His fault L. Hemmings

By cukierek224

15.4K 839 186

Bella to nieśmiała dziewczyna z wieloma problemami, których lista ciągnie się w nieskończoność. Luke jest ty... More

Prolog/Patr 1
Part 2
Part 3
Part 4
Part 5
Part 6
Part 7
Part 8
Part 9
Part 10
Part 11
Part 12
Part 13
Part 14
Part 15
Part 16
Part 17
Part 18
Part 19
Part 20
Part 21
Part 22
Part 23
Part 24
Part 25
Part 26
Part 27
Part 28
Part 29
Part 30
Part 31
Part 32
Part 33
Part 34
Part 36
Part 37
Part 38
Part 39
Part 40
Part 41
Part 42
Part 43
Part 44
Epilog

Part 35

220 15 1
By cukierek224

Luke

Nie mogłem spać, całą noc przewracałem się z boku na bok, a rano męczył mnie okropny ból brzucha, jednak bałem się nawet podnieść z miejsca bo Carter spała tak spokojnie. Wiedziałem, że w momencie gdy otworzy oczy brutalna rzeczywistość powróci, dlatego starałem się zachowywać jak najciszej.

Obserwowałem ją przez dłuższą chwilę, zastanawiając nad tym co się właściwie z nami teraz dzieje i jak załatwić sprawę brunetki tak żeby nie cierpiała jeszcze bardziej niż dotychczas.

Przymknąłem oczy, wzdychając głęboko. Nigdy nie sądziłem, że w wieku zaledwie osiemnastu lat będę miał na głowie takie problemy i, że będę się czuł za kogoś tak bardzo odpowiedzialny jak za nią teraz.

Cichy szmer obok oraz seria innych dźwięków świadczących o tym, że ktoś się porusza utwierdziły mnie w tym, że Carter się obudziła. Momentalnie pokierowałem swój wzrok na dziewczynę, która leniwie się przeciągnęła, a następnie powoli usiadła, naciągając na siebie kołdrę.

Bez słowa siedziała, obserwując nieustannie okno, przez które wdarły się do wnętrza pokoju pojedyncze promienie porannego światła. 

-Chcesz może coś na śniadanie?- zapytałem, przełykając z trudem ślinę.

Brunetka jednak zdawała się być bardzo nieobecna, jakby zagubiona we własnym umyśle. Ciągle wpatrywała się w jeden punkt i nie odpowiedziała mi na moje pytanie. Przytaknąłem sam do siebie, podnosząc się z miejsca. Założyłem na siebie bluzę, przypadkowe spodnie i trampki, a następnie wyszedłem na korytarz, kierując się prosto do stołówki gdzie o ile pamiętam powinno być jakieś świeże pieczywo i coś co moglibyśmy zjeść.

Zabrałem kilka bułek, słoik dżemu i jeszcze jakieś inne pierdoły do kanapek, po czym wróciłem do naszego pokoju.

Tym razem zastałem w nim już ubraną Carter, stojącą nad jej torbą, w której pewnie czegoś szukała. 

Dziewczyna spojrzała na mnie swoim przeszywającym wzrokiem, otwierając nieco usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko się wycofała.

Chciałem ją namówić aby jednak porozmawiała ze mną, ale zrezygnowałem z tego pomysłu aby nie sprawić by czuła się przeze mnie osaczona. Powtarzałem sobie w głowie, że zacznie mówić gdy będzie chciała, ale mimo to nie zrezygnowałem z mówienia do niej...nawet jeśli rozmawiałem sam ze sobą.

-Nie byłem pewny czego dokładnie byś chciała więc zabrałem to co wydawało się najbardziej odpowiednie. - mówiłem kiedy ona usiadała naprzeciw mnie i bez słowa zabrała jedną z bułek. 

Nie wiedziałem czy mnie słucha, jednak nie zamierzałem się poddawać, zwłaszcza, że bardzo chciałem ją wyciągnąć z tych czterech smętnych ścian.

-Możemy pojechać do sklepu i kupić coś do jedzenia...

-Nie. -przerwała mi cicho, zmuszając do tego abym na nią spojrzał.

Carter spuściła wzrok na swoje kolana.

-Nie dziś...jedźmy jutro.- poprosiła.

Przytaknąłem pośpiesznie.

-Dobrze, zrobimy jak chcesz.- mówiłem.- Ale może chcesz gdzieś dzisiaj wyjść?

Pokręciła przecząco głową. Czułem, że to definitywne i trochę mnie to przerażało bo siedzenie w tym miejscu przyprawiało mnie o dreszcze.

Przez następnych kilka godzin, Carter nie odzywała się ani słowem, a taka cisza w takich okolicznościach zmuszała człowieka do myślenia o wielu rzeczach.

Przez nieokreśloną przeze mnie ilość czasu leżałem i wpatrywałem się w sufit, myśląc o ostatnich wydarzeniach, co powoli doprowadzało mnie na skraj załamania nerwowego.

Carter również przez cały ten czas leżała. Odwrócona do mnie tyłem, ze wzrokiem wbitym w ścianę...mimo, że nie widziałem jej twarzy to wiedziałem, że nie spała, bo oddychała zbyt gwałtownie. Pewnie też zadręczała się myślami, tak jak ja.

-Carter? Chcesz porozmawiać?- pytałem, błagając się w myślach o to aby się zgodziła.

Ale Carter już się nie odezwała, już do wieczora leżała tak, a ja czułem się z nią jak zwierze zamknięte w klatce, które uporczywie pragnie się wydostać.

***

Prawie całą noc nie spałem. Bałem się, że brunetka zrezygnuje z wyjazdu na zakupy, a kolejnego dnia w takich samych warunkach jak wczoraj nie mógłbym znieść.

Nerwowo obserwowałem kątem oka jak Carter zakłada swoje buty, po czym poprawia rękawy bluzy, a w jej ruchach nic nie wskazuje na to aby chciała się wycofać. Dziewczyna już miała włożyć do swojej kieszeni portfel, ale szybko ją zatrzymałem, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu.

-Ja płacę.- zapewniłem ją za co zostałem obdarowany wręcz palącym spojrzeniem.

Szybko zorientowałem się, że chodzi o moją dłoń, którą wycofałem, a zaraz po tym ona posłusznie odłożyła swój portfel.

Westchnąłem, zabierając jeszcze do kieszeni bluzy kluczyki od samochodu.

Carter wyszła pierwsza, kierując się powoli przez korytarze hostelu, a na zewnątrz przeszła po mokrej od nocnego deszczu trawie, rozglądając nieufnie na boki aż nie usiadła na miejscu pasażera.

W samochodzie panował chłód, chociaż w sumie to równie dobrze atmosfera między mną, a Carter mogła sprawiać takie mylne wrażenie.

Próbowałem dla rozluźnienia wystukać na kierownicy melodię lecącej w radiu piosenki, która w sumie niezbyt przypadła mi do gustu, ale jakoś teraz mnie to nie obchodziło.

-Chcesz pójść do jakiegoś konkretnego sklepu?- zapytałem, zerkając na nią.

Obróciła głowę w moją stronę, zaciskając swoje wargi.

-Chyba tylko do jakiegoś spożywczego żeby kupić coś do jedzenia...ale możemy pojechać do tego marketu, pamiętam, że razem z Holly i Miley kupiłyśmy tam sorbety.- odpowiedziała.

Przytaknąłem i posłusznie pojechałam do marketu, o którym mówiła.

Wmawiałem sobie, że jest lepiej bo powiedziała chyba najdłuższe zdanie od prawie dwóch dni, ale tak naprawdę zanim będzie "dobrze" to trochę minie.

Carter posłusznie chodziła tuż obok mnie potakując bądź przecząc ruchem głowy gdy pytałem ją o to czy coś kupić czy nie, ale mimo moich najszczerszych chęci w końcu nawet ja straciłem cierpliwość. Bezradnie przyłożyłem dłoń do twarzy i przejechałem nią w dół.

-Carter...zróbmy tak, że się rozdzielimy i ty weźmiesz co chcesz, a później spotkamy się przy kasie.- zaproponowałem.

W odpowiedzi usłyszałem krótkie westchnienie, a następnie brunetka ruszyła w stronę jakiś regałów. Obserwowałem ją dopóki nie zniknęła z mojego pola widzenia.

Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że z Carter wcale dobrze nie było...i ze mną też nie.

Jeszcze kilka dni temu byłem całkowicie zwyczajnym, energicznym nastolatkiem, który próbował w jakiś sposób odzyskać dziewczynę.

Brzmi całkiem zwyczajnie, ale teraz jest zupełnie inaczej.

Teraz jestem całkowicie zagubionym, pozbawionym jakiejkolwiek radości nastolatkiem, który próbuje ochronić dziewczynę.

Myślę, że teraz ze spokojem mogę nazywać siebie obrońcą chociaż z drugiej strony jestem kompletnym idiotą, który podświadomie liczy na niemożliwe, a mianowicie na to, że wszystko się ułoży. Powoli musiałem się jednak oswajać z myślą, że nie wszystko, a jedynie część z tego co się teraz dzieje kiedyś się ułoży.

