Rozdział 27 - Donovan

41 5 3
                                    

Odetchnąłem zdeterminowany, poprawiając Lucy okulary i chustę założoną na głowę. W przeciwieństwie do mnie musiała jakoś ukryć swoje długie blond włosy. Do tego została praktycznie zmuszona do założenia spódnicy sięgającej niemal do ziemi. Praktycznie całą drogę nie odezwała się słowem, gdy przemierzaliśmy las, a była to głównie kwestia tego, że Gilbert i Alex musieli się siłą powstrzymywać, żeby się nie śmiać z jej wyglądu. Od momentu zobaczenia jej w domu praktycznie nie przestawali przezywać jej "Babcią".

— Babciu, daleko jeszcze? — zażartował Gil, na co w końcu Lucy nie wytrzymała.

Odwróciła się do niego z czystą chęcią mordu w oczach. Doskonale dało się to zauważyć w obecnie czerwonych tęczówkach. Gil się cofnął o dwa kroki. Złapałem Lucy za rękę, na co ta od razu zwróciła wzrok na mnie.

— Oddychaj — powiedziałem spokojnie, na co przytaknęła.

Wzięła głębszy wdech, poprawiając płaszcz. Widziałem odchodzący czerwony barwnik z jej oczu.

— Dlaczego muszę wyglądać jak babcia? — dopytała z pretensją.

— Uznaj to za inną formę kamuflażu.

Jęknęła zniesmaczona.

— Wolę spodnie...

— Kobiety raczej nie noszą spodni.

Spojrzała na mnie wymownie.

— Ty jesteś wyjątkiem — dodałem.

— Odbiegając nieco tematem od babcinego ubioru Lucy — wtrącił się Gilbert. — Co my w sumie powiemy Schattenom, gdy znajdziemy się w katedrze? Nie wydaje mi się, żeby jakoś chętnie nas wysłuchali, przy okazji nie mierząc do nas z broni, tym bardziej jak zobaczą taką jedynkę i czwórkę. — Złapał za kołnierz Alexa, który chciał odejść w inny skręt.

Pociągnął go, by zrównał kroku. Przy tym też go lekko wyprostował, by nie zwracać na nas zbytnio uwagi.

— Najpierw musimy tam wejść. Najlepiej efektownie — stwierdziła Lucy.

— Żadnego „efektownego wchodzenia". Jeśli chcemy, żeby nas wysłuchali, powinniśmy podejść pokojowo — zauważyłem.

— Tu się akurat zgodzę — rzucił Gil. — Nie możemy wywołać paniki, bo nas wystrzelają jak kaczki.

— Kaczki?! — Rozejrzał się Alex.

Gilbert przytrzymał go miejscu, co raczej łatwe się nie wydawało. Tak czy owak, czwórki posiadały o wiele więcej siły niż reszta rang. Pewnie jakby chciały, wyważyłyby drzwi katedry małym palcem u stopy.

W tej chwili do moich uszu doszedł donośny dźwięk dzwonów. Spojrzeliśmy równocześnie.

— Chyba wwalimy się im na mszę... — zauważył Gilbert.

— Cholera... — zakląłem, uświadamiając sobie jedną rzecz. — Dzisiaj jest to ich największe święto w ciągu roku.

— Czyli co to znaczy? — dopytał Gil.

— Czyli więcej Schattenów i więcej problemów...

— Don! Zakaz rymów! — wyskoczyła Lucy.

— To nie było celowo!

— Jak na ważne święto, to wcale nie pilnują aż tak katedry — dodał Gibert, zakładając ręce.

Przy tym przeszliśmy przez bramę.

— Wszyscy chcą dostać błogosławieństwo ich boga, więc każdy siedzi nawet na podłodze w katedrze, byleby mu się dostało.

— Skąd ty to w ogóle wiesz? — spytał Gilbert.

Hidden BloodTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang