Rozdział 24 - Donovan

58 5 6
                                    

Odetchnąłem spokojnie. Uchyliłem powieki. Niemal od razu powróciły wspomnienia z wczoraj.

Ujście z życiem.

Rozmowa z Lucy.

Pocałunek z Lucy.

Zatrzymanie jej szału.

Spojrzałem na miejsce, gdzie powinna się znajdować. Nie było jej. Podniosłem się gwałtownie, rozejrzałem po pomieszczeniu. Znajdowałem się sam. Zakląłem pod nosem i czym prędzej podniosłem się z posłania. Przebrałem się. Prawie wybiegłem z pokoju. Zatrzymałem się niemal na wejściu. Zobaczyłem Lucy, która robiła coś przy blacie. Pierwszy raz widziałem ją w związanych włosach, a do tego nucącą pod nosem.

Zamrugałem kilkukrotnie.

— Lucy? — zwróciłem jej uwagę.

Odwróciła się do mnie.

— Dzień dobry. — Uśmiechnęła się. — No co? — dopytała, prawdopodobnie, widząc mój wzrok.

— Dobrze się czujesz?

— Tak, czemu pytasz? — Odwróciła się do mnie przodem, a przy tym założyła ręce na biodra. Zauważyłem na jej dłoniach nieco krwi, przez co miałem wrażenie, że zeszły mi kolory z twarzy.

— Nie ważne. Tak po prostu, z czystej ciekawości.

Uśmiechnęła się półgębkiem.

— To zwierzęca krew, Don — wyjaśniła. — Musisz się nauczyć, jak je odróżniać.

Wróciła do poprzedniego zajęcia. Obok niej, na blacie, siedział Yappee, który sobie cicho chrapał.

— Dzisiaj na śniadanie króliki — oznajmiła donośnie.

Yappee gwałtownie otworzył oczy. Spojrzał na Lucy. Powoli zaczął się wycofywać, by w kolejnej chwili zeskoczyć z blatu. Lucy się za nim obejrzała, kiedy niczym błyskawica przykicał do mnie. Schował się z piskiem za moimi nogami.

Zerknęliśmy na siebie z dziewczyną, by po chwili parsknąć śmiechem. Podszedłem do Lucy, zostawiając na środku pomieszczenia trzęsącą się kulkę.

— Yappee jest za uroczy, żeby zrobić z niego potrawkę... Chociaż? — odezwała się śmiertelnie poważna.

Królik ponownie uciekł z piskiem. Schował się do pokoju. Lucy cicho parsknęła. Ja za to ją przytuliłem od tyłu. Oparłem się głową na jej odkrytym ramieniu, na którym złożyłem pojedynczego całusa.

— Wyspałaś się?

Uśmiechnęła się lekko zawstydzona.

— Chyba pierwszy raz od dawna. — Skierowała na mnie swój wzrok.

Wyprostowałem się, pochyliłem delikatnie i pocałowałem jej usta. Wzdrygnęła się lekko, jednak nim go nieco pogłębiliśmy, do pomieszczenia wszedł Alex.

— Fuj!

Gilbert też wszedł.

— Nie przy dziecku... — Pokręcił głową z uśmiechem.

— Obaj macie ponad trzydziestkę na karku. Nie narzekać! — rzuciła Lucy.

— Amu! — odezwał się Alex, który grzecznie usiadł przy stole.

Gilbert złapał się za głowę.

— Ja nie wierzę, że on jest ode mnie młodszy tylko o rok...

Po chwili dołączyła do nas jeszcze Klara. Przeciągnęła się leniwie.

Hidden BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz