The Complicated Relationships...

By Thoriii

8.1K 459 71

Z serii: "Wehikuł Czasu". Brad Pitt/ Johnny Depp/ Leonardo Di Caprio Środek nocy. Obce miasto. Inna kultura i... More

First
Second
Fourth
Fifth
Sixth
Seventh
Eighth
Ninth
Tenth
Eleventh
Twelfth
Thirteenth
Fourteenth
Fifteenth
Sixteenth
Seventeenth
Eighteenth
Nineteenth
Twentyth
Twenty-first
Twenty-second
Twenty-third
Twenty-fourth
Twenty-fifth
Twenty-sixth
Twenty-seventh
Twenty-eight
Twenty-nineth

Third

492 28 0
By Thoriii


     Następnego dnia rano budzi mnie Sabina, skacząc na moim łóżku i wrzeszcząc: "On tu jest!!!!!!". Otwieram niepewnie oczy i przyglądam się jej. Jej włosy sterczą na wszystkie strony świata, a worki pod oczami wyglądają, jakby poprawiła je kawałkiem węgla. W dodatku nadal ma na sobie piżamę.

— Leonardo tu jest! Na dole! Rozmawia z tatą!! — piszczy najciszej, jak tylko potrafi.

— Z Jeffem... — poprawiam ją.

Chwilę mierzę ją znudzonym wzrokiem, dopiero po chwili wstaję, wzdychając. Wiem, że beze nie nie zejdzie na dół, a nie chcę jej robić tej przykrości.

— Może najpierw się ogarnij trochę, co? — proponuję, wskazując jej ubranie i ogólny wygląd.

— Tak, tak. Muszę iść do łazienki. — mówi szybko i wybiega z pokoju z prędkością światła. Prawie nie wyrabia na zakręcie, ale w końcu odzyskuje równowagę i pędzi do łazienki.

Nie bardzo wiem, co o tym myśleć... Wstaję ociężale i kieruję się najpierw do szafy. Jestem pewna, że Sabina założy sukienkę, więc biorę to samo. Czarna, rozkloszowana sukienka z rękawami opuszczonymi na ramiona (jak w hiszpance). Ma plisowany dół.

Biorę do ręki jeszcze tylko szczotkę i starannie czeszę moje falowane włosy. W pierwszym tygodniu mojego życia w nowej rodzinie Jeff zabrał mnie do fryzjera, gdzie zostałam pozbawiona dwudziestu centymetrów włosów. Teraz są w długości do ramion. Ale nie przeszkadza mi to. W zasadzie to o wiele bardziej lubię tę długość. Mam lżejszą głowę i czuję się jakoś bardziej szczęśliwa.

Gdy wychodzę z pokoju, prawie wpadam na szatynkę, która stoi już w bardzo podobnej sukience, tylko ze zwykłym krótkim rękawem i ze zwykłym materiałem na dole. Widzę, że niezbyt podoba jej się to, że ubrałam bardziej elegancką sukienkę. Nerwowo przygryza wargę, po czym spogląda z utęsknieniem na schody.

— Mam się przebrać? — pytam zdawkowo. Nie mam ochoty szukać czegoś innego, ale gdyby w ten sposób poczuła się lepiej, zrobiłabym to.

— Nie ma czasu. Nie wiem, ile jeszcze Leonardo tu będzie. Chodźmy. — dziewczyna chwyta mnie za rękę i sprowadza na dół. Jej sprężynki upięte są w wysokiego kucyka, a dwa luźne pasemka swobodnie opadają na jej owalną twarz.

— A Gabi gdzie? — nagle przypomina mi się akcja, która zaszła dzień wcześniej. — Wszystko z nią w porządku?

— Oj na pewno. — mruczy że zniecierpliwieniem

Nie mogę pozwolić jej dłużej czekać, więc wchodzimy do salonu, gdzie czeka już Jeff wraz z elegancko ubranym, przystojnym blondynem. Obaj spoglądają na nas z lekkim zaskoczeniem i posyłają nam sympatyczne uśmiechy.