-Myślę, że to wszystko.- usłyszałem głos Carter, która stała teraz przede mną z rękami pełnymi jakiś przekąsek.

Najwyraźniej przez cały czas stałem jak nienormalny i najzwyczajniej w świecie zamyśliłem się.

-Dobrze.- odpowiedziałem pośpiesznie. - Chodź do kasy.

Miley

Belli już drugi dzień nie było w szkole. Nie byłoby to dziwne gdyby nie fakt, że ani jej mama ani nikt z nas nie mógł się z nią skontaktować i na dodatek Hemmings też zniknął, a to oznaczało, że był z nią.

-Przepraszam, ale czy ktoś się może zainteresować tematem?!- zapytałam głośno, uderzając otwartą dłonią w blat stolika na szkolnej stołówce.

Ash i Holly od kiedy byli razem totalnie potracili głowy, byli kompletnie zatraceni w sobie, Hood ogólnie był idiotą, więc nie liczyłam na jakiekolwiek przebłyski inteligencji z jego strony, a Clifford nie widział w tym żadnego problemu.

-Mama Belli się martwi.- powiedziałam.

Ashton wywrócił oczami, obejmując Holly.

-Przecież Carter jest już dorosła.- powiedział. -Pewnie ona i Hemmings są razem i nic im nie jest, a telefony wyłączyli żeby nikt im nie przeszkadzał, a przecież wszyscy dobrze wiemy, że ta dwójka ma sobie trochę do wyjaśnienia.- dodał wzruszając ramionami.

Spojrzałam wyczekująco na Holly, jednak ona chociaż według mnie była rozdarta, to przyznała rację swojemu chłopakowi.

-On ma racje Miley. Bella i Luke na pewno są razem i potrzebują czasu dla siebie żeby wyjaśnić sobie to co między nimi zaszło.

-Mike.- zwróciłam się poważnym tonem głosu do chłopaka.

Clifford westchnął przeciągle, opierając plecami o plastikowe oparcie krzesła.

-Wybacz Teksas, ale chyba przesadzasz. Znam Luke'a i wiem co on do niej czuł, więc jeśli są razem to na pewno nie grozi jej żadna krzywda.- wyjaśnił spokojnie.

-No właśnie! Jeśli! I dlaczego oni wyłączyli w ogóle telefony?! Boże, ludzie czy wy naprawdę ani trochę się nie martwicie?!- krzyknęłam, chowając ostatecznie twarz w dłonie, których palce wplotłam w swoje włosy.

Zamknęłam załamana oczy. Naprawdę się martwiłam, że coś im się stało, a bezczynne siedzenie i nic nie robienie sprawiało, że strach rozrywał mnie od środka.

-Ja się martwię.-usłyszałam obok siebie.

Zaskoczona podniosłam wzrok.

-Słucham?- zapytałam, nie dowierzając.

Calum oparł się łokciem o blat stołu, obracając w moją stronę.

-Ja się o nich martwię i tak jak ty sądzę, że powinniśmy coś zrobić.- dodał.

Zamrugałam kilkukrotnie, próbując powstrzymać uśmiech pełen satysfakcji.

-Więc...więc mi pomóż.- powiedziałam pośpiesznie.

-Chcesz ich szukać?- zapytał Hood, unosząc jedną brew ku górze.

-Tak! Dokładnie to chce zrobić.-odparłam, uderzając pięścią w stół.- Pojedziemy jutro we wszystkie miejsca, w których mogliby być. Tylko dzięki temu będziemy mieli pewność, że wszystko jest w porządku-kontynuowała, wskazując raz na niego i raz na mnie na co brunet przytaknął, zgadzając się z moim pomysłem. 

***

Bella

Otworzyłam oczy jednak szybko tego pożałowałam, ponieważ nim wzrok moich zmęczonych oczu przyzwyczaił się do tego, że już się przebudziłam musiała minąć krótka chwila, podczas której rozglądałam się po pokoju.

Pamiętam, że po powrocie ze sklepu byłam bardzo zmęczona i położyłam się spać...teraz szybko się męczyłam jednak było to zmęczenie psychiczne, w żadnym razie fizyczne.

Dokuczały mi wspomnienia z niedawnej tragedii, przez którą odtrącałam Luke'a, a on przecież chce mi tylko pomóc.

-Luke?- odezwałam się cicho, rozglądając na boki jednak nie zauważyłam nigdzie chłopaka. 

