Scorose |To zawsze byłeś Ty|

By EwelynTown

58.5K 3K 1.4K

Ostatni rok w Hogwarcie, to ostatnia szansa na odnalezienie miłości oraz przeżycie przygód godnych dzieci boh... More

Postacie
"Geny tatusia"
"Wielka szansa"
"Niespodziewane ogłoszenie"
"Turniejowi ochotnicy"
"Oficjalna kadra turnieju"
"Nie gustuje w blondynkach"
"Stworzona do czarnej magii"
"Czekaj, wariatko!"
"Zrobiłaś się niemiła"
"Serio, masz na drugie Nimfadora?"
"Możesz zabrać łapy z Dziennikareczki?"
"Bo to... o cholera!"
"Weasley dała mi kosza"
".... nie mam ochoty cię niańczyć"
"Przeszkadzam?"
"Gotowi na pierwsze wspólne sylwestra?"
"Więc daj mi dokończyć idioto.."
"Jak to do cholery?"
"Chcieliśmy cię porwać na chwilę"
"Puszczaj mnie!"
" Wyglądacie, jak małżeństwo"
"Nie pijesz Mel?"
"To nie twoja wina"
"Ty jesteś ślepa Rose?"
" Co ci się śniło?"
"Nienawidzę cię Malfoy!"
"Jesteś z Malfoyem?"
"Cholerne bachory!"
"... było jakieś buzi buzi?"
"Ty się mnie boisz?"
"... zaraz zaczniemy sie rzucać jedzeniem.."
"Co jest między nami?"
"Ona go naprawdę kocha"
"To nie żart"
Odpowiedzi
"Dowiecie się w swoim czasie"
"Porozmawiajmy"
"Przecież my ich nie lubimy!"
"Ciągle nie moge w to uwierzyć"
"Jesteś Grafonką do cholery!"

"Nie potrzebuję twojej pomocy"

1.1K 67 3
By EwelynTown


Idąc korytarzem w stronę Wielkiej Sali, zbierało mi się na wymioty. Ubrana w czarną szatę Gryffindoru ani trochę nie pasowałam do różowych i czerwonych serduszek, które były poprzylepiane na każdej ze ścian. Całym sercem chciałam myśleć, że to tylko kolejny wygłup Irytka, albo Lily i Hugona. Niestety, nie mogłam się oszukiwać w nieskończoność. Nastał ten dzień w roku, którego najchętniej bym się pozbyła z każdego kalendarza. Ani trochę nie rozumiałam fenomenu walentynek. Każda dziewczyna tego dnia szalała, jakby za sprawą magii czternastego lutego miała odnaleźć miłość życia, co oczywiście w większości przypadków nie miało miejsca.

— To dopiero początek dnia, a ja już mam dosyć.— warknęłam, siadając obok Doriana. Od razu chwyciłam za jego pucharek z sokiem dyniowym. Przełożyłam go do ust, ale do moich nozdrzy doleciał doskonale znany mi zapach. Przeklęłam pod nosem. Mogłam się tego spodziewać.— Amortecja..‐ odłożyłam naczynie z głośnym hukiem.

— To pewnie Eleonora McLaggen.— stwierdził ze śmiechem Will.— Jak widać, dziewczyna nadal nie daje za wygraną.

— Mogłaby już sobie odpuścić.— prychnął Dorian, dla którego nie był to powód do śmiechu.

Wspomniana Gryffonka była rok młodsza od nas. Osobiście uważałam, że miała dosyć ciekawą urodę. Jej jasnobrązowe włosy w świetle dosyć mocno wpadały w odcień miedzi i gęstymi spiralami opadały jej aż do połowy pleców. Włosy idealnie pasowały jej do opalonej karnacji, na której nie było nawet skazy. Nie uroda jednak była tym, co odpychało Doriana od jej osoby a charakter. Mianowicie za każdym razem, gdy widziała mojego brązowowłosego przyjaciela, nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa. Jedynie przyglądała mu się z wyraźnym zachwytem i jąkała się podczas każdej próby sklecenia choćby jednego prostego zdania w jego obecności.

— Próbuje tego od czwartej klasy, mógłbyś wreszcie się przyzwczaić.— powiedziałam, ledwo powstrzymując śmiech, widząc niezbyt zadowoloną minę O'Kelly'ego.

