Rozdział 20 - Lucy

34 4 6
                                    

Siedziałam przy stole, popijając herbatę wraz z Klarą. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy. W tym czasie Gilbert i Alex poszli na polowanie, a przy tym na zwiady, czy gdzieś w pobliżu nie czai się pewien pchlarz i szalony Schatten.

Odetchnęłam cicho. Podniosłam wzrok na centaurkę, która podejrzanie się uśmiechała. Zachłysnęłam się lekko.

— Co? — dopytałam, lekko zaniepokojona jej wyrazem twarzy.

— A nic. — Wzruszyła ramionami.

— Przyglądasz mi się od dobrych dziesięciu minut z tym uśmieszkiem — zauważyłam, parodiując jej mimikę.

— A, bo tak jakoś, ostatnimi czasu do moich uszu trafiła informacja, że się chyba w kimś podkochujesz.

Prawie wyplułam kolejnego łyka herbaty na stół.

— Co proszę? Kto ci czegoś takiego naopowiadał? — spytałam zakłopotana. — To idiotyczne! Ja? Zakochałam się? Prędzej by mi druga para nóg wyrosła!

— Wiesz, że mnie nie okłamiesz? — Uśmiechnęła się szerzej.

Przełknęłam ślinę. Uciekłam wzrokiem.

— Nie wiem, o co ci chodzi.

— Chodzi mi o ciebie i o Donovana. — Napiła się.

Ja tymczasem jeszcze bardziej poczerwieniałam na twarzy.

W jakimś stopniu Klara mogła mieć i rację, jednak nie uważałam, że darzyłam Donovana stricte tymi uczuciami. Uważałam go za dobrego towarzysza. Za osobę, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim, co mnie trapiło.

Pominę fakt, że w środku nocy przytulam się do niego jak dziecko do misia...

Dzięki temu mogłam spokojnie spać w nocy, a przy tym nie śniło mi się nic związanego z czasem spędzonym w laboratorium. Kilka razy oczywiście się przebudzałam, ale wtedy odkrywałam, że Donovan także mnie przytulał.

— Chyba w życiu cię nie widziałam zarumienionej.

— A żeby ci podkowa odpadła...

Parsknęła, a kolejno roześmiała się na mój komentarz.

— Lucy, przecież to nic złego — ściszyła ton. — Zresztą jest naprawdę przystojny jak na moje oko.

— Klara... — Wzięłam nerwowego łyka.

— Powinnaś korzystać. Raz się żyje.

— Jestem wampirem. Starość mi nie grozi.

— Ty jesteś wampirem, on jest wampirem. Widzisz? Idealnie do siebie pasujecie! — ucieszyła się. — Mogę wymyślić imiona dla waszych dzieci?

— Ani się...!

Przerwał mi nagły wybuch. Odwróciłam się gwałtownie w stronę drzwi do pokoju mojego i Donovana. Zerknęłam na Klarę, która ruszyła wymownie brwiami. Westchnęłam załamana, po czym ruszyłam prosto do pomieszczenia. Weszłam do środka, jednak zatrzymałam się, widząc Donovana, który podnosił się z podłogi.

Zamrugałam kilkukrotnie, zauważywszy na jego twarzy minimalne osmalenie.

— Dobra, opary są łatwopalne... — Potarł się po głowie.

Niemal czułam, jak z mojej twarzy znikają wszelkie emocje związane z rozmową z Klarą.

— Don... — Złożyłam ręce, aby stykały się opuszkami. — Pytanko.

Zerknął na mnie.

— Czy my tu możemy przetrwać jeden dzień bez twoich ukochanych wybuchów? Od miesiąca coś wysadzasz. Raz jebnie to, raz tamto, jeszcze innego dnia masz pół ręki poparzone. Otrujesz nas w końcu. — Uśmiechnęłam się, widocznie zirytowana. — Jeszcze trochę, a Klara wypierdoli nas stąd na zbitą dupę.

Hidden BloodWhere stories live. Discover now