Blondyn musiał wyjść kiedy spałam.

Usiadłam na łóżku, próbując przypomnieć sobie czy wspominał coś o wyjściu, ale bezskutecznie, choć po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku gdzie mógł być blondyn.

Mogłam się domyślić, że pewnie poszedł nad jezioro pod to drzewo, gdzie razem spędzaliśmy czas na wycieczce.

Opuściłam pokój, a zaraz po tym teren hostelu i dobrze znaną, leśną ścieżką ruszyłam w stronę jeziora.

Przez moją głowę przemykały różne pytania "Dlaczego odszedł bez informowania mnie o tym?". Wbrew pozorom odpowiedź była prosta, jednak sprawiała, że miałam coraz większe wyrzuty sumienia, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że go przytłaczałam...musiałam w jakiś sposób wyzbyć się potwornego obrzydzenia, które się we mnie narodziło przez mojego ojczyma, ale jeszcze nie wiedziałam jak to zrobić.

Zatrzymałam się nagle przy wyjściu z lasu, dostrzegając w oddali znajome jezioro, drzewo oraz sylwetkę blondyna, siedzącego pod drzewem.

Nabrałam sporą dawkę powietrza przez nos i zabrałam się na odwagę aby do niego podejść. Z każdym kolejnym krokiem ziemia była coraz bardziej miękka aż w końcu stąpałam po samym piasku, który w niektórych miejscach był bardziej wydeptany, jednak miejsce wokół drzewa było w dalszym ciągu porośnięte trawą i to własnie tam siedział Luke.

-Carter?- odezwał się zdziwiony.

Zmusiłam się do słabego uśmiechu po czym usiadłam tuż obok niego, decydując na zachowanie między nami małego odstępu. Może wyda się to głupie, ale to, że praktycznie stykaliśmy się ramionami i fakt, że prawie w ogóle mi to teraz nie przeszkadzało było moi małym zwycięstwem i krokiem ku temu co chcę osiągnąć.

-Musimy porozmawiać...szczerze.- zaczęłam, wpatrując się w jezioro pomarańczowe od promieni zachodzącego słońca.

Luke przytaknął.

-Zróbmy tak..skoro to "nasze miejsce" to niech każde z nas wyrzuci przy nim swoje żale i spróbujmy coś z nimi zrobić. Wtedy będziemy mogli sobie pomóc.- mówiłam niepewnie, zerkając na niego ukradkiem aby zorientować się czy pasuje mu taki pomysł, ale nie sprzeciwiał się, więc najwyraźniej akceptował to w pełni.

Zapanowała między nami chwilowa cisza, jednak oboje wiedzieliśmy, że to cisza przed przysłowiową burzą. Luke jako pierwszy postanowił cisnąć piorunami, parskając cichym i nieszczerym śmiechem.

-To wszystko to jest jedno wielkie domino...Carter to zaczyna mnie przytłaczać, a zwłaszcza, że uświadamiam sobie parę spraw. Między innymi to, że gdybym nie zrobił ci tego zdjęcia albo chociaż od razu je usunął to Blair nigdy nie zrobiłaby tych plakatów, a wtedy, w dzień przedstawienia, kiedy je znalazłaś pewnie zabrałbym cię gdzie tylko byś chciała i na sam koniec kto wie, może skończyłoby się to tak, że bylibyśmy razem.- uśmiechnął się słabo. - Idąc tym tropem, gdybyś była moja to miałabyś do kogo się zwrócić i gdyby tego dnia on..on próbowałby się do ciebie dobrać to napisałabyś do mnie, a ja w ciągu kilku minut byłbym już przy tobie....Zabawne, że gdybym przez te wszystkie lata zamiast się nad tobą znęcać zauważyłbym to co dostrzegłem niedawno to pewnie ty i ja teraz bylibyśmy naprawdę świetną parą.- mówił, spoglądając na mnie, a w niego oczach dostrzegłam pojedyncze łzy.

Hemmings drgnął nieco, poprawiając swoją pozycję.

-To wszystko moja wina..gdybym był u ciebie wcześniej zamiast zastanawiać się nad tym co ci powiem kiedy już oddam ci pierdolonego "Hamleta" to mógłbym cię obronić, a zamiast tego teraz cierpisz...-ciągnął, a po jego policzku spłynęła pierwsza łza, przerwałam mu jego obwinianie się, układając dłoń na jego kolanie.

Nie sądziłam, że on się o to wszystko obwinia.