— Dziewczynki... — wita nas nasz opiekun, a my siadamy przy stole obok niego. Po drugiej stronie siedzi chłopak, który swoim spojrzeniem wciąż ujmuje Sabinę.

— Cześć. — mówi bardziej do niej, niż do nas obydwu, ale jakoś się tym nie przejmuję. Uśmiecham się do Jeffa.

— Rosalie wyszła rano z Gabi na zakupy. To było jakąś godzinę temu, więc za jakieś pół godziny powinny być. — oznajmia. — Tymczasem, proszę, idźcie do kuchni i zjedzcie śniadanie. Omawiamy bardzo ważne sprawy...

— Wybaczcie... — dodaje Leon.

Sabina wzdycha. Wiem, że nie o tym marzyła, ale zawsze słuchamy Jeffa, czego nie możemy powiedzieć o naszym stosunku do Rosalie... Często się nawet z nią przekomarzamy, ale mimo wszystko, bardzo ją lubimy. Jeff natomiast jest bardzo dobry i nigdy nie każe nam robić czegoś, czego nie chcemy, na przykład sprzątać...

Wychodzimy więc z pokoju gościnnego i kierujemy się do kuchni.

— Poczekajmy tu. Może za chwilę nas zawołają. — mówi szeptem.

— No nie wiem... — nie słucham już jej. Wracam myślami do tego zniewalającego blondyna, którego spotkałam dwa miesiące temu i wczoraj wieczorem... Chyba nie zrobiłam na nim zbyt dobrego wrażenia.

Nagle dzwoni telefon. Nie chcę odkrywać Jeffa od ważnych spraw, więc podnoszę słuchawkę i zaczynam rozmowę.

— Tak, słucham. Dom państwa Anyway. — tej formułki nauczyła mnie Rosalie na wypadek, gdyby zadzwonił ktoś, podczas ich nieobecności. Jeff prawie non stop pracuje, a ona dość często wychodzi z domu. To do pracy, to do sklepu, to do koleżanki na plotki, a to po prostu na spacer.

— Liv, potrzebuję cię. — słyszę w słuchawce głos Taylora. Wzdycham teatralnie. Zawsze dzwoni, gdy czegoś chce.

— Co znowu? — warczę. Nie mam ochoty nigdzie dzisiaj iść.

— Wysłałem po ciebie szofera. Proszę przyjdź jak najszybciej... — błaga zdławionym głosem. Co takiego mogło się stać?

— Dobra. Będę. — nic więcej nie mówiąc, odkładam słuchawkę.

Zerkam na Sabinę. Widzę niepokój, który maluję się na jej twarzy. Opowiadam więc szybko o tym, co usłyszałam z ust sławnego chłopaka.

Po kilku minutach pod dom podjeżdża czarna limuzyna Lawrence'a. Jedno w nim lubię... Jego auta.

Biegnę do pokoju gościnnego, gdzie siedzą Jeff i Leonardo, którzy natychmiast zwracają spojrzenia w moim kierunku.

— Jadę do Taylora. Przysłał po mnie limuzynę. — informuję szybko mojego opiekuna.

— Znowu? To piąty raz w tym tygodniu... Jest czwartek. — Jeff wstaje. — Coś się stało?

— Nie wiem... Dzwonił, żebym szybko przyjechała, więc jadę. Jakby co, zadzwonię. Znam przecież numer. — staram się zachować spokój. Skoro Jeff zaczął się denerwować, sprawa może być poważniejsza, niż mi się wydaje...

Kwadrans później wysiadam z limuzyny na podjeździe do wielkiej willi Lawrence'a. Mijam ogrodnika, sprzątaczkę i wchodzę do środka. Widzę, że dookoła panują wielkie porządki, więc staram się ominąć mokrą część podłogi i wchodzę na schody.

— Amando, on jest u siebie? — pytam jednej ze sprzątaczek.

— Tak. Pośpiesz się. Jest załamany... — dziewczyna kręci smutno głową i odchodzi długim korytarzem. Co takiego mogło się stać?

