Krawat |Ninjago

Av silantyis

4K 435 230

Agent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z... Mer

Prolog
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV

X

131 18 4
Av silantyis

Cole był zmęczony. Cholernie zmęczony.

Młody redaktor ledwie łączył już poszczególne wątki. Oczywiście, chciał złapać kryminalistów za wszelką cenę, ale czy życie człowieka nie jest... bezcenne?

Wiedział jednak, że od tej chwili będzie musiał przyzwyczaić się do tego widoku. Widoku krwi i bezwładnego, bladego ciała. I do smrodu. Jasne, ciało nie rozkłada się w aż tak przerażającym tempie, ale wyobraźnia Brookstone'a robiła swoje.

Był wieczór. Brunet wszedł niemrawo do klatki schodowej. Po kolejnych stopniach podążał jak na kacu - kręciło mu się w głowie, a momentami miewał poczucie niestabilności. Zabrał głęboki wdech i w końcu dotarł pod numer swojego mieszkania. Szukając odpowiedniego klucza, zdążył użyć co najmniej pięć różnych przekleństw, aż wszedł do środka. I ku jego zdziwieniu, światło było zapalone.

- Co jest? — wymamrotał pod nosem, stojąc tak w przekonaniu, że lamp nie włączał.

Rzucił swoją torbę tuż obok brudnych butów. Ruszył do salonu i niemalże momentalnie wyciągnął z kieszeni broń. No, może nie aż tak szybko, ale praktyka czyni mistrza, prawda?

- Co ty tu robisz? — patrzył w oszołomieniu na postać znajdującą się tuż przy oknie. Przełknął ślinę i odłożył pistolet na miejsce.

- Nie spodziewałam się takiego powitania.

Była to bowiem dziewczyna. Jej platynowe siwe włosy spięto w luźny kok. Blada skóra i delikatne rysy twarzy sprawiały, że wydawała się znacznie młodsza od dziennikarza. Usta natomiast potraktowano krwawoczerwoną pomadką.

- A ja odwiedzin — przyjrzał się bywalczyni, po czym podszedł bliżej. - Cześć, Ciszo.

- Cześć, Idioto. W jakie kłopoty wpakowałeś się tym razem? — zmrużyła oczy, krzyżując ramiona.

- Wolę o tym nie mówić — pokręcił głową delikatnie i padł z wycieńczeniem na kanapę. - To nie jest dobra chwila.

- Twierdzisz tak za każdym razem, gdy się spotykamy — usiadła tuż obok. - Widziałam się dzisiaj z Ny'ą. Podobno ją też ignorujesz. Co się z tobą dzieje?

- Nic. Po prostu nie mam ostatnio czasu.

- Cole, znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Wystarczy spojrzeć na tą twoją mordkę i od razu widać, że coś cię dręczy. Mam zgadywać?

Brookstone zabrał głęboki wdech. Przetarł czoło delikatnie. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna miała rację. Harumi, bo tak właśnie się nazywała, jest jego przyjaciółką od najmłodszych lat. Chodzili razem do szkoły. Dziewczynce stale dokuczali rówieśnicy, głównie dlatego, że jej ojciec pracował jako woźny w tejże placówce. Jakże im było do śmiechu!

Cole na początku także należał do grupki szydzącej z Harumi. Zmieniło się to wszystko jednak, gdy spotkał ją kiedyś w szatni po lekcjach. Dziewczynka płakała i wyglądała jak sto, a może nawet tysiąc nieszczęść. Dopiero wtedy zrozumiał, że wyrządzał jej krzywdę.

Dlatego wstawił się za nią następny razem, i następnym, i następnym, aż w końcu wszyscy zrozumieli, że należy znaleźć sobie inną ofiarę. Nikt nie chciał przeciwstawiać się przecież Cole'owi, który na dobrą sprawę był najsilniejszym chłopcem w klasie.

I tak się zaczęła ich przyjaźń.

- Zaczynam żałować, że dałem ci zapasowe klucze do tego mieszkania...

- I słusznie, marudo — rozczochrała jego ciemne włosy. - Czekam, aż mi się wyspowiadasz.

- Spotkałem się w końcu z tym agentem. Współpracujemy od tygodnia.

- No nie — westchnęła dramatycznie. - Mówiłam ci, żebyś sobie odpuścił te mafijne brednie.

- Nie rozumiesz-

- Nie, to ty nie rozumiesz, Cole. Może ci się stać krzywda, do cholery jasnej. Nie pomyślałeś o tym?

- Jasne, że nad tym myśla-

- Mówisz? A zastanawiałeś się, jakby wyglądałoby moje życie bez ciebie?

Nastała chwila ciszy. Brunet wpatrywał się w dziewczynę przez dłuższy moment, nie wiedząc, co właściwie odpowiedzieć. Zatkało go. Po prostu go zatkało.

- Oh, no tak. A więc nie spodziewałeś się takiego wyznania. Dlaczego mnie to nie dziwi? — wstała.

