Rozdział 6 - Lucy

58 9 21
                                    

Stanęłam w zaułku. Poczekałam, aż przejdzie patrol Schattenów. Syknęłam cicho. Gdy zniknęli za zakrętem, przebiegłam na drugą stronę. Od mniej więcej połowy ulicy wybiłam się, by wylądować na barierce na balkonie. Za ścianą słyszałam Donovana.

Matko kochana, ale on się kręci w nocy...

Zeskoczyłam na podłoże, podeszłam do ściany, chcąc zapukać w szybę. Zatrzymałam się, kiedy usłyszałam, jak Donovan z kimś rozmawiał.

— Co ja w sumie wyprawiam, Yappee? Najpierw im grożę, że wydam ich Schattenom, a potem postanawiam im jednak pomóc? Co się ze mną dzieje? Wcześniej za nic nie chciałem im pomagać... — przerwał nagle. — Aha, ty śpisz... Taki jesteś...

Uśmiechnęłam się rozbawiona, ale starałam się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Podeszłam do barierki, usiadłam na niej, a przy tym oparłam plecami o ścianę.

Usłyszałam westchnięcie. Donovan mruczał coś pod nosem niezrozumiale. Wyjrzałam. Siedział z twarzą schowaną w dłoniach. Zauważyłam, jak zaciskał zęby oraz kilka kropel ściekało mu po brodzie. Czy on... Płakał?

— Co ja robię ze swoim życiem... — powiedział nieco wyraźniej, jednakże wciąż przeszkadzały mu łzy. — Jenna, gdybyś tu była, pewnie byś się ze mnie śmiała... Albo groziłabyś mi chochlą do zupy... Krzyczałabyś, że mam rzucić palenie... Przydałaby mi się twoja obecność, naprawdę...

Zmarszczyłam brwi.

Z kim on rozmawia?

Pierwsza myśl, jaka mi się podsuwała, to jakaś bardzo agresywna matka. Z jego zachowania nie dało się wywnioskować, że był młody, ale z drugiej strony mógł już mieć swoje lata. Wampirom w pewnym wieku zatrzymywała się możliwość starzenia.

Na pewno Donovan kogoś stracił... I to bardzo bliskiego... Jednocześnie bardzo to przeżywał. W sumie to go rozumiałam. Sama nie miałam nikogo, poza Gilem, Alexem i Cameronem – nie lubiłam go, ale dalej stanowił część mojej codzienności.

Widziałam po Donovanie, że coś go gryzło, ale nasze pierwsze spotkania przypominały raczej grę w berka. Zresztą, nie wypadało od razu wylatywać z pytaniem o problemy. Raczej by mi nie odpowiedział. Przecież w jego oczach byłam tylko wampirem, który natrętnie się do niego kleił o pomoc. Założyłabym się o własne nerki, że zabił mnie w myślach przynajmniej sto razy. O ile nie więcej.

W ostatniej chwili dostrzegłam, że kierował się w stronę balkonu. Szybko zarzuciłam kamuflaż. Wyszedł z zapalonym papierosem w ustach.

Matko jedyna, ale to jebie...

Donovan wypuścił kłąb dymu.

— Długo ty się zamierzasz tu jeszcze czaić? — spytał, po czym zwrócił wzrok prosto na mnie.

Zamarłam. Przecież byłam niewidzialna. Jak...

O Boże! To dwójka!

Pokazałam się. Przy tym przyglądałam mu się z szeroko uchylonymi powiekami i otwartymi ustami.

— Jesteś dwójką... — wyszeptałam radośnie.

— Że, kurwa, czym?

— Rangą drugą. Wampiry dzieli się na rangi i każda ma jakieś specjalne zdolności. Dwójka posiada niesamowity wzrok. Dostrzeżesz wszystko.

— Ou, rozumiem. Tak myślałem, że to wampiryzm. — Zaciągnął się kolejny raz.

No zaraz nie wytrzymam...

— Przepraszam cię bardzo, ale nikt ci nie mówił, że palenie szkodzi? — Zatkałam nos i przez to brzmiałam trochę jak kaczka, która nawdychała się helu.

