałem się ukryć fiolkę z adrenaliną pod losowym dokumentem.

— Masz kilka dokumentów do podpisania. Akt zgonu, kilka wypisów, czyli w sumie nuda. — Podał mi je, a ja niemal od razu je przejrzałem.

Podpisałem wszystko, co musiałem i oddałem wszystko Kevinowi, który chwilowo chyba nie miał nic do roboty. Stał z założonymi rękoma i przyglądał się dyplomom zawieszonym na jednej ze ścian. Było ich kilka. Wszystkie medyczne, ale z różnych dziedzin.

— Wiele osiągnąłeś w życiu, co? — zagaił, kiedy akurat miałem podpisywać akt zgonu. — Masz czterdziestkę na karku, świetną pracę, jesteś szanowany w mieście, ale to wszystko cię w ogóle nie cieszy. Domyślam się dlaczego.

Hidden BloodWhere stories live. Discover now