- Ciszo — uniósł wzrok i spojrzał jej prosto w błękitne oczy. - Ja po prostu czuję, że to mój obowiązek.

- Jesteś szalony — stwierdziła krótko, ruszając do drzwi.

- Zaczekaj — chłopak również wstał i chwycił Harumi za rękę.

- Nie chcę cię stracić, rozumiesz?! — odwróciła się nagle w jego stronę, jakby chcąc go uderzyć, ale zamiast tego popatrzyła na bruneta.

Rozpłakała się.

Cole natychmiast przytulił ją do siebie i gładził po plecach. Dziewczyna szlochała w jego ramię, zmuszając się do ledwie zrozumiałych słów:

- Nienawidzę cię.

Młody redaktor przymknął powieki, wstrzymując jakąkolwiek łzę, która pragnęła wędrować po jego policzku. Nie chciał płakać. Nie teraz, gdy Harumi straciła nad sobą panowanie. Zdawał sobie sprawę z tego, jakie ryzyko mogła nieść ta praca, ale nie myślał nad tym, jaki wpływ miała na najbliższą dla niego osobę.

- Będzie dobrze, obiecuję — szepnął jej do ucha. - Ze Smithem jestem bezpieczny.

- Jasne. Widziałam, że wszyscy jego partnerzy kończą tak samo.

- Ze mną będzie inaczej.

Oby miał rację, pomyślał.



Cole wyciągnął z lodówki butelkę piwa. Tego właśnie potrzebował - relaksu. Usiadł na blacie kuchennym i napoił się do tego stopnia, że aż beknął głośno.

- Cholera — mruknął pod nosem i przetarł usta. Nie chciał zbudzić swojej przyjaciółki, która zasnęła w jego łóżku.

W końcu chwycił swój telefon, po czym zobaczył na ekranie kilka nieodebranych połączeń. Sprawdził od kogo i zabrał głęboki wdech.

Oddzwonił.

- Halo? No nareszcie, już myślałem, że się upiłeś.

- Coś chciałeś? — spytał obojętnym tonem.

- Pogadać ze swoim jedynym dzieckiem. Kiedy w końcu wrócisz do domu?

- A jak myślisz?

- Synu, ta tematyka zawierająca materiały tylko dla dorosłych jest po prostu nieciekawa. I w dodatku niebezpieczna. Odpuść sobie, znajdziemy dla ciebie jakiś lepszy temat, a w dodatku dostaniesz staż w biurze ojca.

- Chcę być dziennikarzem, który może zdziałać więcej, niż tylko opisywać ludziom związki gwiazd. Mierzę wyżej.

- Co to za różnica? Przynajmniej zarobisz jakieś pieniądze, a później przejmiesz agencję po mnie.

- Powiedziałem już to, co myślę — oznajmił poirytowany.

- Dlaczego ty musisz być tak uparty?

- Najwyraźniej odziedziczyłem to po ojcu.

Po czym się rozłączył.

Tak właśnie wyglądała relacja Cole'a z własnym tatą. Lou Brookstone był właścicielem agencji prasowej i właściwie od początku postanowiono, że jego syn przejmie ów miejsce. Brunet miał pracować wpierw jako dziennikarz, ucząc się przy tym poszczególnych zasad zarządzania. Cole jednak wybrał inną ścieżkę.

Wyprowadził się z rodzinnego domu, zamieszkując w tejże dziurze. Nie chciał pisać o codziennych, mało znaczących sprawach - chciał zmienić świat swoim artykułem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to dziecinne zachowanie, a może i nawet Cole tak uważał, ale było już za późno, żeby się wycofać.

~

Szef kliki spacerował bez przerwy po swoim gabinecie. W dłoni, która zresztą została naznaczona wieloma tatuażami, trzymał jakiś przedmiot. Ściskał go jeszcze bardziej, do tego stopnia, że jego paznokcie prawie wbijały się w skórę.

Był tego dnia rozdrażniony, nie sposób nie zauważyć.

Jeżeli szefa coś denerwowało, nikt nie pytał o co chodzi - wtrącanie się w sprawy, który dotyczyły jego przeszłości, jeszcze bardziej Fulgura irytowało. A poirytowany szef, to niebezpieczny szef.

Ktoś zapukał do drzwi pomieszczenia. Jay otworzył swą dłoń, w której znajdował się malutki, kieszonkowy, złoty zegarek. Odłożył go natychmiast do jednej z szafek zamykanych na klucz i usiadł na fotelu.

- Kto?

- Flintlocke.

Szef przymknął powieki delikatnie, a następnie odchylił się do tyłu.

- Wejdź.

Po chwili zastępca był już w środku. Pogładził powoli swe ciemne, długie wąsy, a następnie zatrzymał się tuż przy swoim przełożonym.

- Zdążyłem zauważyć, że to nie twój dzień, ale jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. I to raczej nie poprawi twojego humoru.

- Do rzeczy.