— Nie mam zamiaru, nawet tego komentować Wiedźmo.— wypiął w moją stronę język.

Jakby automatycznie zrobiłam to samo, mrużąc przy tym oczy. Musieliśmy mieć bardzo głupie miny. Z Dorianem zachowywaliśmy się jak typowe rodzeństwo. Takie gesty były u nas na porządku dziennym.

— Rose wiesz może, gdzie jest Melissa?— zapytał Will, zwracając na siebie moją uwagę.

Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, jaki był powód nieobecności blondynki na śniadaniu.

— Poszła do skrzydła szpitalnego.— dopiero po zobaczeniu zdziwienia obu chłopaków, warknęłam na samą siebie w myśli. Kompletnie zapomniałam, że żaden z nich nie miał pojęcia o powodzie tych cotygodniowych wizyt kontrolnych.

— Coś jej się stało?— przestraszył się brunet.

— Nie, nie...— zaprzeczyłam szybko. — Poszła po eliksir na ból głowy.— wymyśliłam na prędce, starałam się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. — Napisaliście już esej na obronę?— zapytałam, aby szybko zmienić temat.

— Została mi ostatnia część.— westchnął blondyn.— Nie mam pojęcia, jak go dokończyć.

— Dajcie spokój, Langarm zadał to na za tydzień.— wzruszył ramionami Dorian.

— To wcale nie tak dużo czasu. Ten temat jest cholernie skomplikowany.

— Nie histeryzuj Will, jakoś to ogarnę.— uśmiechnął się łobuzersko.— Właściwie mam zamiar załatwić sobie pomóc na jutro.

— Kogo?— zdziwiłam się. Po jego wzroku nie trudno było się domyślić, że chodzi o jakąś dziewczynę, a z tego, co pamiętałam, nie wspominał mi, że któraś wpadła mu w oko.

— Parkinson jest jedną z najlepszych, jeżeli chodzi o obronę.— na dźwięk nazwiska brązowowłosej Ślizgonki, mój wzrok niemal od razu pomknął do stołu należącego do uczniów Slytherina.

Chociaż tego nie chciałam, zsunął się on na właściciela platynowych włosów, których miękkość wciąż czułam pod palcami. Na moje szczęście był on zbyt zajęty, aby zwrócić uwagę, że na niego spoglądam. Mimo wszystko poczułam delikatne gorąco na policzkach. Cholerne geny Weasleyów— warknęłam. Modliłam się, aby chłopcy tego nie zauważyli.

— Muszę cię zmartwić Dori.— wtrąciłam, ciągle lekko rozproszona.— Jutro urodziny Albusa. Ślizgoni zawsze urządzają wielką balangę w lochach na jego część.

— Jak mniemam, nie masz zamiaru się na nią wkręcić?— zapytał retorycznie Will, doskonale znając moją odpowiedź.

Na urodziny Albusa zwykle przychodziło sporo osób. Nie tylko jego ślizgońscy przyjaciele, ale również prawie wszyscy członkowie naszej rodziny, poza oczywiście mną i Jamesem. Oboje wiedzieliśmy, że nie byliśmy tam mile widziani. Każdego roku jednak podrzucaliśmy mu prezent. Ani ja, ani starszy brat Albusa nie czulibyśmy się dobrze, gdybyśmy całkowicie olali jego święto.

— On mnie tam nie chce i wy dobrze o tym wiecie.— odpowiedziałam z goryczą, a moich myślach zabrzmiały nagle jego słowa przy naszym ostatnim spotkaniu. Nie miałam pojęcia, jak miałam je interpretować.

— Jesteś jego kuzynką, wątpię, aby miał coś przeciwko żebyś świętowała z nim jego urodziny.— stwierdził Dorian.

— Jeszcze się zastanowię, okey?

— Tak lepiej.— uśmiechnął się Will, podnosząc w górę swój kielich.— Za twoje mądre decyzje.— podniósł naczynie do ust, jednak kiedy poczuł smak napoju, natychmiast go wypluł z powrotem.

— Ble..— skrzywiłam się.