Biegnę na górę, o mało się nie zabijając i wbiegam bez pukania do pokoju chłopaka. Widzę, jak leży na zaścielonym jeszcze łóżku w garniturze – nawet się nie przebrał. Wygląda, jakby miał okropnego kaca po kilku tygodniowym piciu. Dookoła jest pełno szkła i zniszczonych ramek ze zdjęciami. Ze zdjęciami Kate...

— Taylor... — szepczę, przełykając ślinę.

— Liv, miałaś rację... Kate... Ona mnie zdradzała! Najpierw z reżyserem, potem z producentem, a teraz z tym całym sławnym kierowcą wyścigowym! — zachrypnięty krzyk wydobywa się z niego i brzmi, jakby krzyczał całą noc. Łzy spływają po jego policzku, a ja nie wiem, co zrobić.

— Może... Zadzwonię po Jeffa... — mruczę. Nie wiem, co powiedzieć. Co zrobić.

— Nie! — zrywa się nagle z łóżka. — Tylko ty możesz mi pomóc! Tylko ty na tyle mnie znasz! — płacze. Płacze jak małe dziecko. — Ona mnie zraniła! Potwornie!! A ty możesz mnie rozśmieszyć! Opowiedz mi coś śmiesznego... Jakiś kawał, błagam...

Robi mi się go okropnie żal. To w pewnym sensie przeze mnie. Jest mi wstyd. Jak mogłam mu zrobić coś takiego? Przecież to jest potworne. Chociaż z drugiej strony lepiej, że dowiedział się teraz, a nie później...

— Hmm... No dobrze... Jak nazywa się indyk w drzwiach? — pytam, starając się uśmiechnąć. Taylor wzrusza ramionami. Po angielsku to jest oczywiste i wcale nie jest śmieszne. Po polsku to brzmi znacznie lepiej, ale uświadamiam to sobie zbyt późno. — Indor... Rozumiesz? In door... — zaczynam się śmiać, ale on nie rozumie. — Bo po polsku indor to samiec indyka...

To było denne. Ale Taylor parska krótkim śmiechem, żeby było mi milej. Potem znowu kładzie się na łóżku i zamyka oczy.

— Ale ona była... Bardzo zdzirowata... Wiesz przecież o tym. Możesz mieć każdą inną... — staram się go pocieszyć, siadając na skraju jego łóżka. Zawsze gdy jest mu źle, przychodzę i go pocieszam... Ma tylko mnie. Nie ma prawdziwych przyjaciół. Tak to jest w show biznesie.

— Na przykład? Carly? Anne? Veronicę? Ashley? A nie... To dziewczyna Brada... — mówi beznamiętnie, a ja otwieram szeroko oczy. On ma dziewczynę? To znaczy to było oczywiste, ale myślałam... W zasadzie to nie wiem, co ja sobie myślałam... — Czemu nic nie mówisz?

— Myślę nad tym, kogo ci teraz znaleźć... — kłamię, ale po tym naprawdę zaczynam zastanawiać się nad tym, jaka dziewczyna będzie teraz odpowiednia dla samotnego, bogatego aktora ze złamanym sercem. — Może jakaś lekarka? Albo studentka medycyny? Uleczy cię... — pierwszy raz udaje mi się go naprawdę rozśmieszyć.

— Nie. Są zbyt sztywne. — odpowiada rozbawiony. — Myślą tylko o pracy i nauce.

— Hm... A jakaś tancerka? Lubisz dziewczyny, które tańczą, nie? — czuję, że to już jest lepszy pomysł.

— Pójdziesz ze mną dziś wieczorem do klubu? Pomożesz mi znaleźć jakąś, dobra? — pyta, a w jego głosie słychać okropny ból.

— No... Nie wiem... Musiałabym zapytać Jeffa... — widzę, jak reaguje na jego imię. Uważa, że Jeff zgodzi się na wszystko, więc dodaję: —... i Rosalie. — Teraz jego mina się zmienia. Uważa, że Rosalie nie zgodzi się na nic. — Ale muszę dzisiaj wieczorem pomoc w restauracji... Będzie dużo ludzi i... Ej! — wpadam nagle na genialny pomysł. — Zaprosimy jakieś tancerki na ten wieczór! Przyjdź koniecznie na ósmą. Wybierzemy ci jakąś.