- Wczoraj, gdy byłeś nieobecny, zjawił się tu pewien człowiek. Miał na sobie drogi garnitur i czerwony krawat-

- Nie pierdol, że znowu proponowali pieniądze — warknął Jay.

- Jeszcze gorzej. Proponowali przyszłość.

Mężczyzna zacisnął pięści, wstrzymując się od przeraźliwego krzyku. Mafia. Pieprzona mafia, która z dnia na dzień coraz bardziej poszerzała swoje terytorium. Od wielu lat to Piraci rządzili nad stolicą, dyktując władzom i służbom warunki. Aż pewnego rychłego dnia pojawiła się inna organizacja, znaczniej majętniejsza, posiadająca znajomości w całym mieście.

Początkowo Jay nie zawracał sobie nimi głowy, do momentu, aż nie zaczęli niszczyć jego dróg towarowych. To Fulgura bardzo zdenerwowało. Dlatego też postanowił zemścić się w najbardziej prymitywny sposób - zabić członków owej mafii.

Gdyby tylko Jay wiedział, z kim zadzierał.

Od dwóch tygodni mafijne psy coraz bardziej zbliżają się do Piratów. Chcą wyeliminować przeciwnika, robiąc z niego wspólnika. Dlatego też zaczęli od tych w najmniej uprzywilejowanych pozycjach, bo takich najłatwiej przekonać i przekupić.

Na nieszczęście Jay'a, już kilku na taki układ poszło.

- I co? — spytał w końcu.

Flintlocke zabrał głęboki wdech - wiedział, że tym, co za chwilę powie, rozzłości swojego szefa i przyjaciela. Ale nie miał, do cholery, wyboru.

- Poszło dziesięciu.

- Dziesięciu? — Jay wzburzył się niemal momentalnie, zaraz wstając ze swojego fotelu. - Dziesięciu? Ci jebani partacze niszczą mój handel, mój biznes, wchodzą do mojego domu a teraz jeszcze zabierają mi kolejnych ludzi?!

Zastępca wstrzymał się od głosu, obserwował jedynie bez słowa.

- Niesamowite — oznajmił Fulgur, śmiejąc się pod nosem. - Myślą, że to ich plac zabaw. Grubo się pomylili, bo to moje miejsce.

- Trudno się nie zgodzić, Jay.

Szef kliki śmiał się jeszcze chwilę, by zaraz ponownie usiąść. Siedział tak w zamyśleniu, aż w końcu spojrzał na Flintlocke'a.

- Spokojnie przyjacielu, pozbędziemy się ich. Już mam plan.

Wąsaty przytaknął powoli, jakby pierwszy raz od dawna niepewny, czy ufa swojemu przełożonemu. Ale nie skomentował tej wypowiedzi. Ruszył po prostu do drzwi, rzucając jeszcze przed wyjściem:

- Tox do ciebie.

- Wpuść ją.

Dosłownie kilka sekund później zastępca minął się z o wiele młodszą od niego dziewczyną, która bez zbędnego powitania weszła do środka. Popatrzyła na Jay'a.

- A więc już ci powiedział.

- Zgadza się.

Toxikita przekręciła głowę lekko i zbliżyła się do Fulgura. Usiadła na jego biurku tuż przed jego twarzą w delikatnym rozkroku.

- Nie przejmuj się. Kilka kulek i będzie po sprawie.

- Kilka to o wiele za mało — mruknął.

- W takim razie więcej, jeden pies — przewróciła oczami. - Nie martw się tak. Życie w stresie piękności szkodzi.

Fulgur spojrzał jej prosto w ślepia i pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Jesteś niemożliwa.

Pochyliła się w jego stronę i wymruczała mu do ucha:

- Jestem też twoja.

Jay oparł się do tyłu i poklepał swoje kolano.

- Chodź tutaj.

Dziewczyna z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy bez zawahania usiadła na jego nogach, twarzą do szefa kliki. Chwyciła się wytatuowanej szyi mężczyzny i wbiła swoje usta w wargi Jay'a.

Mam plan, pomyślał, po czym odwzajemnił pocałunek.

Fortsett å les

You'll Also Like

112K 7.3K 199
(Tłumaczenie) Zostałem profesorem w najlepszej akademii Imperium, bo... zostałem pomylony z kimś innym. Jestem w sytuacji, w której nie mogę dać się...
4.3K 112 25
Hailie Monet 11letnia dziewczyna mieszka w domu z mama i ojczymem ten ojczym ją bił i zamykał w piwnicy i Hailie przez to boi się mężczyzn. ale w wie...
74.1K 2.4K 38
Kobieta mafii. Rządzi złym światem. Jej przyjaciel proponuje ślub z jego bratankiem. Kobieta godzi się, ale przeszłość ich ojców- dogania ich. ⚠️ Ko...
96.7K 6.3K 196
Jestem tylko tłumaczem :3 Bycie elitarną nianią jest proste: chronić podopiecznego, przestrzegać zasad i nie przywiązywać się emocjonalnie. Łatwiej p...