— Kto mi do jasnej anielki dodał amortencji?— warknął, z niezrozumieniem w oczach.

— Najwyraźniej masz wielbicielkę.— zaśmiał się Dorian. William zrobił krzywą minę. Stwierdzenie bruneta ani trochę nie przypadło mu do gustu.

Pokręciłam głową. Walentynki były szalenie nienormalne.

*****

Siedziałam w bibliotece, otoczona książkami, abym nie musiała patrzeć na pary, które z każdej strony się obściskiwały. Nie rozumiałam, jak jest możliwe, że pani Pince jeszcze się ich nie pozbyła ze swojej świątyni pełnej starych woluminów. Miałam zamiar przeczytać wreszcie list od mamy, który przyniosła mi dzisiejszego ranka sowia poczta. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie miałam zbyt dobrego przeczucia. Złamałam pieczęć Ministra Magii i z lekkim strachem zaczęłam śledzić tekst swoimi czekoladowymi oczami.

Kochana córeczko,

Mam dla Ciebie niesamowitą wiadomość. Udało mi się nakłonić szefa departamentu tajemnic w naszym ministerstwie, aby przyjrzał się dokładnie Twojej kandydaturze do tejże pracy. Ku mojej i pewnie Twojej uciesze, gdy tylko zobaczył twoje oceny z poprzednich lat w Hogwarcie, zgodził się na przyjęcie Ciebie. Oczywiście na początku będzie to staż, jednak jestem pewna, nie minie wiele czasu, a zatrudni Cię na stałe. Z pewnością się niezmiernie cieszysz. Pamiętaj, że jest to wielka szansa dla Ciebie i Twojego przyszłego życia. Koniec szkoły już tuż za rogiem. Nie możesz dalej skupiać swojej uwagi na pisaniu– oczywiście razem z tatą jesteśmy z Ciebie dumni– jednak to nie zapewni Ci odpowiedniego startu w dorosłość, dlatego też jestem pewna, że mnie rozumiesz.

Mama.

Czytałam ten list po kilka razy, wciąż nie mogąc uwierzyć w jego treść. Byłam wręcz pewna, że mama wykorzystała do tego swoje wpływy jako wspaniała Minister Magii. Ten list był dla mnie jak wyrok. Klamka zapadła. Nie miałam szansy sprzeciwić się mamie. Nie chciałam zawieść ani jej, ani taty. Z bólem musiałam się wreszcie pogodzić z wizją, która nawiedzała mnie od początku tego roku– nie miałam szans spełnić swojego marzenia, o byciu główną redaktorką Proroka Codziennego.

Schowałam pergamin do jednej z potężnych ksiąg i ledwo podtrzymując je w rękach, wyszłam z biblioteki. Nie było sensu dłużej tu siedzieć. Moją jedyną myślą było, aby ukryć ten list przed przyjaciółmi. Byłam pewna, że chcieliby mi w jakiś sposób pomóc, lecz zmarnowaliby jedynie swój cenny czas. Hermiona Weasley podjęła już decyzję i nikt nie mógł jej od niej odwieść.

— Przepraszam...— powiedziałam cicho, kiedy poczułam, że na kogoś wpadłam, a wszystkie przedmioty, które trzymałam upadły mi pod nogi. Nie patrząc, kim była ta osoba, schyliłam się, aby pozbierać porozrzucane przeze mnie podręczniki.

— Pomogę ci.— odezwał się głos, przez który moje serce niemal zamarło. Przez pewien moment czułam, jak tracę oddech.

— Nie potrzebuje twojej pomocy.— warknęłam cicho, co jednak bardziej przypomniało jęk.

Z całej siły starałam się unikać wzroku Scorpiusa. Z aż tak bliską jego obecnością, nie byłam w stanie sobie poradzić. Blondyn nie zwrócił nawet uwagi na moje słowa. Po ledwie kilku chwilach niechętnie musiałam podnieść się, stając oko w oko z chłopakiem, który rozdarł moje serce na miliony maleńkich kawałeczków.

— Dzięki.— powiedziałam cierpko, patrząc na swoje buty, które w tym momencie okazały się niezwykle interesujące.

— Możemy pogadać?— zapytał, a ton jego głosu pierwszy raz był przepełniony niepewnością. — Chciałem ci wszystko wyjaśnić.