-Luke zapamiętaj to co teraz powiem bo nie chcę aby była potrzeba powtarzania tego. To nie jest twoja wina, winny jest tylko i wyłącznie on.-powiedziałam.

Blondyn położył swoją dłoń na mojej, a po moim ciele przeszły lekkie dreszcze, jednak nie zamierzałam wycofać ręki. Przecież to Luke..

-Nie rozumiem.- zaczął. - Skoro obwiniasz jego to dlaczego nie chcesz tego zgłosić?- zapytał z wyrzutem słyszalnym w głosie.

Zacisnęłam zdenerwowana powieki, wykręcając usta w grymasie.

-Bo potrzebujemy pieniędzy, bo moja mama się kompletnie załamie, będzie się obwiniać tak jak ty teraz, Peter przeżyje prawdziwy koszmar, a ja się tego potwornie wstydzę.- wymieniałam. 

Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się do dalszej wypowiedzi.

-Chcę żyć normalnie. A żeby to zrobić muszę pozbyć się strachu i zastąpić złe wspomnienia tymi dobrymi. Nie chcę kojarzyć tego z czymś złym.- zerknęłam na bok i zobaczyłam, że Hemmings przypatruje mi się uważnie, próbując najwyraźniej zrozumieć o co mi chodzi.

Moje policzki spłonęły rumieńcem kiedy musiałam w końcu przejść do rzeczy.

-Mam na myśli to, że może udałoby mi się szybciej z tym uporać jeśli pomógłbyś mi jakoś to przełamać...w sensie, chodzi mi o to, że moglibyśmy razem..no wiesz...zrobić to. - dokończyłam pośpiesznie.

Luke otworzył szeroko oczy.

-To? - zapytał, patrząc na mnie wyczekująco, a ja przytaknęłam.

Teraz uświadomiłam sobie jak beznadziejnie to zabrzmiało.

-Jeśli nie chcesz to ja to rozumiem.- zaczęłam się tłumaczyć.

-Ale chcę.- przerwał mi szybko. - Pytanie czy ty na pewno chcesz...bo nie chcę cię skrzywdzić.- mówił spuszczając wzrok niżej.

Przysunęłam się jeszcze bliżej, tak by nasze ramiona już całkowicie się dotykały. Już prawie ignorowałam fakt, że jest to niekomfortowe.

-Nie skrzywdzisz. - zapewniłam go. - Przecież wiem, że nie zrobiłbyś mi tego.

Hemmings uśmiechnął się smutno, opierając całkowicie plecami o korę drzewa.

-Carter?- odezwał się niepewnie.- Czy ty czujesz się przy mnie bezpieczna?- zapytał.

Zastanowiłam się chwilę nad definicją tego słowa bo każdy interpretował to inaczej.

Dla mnie bezpieczeństwo w tej chwili to moment kiedy siedzę w lesie godzinę drogi od domu, w którym czekały problemy, niesamowicie blisko jeziora, a co za tym idzie wody, której panicznie się bałam i czysto teoretycznie powinnam czuć chłód i ukłucie niepokoju w podbrzuszu, ale wcale tego nie czułam bo obok był Luke, który najwyraźniej był powodem, dla którego się nie bałam.

Nie pamiętam kiedy ostatnio to czułam. Na pewno nigdy nie przy Andy'm, o bezpieczeństwo mamy, Peter'a, Holly i Miley sama się bałam, więc również nie. Jedyną osobą, przy której czułam się tak jak teraz przy Luke'u był mój tata, ale to było bardzo dawno temu.

-Oczywiście, że tak.- odparłam całkowicie tego pewna.

Cieszyłam się, że zadał mi to pytanie bo dzięki temu sama sobie też uświadomiłam, że przy nim nic mi nie groziło.

Continue Reading

You'll Also Like

11.3K 449 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
144K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
7.2K 511 41
- Wiedziałaś? - zapytał marszcząc brwi. - Lloyd ja - zawachałam się. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Miałam przecież być z nim szczera. - No ta...
11K 838 25
𝐎𝐊𝐎 𝐙𝐀 𝐎𝐊𝐎, 𝐊𝐑𝐄𝐖 𝐙𝐀 𝐊𝐑𝐄𝐖 "𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐃𝐈𝐃𝐍'𝐓 𝐌𝐀𝐊𝐄 𝐔𝐒 𝐊𝐈𝐍𝐆𝐒, 𝐃𝐑𝐀𝐆𝐎𝐍𝐒 𝐃𝐈𝐃" ➡︎ 𝐎 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐤𝐚𝐜𝐡 𝐩𝐨...