— Jestem lekarzem...

— Czyli o tym wiesz?

— Nie, wiesz, tego akurat mnie nie uczyli. Ominąłem te wykłady. — Już chciał się zaciągnąć, ale jeszcze dodał: — Daj ty mi rozwalać sobie płuca w spokoju.

— O nie, nie przy mnie!

Wyrwałam mu papierosa, wywaliłam.

— Ej! — Skrzywił się momentalnie.

— To śmierdzi gorzej niż Alex z rana. Pal sobie, ale nie przy mnie.

Wywrócił oczami. Najwyraźniej nie miał sił się kłócić w środku nocy.

— Jakie ty masz problemy...

Oparł się ponownie o barierkę i spoglądał w dal.

— Nie masz nic innego do roboty poza prześladowaniem mnie? — zapytał, a w jego głosie rozbrzmiewało zarówno rozbawienie, jak i irytacja.

— Nudziło mi się i sprawdzam, czy ci się nie odwidziało. — Stanęłam tuż obok.

Miałam okazję mu się przyjrzeć. Zdałam sobie sprawę, że wyglądał na zupełnie zaniedbanego. Nie byłam znawczynią, ale te włosy... kompletna tragedia. Powstrzymywałam się przed poprawieniem ich ręką. Lepiej nie naruszać jego przestrzeni intymnej. Wystarczająco za mną nie przepadał. Okazywał to cały czas.

— Aż tak ci zależy? — Spojrzał kątem oka. — Czemu?

Opuściłam wzrok. Niezauważalnie zacisnęłam palce na barierce.

— To bardzo osobiste — wydusiłam cicho. — Po prostu chcę zatrzymać te rzezi, żeby ludzie nie myśleli o wampirach jak o bezdusznych mordercach. Nie wszystkie takie są. — Przełknęłam ślinę. — Chociażby ty. Jesteś cenionym lekarzem z tego, co słyszałam.

Przez chwilę nie odpowiadał.

— Być może.

— Pewnie twoja wizja pomaga ci w pracy.

— Trochę. — Widocznie się uśmiechnął. — Ale muszę też uważać. Już jeden Schatten omal się nie zorientował.

— Poważnie? — Otworzyłam szerzej oczy i popatrzyłam na niego. — Opowiedz!

Czasami ekscytowałam się jak małe dziecko. Początkowo Donovan się speszył przez moją reakcję, ale znalazł język w gardle.

— Nie założyłem soczewek i zobaczył pewnie czerwone oczy. Akurat wykorzystałem bałagan w szpitalu po tej rzezi i kazałem mu siedzieć i się zamknąć. Odczepił się. Potem karma wróciła i obaj musieliśmy słuchać rodzącej kobiety...

Parsknęłam śmiechem. Donovan wydawał się całkiem sympatyczny, tym bardziej, kiedy nie groził wydaniem Schattenom, ale... jakoś nie umiałam mu na razie zaufać. Wiedziałam, co sądził o wampirach i nie mogłam ot tak o tym zapomnieć. Przydałoby się go sprawdzić trochę.

Wiem!

Planowałam pewien wypad, więc przydałaby mi się pomoc.

— Donovan, co powiesz na pierwszą przysługę? — zagaiłam.

— To znaczy?

— Po tym co powiedziałeś o tej całej epine... adrenalinie, pomyślałam, że można sprawdzić, czy Schatteni mają czyste sumienie. Twoja wizja przyda się jak znalazł.

— Schatteni? Po co?

— Najciemniej pod latarnią, czyż nie? Kto mógłby podejrzewać Schattena o sabotaż?

Podrapał się po brodzie.

— Nie jest to jakiś bardzo głupi pomysł. Znając ciebie też, to nie dasz mi żyć, jeśli się nie zgodzę, więc dla świętego spokoju, jasne. Pomogę ci. — Pokręcił głową, jakby nie dowierzał, że pisał się na coś podobnego. — To gdzie się wybieramy?

Spojrzałam w stronę bogatego dystryktu.

— Kierunek: katedra. 

Hidden BloodWhere stories live. Discover now