Na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech.

— Kocham cię. Jesteś najlepsza. — stwierdza z ogromną łatwością, a ja wiem, że wreszcie udało mi się uzyskać upragniony efekt.

— Po co nam te tancerki? — Rosalie prycha, spoglądając z dezaprobatą na dziewczyny, które chodzą pomiędzy gośćmi w rytm muzyki. — To porządny lokal, a nie burder.

— Oj, przestań! W burderach raczej tak nie tańczą. Ty powinnaś wiedzieć najlepiej. — mówię, starając się odbić piętno na jej dumie. Czasami mam ogromną ochotę tak zrobić. Rosalie potrafi być okropnie nieznośna.

Zaczyna swoje kazania, ale ja odwracam się i biegnę w kierunku Sabiny. Staję jak zamurowana, gdy ktoś mnie wyprzedza. Jest do Leonardo Di Caprio. Podchodzi do Sabiny i siada obok niej na wysokim krześle. Widzę, jak niewidzialny dreszcz przebiega jej skórę, gdy chłopak dotyka dłonią jej ręki. Wzdycham. Szybko jej poszło...

— Gabi... — odwracam się szybko. Nie chcę, żeby Sabina widziała, że zauważyłam całe zajście. Idę na poszukiwanie mojej kuzynki. Mijam Taylora, który przygląda się każdej dziewczynie po kolei i zatrzymuję się na chwilę. — Tamta blondynka to Stephanie. Zostawiła swój numer na niebieskiej kartce przy ladzie... — szepczę, po czym ruszam dalej.

Przebijam się przez tłum. Potem podchodzę do jednego z okien i widzę Gabi, jak stoi na zewnątrz oparta o ścianę budynku. Wychodzę. Czuję chłód, który owiewa moje ciało. Dzisiaj jest wyjątkowo mroźnie.
Napotykam jej obrażone spojrzenie.

— No przepraszam... Ale nie przypadłby ci do gustu. W rzeczywistości jest bardzo narcystyczny i zbyt pewny siebie. Starałam się mu pokazać, że go nie lubię, a gdybym cię mu przedstawiła, wiedziałby, że może nas tak po prostu zabajerować. Po prostu chciałam cię chronić... — A może jego przed nią? Może po prostu chciałam mieć pewność, że nikt nie sprzątnie mi Brada sprzed nosa? Może jednak go lubię i może zrobił na mnie pewne wrażenie? A może cały czas marzę tylko o tym, żeby za chwilę przyszedł do tej głupiej restauracji i zagadał do mnie?

Otrząsam się. Nie, wcale tego nie chcę. Chcę tylko uchronić siebie i moją kuzynkę przed takimi facetami. Brad jest egoistą i dobrze o tym wiem, ale mimo tego, stara sieudslej brnąć w tą pychę.

— Tak, wiem... Po prostu... Chciałam go zobaczyć. — odzywa się po chwili. — Zimno tu. Chodźmy do środka, bo za chwilę mama będzie na nas krzyczeć, że wychodzimy na zewnątrz w taki mróz bez kurtek.

— Rosalie... — naciskam. Nie chcę, żeby Gabi albo Sabina zapomniały o swoich prawdziwych rodzicach. Cokolwiek się z nami dzieje, mamy swoich rodziców, tylko po prostu trochę młodszych i są trochę dalej. — Gabi, pamiętaj, że to nie są nasi rodzice. Nasi rodzice są w Polsce.

Wieczór wydaje się być bardzo długi. Sabina prawie cały czas siedzi i rozmawia z Leonardo, a ja i Gabi stoimy za ladą, odbieram zamówienia i roznosimy je.

— Zazdroszczę jej trochę. — mruczy Gabi, wskazując na szatynkę, która jest już znacznie bliżej blondyna, niż była dzisiaj rano.