— Nie musisz.— westchnęłam, czując w gardle, że niedługo kolejny raz się rozpłacze.— Ja... wszystko zrozumiałam. Nie powinnam była robić sobie nadziei. To było głupie... Nie mam ci tego za złe.— powiedziałam ostrożnie, starając się, aby nie wyczytał z mojego głosu bólu, który opanował już całe moje ciało. Jeszcze chwila, a się rozpadnę. — Muszę już iść.

Jedynie na moment spojrzałam w jego zielono–szare oczy. Był to duży błąd. Musiałam się szybko odwrócić, gdyż w moich oczach znowu pojawiły się łzy. Nie patrząc za siebie i nie zwracając uwagi na to, że blondyn mnie woła, uciekłam. Myślałam, że już jakiś czas temu poradziłam sobie z tym i że jedyne co pozostało po złamanym sercu to blizny. Okazało się inaczej. Moje serce wciąż w kawałkach pragnęło wyrwać się z mojej piersi i pozostać ze Ślizgonem. To tylko młodzieńcze zauroczenie – próbowałam powtarzać sobie w myślach, jednak miałam świadomość, że próbuje oszukać samą siebie. Zawsze w książkach czytałam o bólu, spowodowanym nieodwzajemnionym uczuciem do pewnej osoby i za każdym razem wydawało mi się to jedynie bzdurą. W tym momencie mogłam przyznać, że było to najgorsze uczucie, jakie w życiu mną zawładnęło. Z czytania książek o nieszczęśliwej miłości, przerodziłm się w bohaterkę jednej z nich. Wątpiłam, aby pisane mi było szczęśliwe zakończenie.

*****

— Wezwałam was tutaj, ponieważ chciałam poprosić was o pewną przysługę.— odezwała się dyrektor McGonagall. Po "spotkaniu" z Malfoyem nie mogłam zadowolić się spokojem we własnym łóżku. Natychmiast zostałam wezwana do jej gabinetu wraz z Lydią i Carlem. Żadne z nas nie wiedziało, czego ma dotyczyć ta "przysługa". — Jak wiecie, niedługo odbędzie się kolejne zadanie turnieju i tak się składa, że będziecie musieli nam w nim pomóc.

— W czym mamy pomóc?— zdziwiła się Lydia, patrząc na starszą kobietę ze zdziwieniem.

— Nie mogę zdradzić szczegółów, ale będziecie nam bardzo potrzebni.— powiedziała tajemniczo.— Stawcie się w namiocie zawodników jakieś pięć minut przed rozpoczęciem zadania. I bardzo was proszę, nikomu nie mówcie o tej rozmowie.

— Oczywiście Pani Dyrektor.— powiedzieliśmy chórem.

Wyszłam z gabinetu jako pierwsza, żebym nie musiała rozmawiać z Lydią, która od dłuższego już czasu porządnie mnie irytowała.

Z tej krótkiej rozmowy nie zrozumiałam zbyt wiele. Nie miałam pojęcia, jak i dlaczego to właśnie nasza trójka ma "pomóc" w tym zadaniu. To było bardzo dziwne, ale tym bardziej chciałam, aby dzień turnieju nadszedł jak najszybciej.

*****
Pam Pam Pam.
Jak myślicie, w czym będą musieli pomóc nasi kochani dziennikarze?
Czy Rose pójdzie na urodziny Albusa?
A może wybaczy Scorpiusowi?
Piszcie komentarze, bardzo chętnie poczytam 😘

Continue Reading

You'll Also Like

20.9K 996 31
" - Obiecaj mi coś, Bucky. - powiedziała cicho, podchodząc do niego o krok. Nie spuszczała wzroku z jego oczu. - Obiecaj mi, że cokolwiek by się nie...
85.1K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
4.6K 127 9
"Podjechały jakieś dwa auta. Jeden jeepe, a drugie chyba volvo. Niewiem, nieznam się na autach zbytnio. Moja przybrana matka, Jarmina wychodzi z domu...
11.3K 481 24
Co się stanie gdy Avengers odkryją córkę Czarnej Wdowy i Hawkeye'a? Jaka będzie jej rola?