— Ja też. Ale ona ma jakiś haczyk do facetów. — wzdycham. Bardzo dobrze pamiętam, jak chodziłyśmy we dwie na basen na lekcje pływania. Chłopak, który zawodowo uczył nas pływać, był starszy od nas o rok. Już po kilku lekcjach zakręciła go sobie wokół palca, a po kilku następnych on w ogóle przestał rozmawiać ze mną. Było tylko: "Sabina, smutno ci?", "Źle się czujesz?", "Czemu dzisiaj nie masz zrobionych paznokci?", "Coś się stało?", "Słońce!". Było mi przykro. Bardzo. Zwłaszcza, że on także mi się podobał, choć starałam się najbardziej, jak mogłam tego nie okazywać.

Taylor ma już nową dziewczynę. Stephanie. Ta blondyna, tancerka. Właśnie z nią wychodzi, nawet się na mnie nie oglądając. Nie ma za co, Taylor.

Znowu czuję się bezużyteczna. Nie mam siły patrzeć już na Sabinę i jej nowego chłopaka, zerkam więc na drzwi wejściowe, które właśnie się otwierają. Staje w nich bardzo przystojny szatyn o ciemnych oczach. Tak, zawsze zwracam uwagę na oczy.

Jest ubrany w zwykłe, znoszone jeansy, białą bluzkę i kurtkę motocyklową. Nie rozgląda się nawet na boki, tylko idzie prosto w moim kierunku.

— Cześć. — wita się beznamiętnie. — Poproszę ginu.

— Kieliszek, literatkę, czy szklankę? — taka jest regułka. Rosalie mnie nauczyła. Ale on chyba o tym nie wie, bo posyła mi zaciekawiony uśmiech.

— Aż tak dokładnie muszę odpowiadać? — jego uśmiech jest dekoncentrujący. Podnosi tylko jeden kącik ust, co sprawia, że wygląda bardziej porywająco

— No więc? — naciskam miłym tonem. Nie chcę być niemiła, ale jednocześnie nie mam zamiaru wchodzić w żadne gierki z Johnnym Deppem. Wystarczy, że szaleję za Bradem Pittem.

W tym momencie Gabi podnosi swój wzrok i zatrzymuje go na mężczyźnie. Widzę, jak jej szczęka opada, a oczy błyszczą się zbyt jasno. Kiwam głową, żeby oznajmić, że to prawda i wcale nie oszalała...

— Literatka. Nie upijam się dziś. — nawet już nie patrzę, jaki uśmiech posyła mi tym razem. Znikam w drzwiach do kuchni i odszukuję Rosalie.

— Literatka ginu. — oznajmiam, wyciągając naczynię z kredensu.

Ona nalewa alkoholu i otwiera mi drzwi. Szybko wracam do lady, kładę literatkę w znacznej odległości od Depp'a i mówię: "Pięć dolarów".
Mężczyzna mierzy mnie nieodgadnionym wzrokiem. W końcu wyciąga z portfela banknot i podaje mi go, po czym ja podsuwam literatkę w jego kierunku.

— Zawsze tu jesteś? — pyta, biorąc do ręki alkohol.

— Mam szesnaście lat. — przypominam, bo chyba zapomniał, że na tyle wyglądam. Oczywiście różnica wieku to nic, ale szesnastolatka umawiająca się z dwudziestotrzylatkiem...

— Czyli tak? — naciska. Nie wiem, co odpowiedzieć. Myślę gorączkowo, rozglądając się po tłumie ludzi.

— Codziennie od rano ósmej do czwartej popołudniu albo od czwartej do ósmej wieczorem. — wtrąca się Gabi. Nie miałam pojęcia, że ma odwagę się odezwać. Zazwyczaj jest bardzo wstydliwa.

Johnny posyła jej wdzięczny uśmiech, a mnie bardziej czarujący i znika w tłumie.

Continue Reading

You'll Also Like

49.3K 1.9K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
84K 1.7K 44
W życiu króla swagu i seksu pojawia się dziewczyna, która zmienia go nie do poznania.
16.6K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
87.2K 3K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...