i was wrong || s.m ✔

By laurenxwilson

177K 10K 6.3K

Wszyscy mamy tajemnice.. Czasami są tak wielkie, że sami stajemy się jedną z nich. Żyjemy w bezpiecznym koko... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
37
coś nowego c:
NOWE OPOWIADANIE

36.

2.9K 209 148
By laurenxwilson


Minęły dwa dni odkąd Shawn poprosił mnie o spotkanie i zaledwie kilka godzin od tego, jak wysłałam mu odpowiedź.

Emily miała rację. Musiałam raz na zawsze zamknąć ten rozdział swojego życia. Nie wiedziałam tylko w jaką kategorię go wpisać: "najpiękniejsze chwile" czy "błędy, do których nigdy nie powinnam dopuścić".

Kiedy pisałam wiadomość, trzęsły mi się ręce.

Myślałam nad tym, czy faktycznie dobrze robię. Czy spotykając się z nim kolejny raz wspomnienia przypadkiem nie wrócą, a ledwo zaleczona rana nie otworzy się ponownie. Bałam się, że wybuchnę płaczem, że ucieknę, że rzucę się mu w ramiona. Bałam się, czy przypadkiem nie będzie chcieć spróbować ponownie. Bałam się, że będzie chciał zapomnieć. Że będę mu zupełnie obojętna. Że to on będzie mi zupełnie obojętny.

Te godziny oczekiwania były cholernie męczące.

Owinęłam się w koc i dla niepoznaki włączyłam serial, aby przynajmniej sprawiać pozory. Nie mogłam przecież przeleżeć całego dnia w oczekiwaniu na wiadomość od kogoś, kto w żadnym wypadku nie powinien się do mnie już więcej odezwać.

Zerkając na ekran laptopa, przewijałam w myślach naszą ostatnią rozmowę. Wychodziłam z założenia, że im dłużej będę analizować tą scenę, tym mniej bolesna będzie. Za każdym razem czułam się tak samo, jednak nie potrafiłam zapomnieć tamtego momentu, nie potrafiłam się odciąć. Raniłam się raz za razem, próbując znaleźć moment, w którym zjebaliśmy wszystko.

Nadal słyszałam jego słowa. Nadal widziałam łzy w jego oczach i potargane przez chłodne powietrze włosy.

Nadal potrafiłam przywołać w głowie myśli, które kołatały się po mojej głowie, kiedy patrzył na mnie z bólem i pogardą, jakby żałował każdej sekundy spędzonej razem.

Miałam ochotę krzyczeć, obwiniać go za to, że nie potrafiłam go nie ranić; że nie potrafił mnie kochać tak, aby to uczucie wystarczyło za nas obu. Byłam wściekła za to, że nie wierzył mi kiedy mówiłam, że go zranię. Że pozwolił mi mieć nadzieję na to, że tym razem będzie inaczej.

- Dlaczego nie damy rady? - krzyknęłam za nim, chcąc zatrzymać go przy sobie. Nie wiem czemu; może po prostu potrzebowałam kogokolwiek obok.

Odwrócił lekko głowę, ale patrzył w bok. Miał już dość mojego widoku i nie dziwiłam mu się. Sama nie chciałabym na siebie patrzeć.

- Miłość się skończyła.

Choć szum ulicy mógł z łatwością zagłuszyć jego słowa, ten szept wyrył się w mojej głowie każdym tonem. Pamiętałam nawet jak jego głos lekko zadrżał, gdy wypowiadał ostatnie słowo. Jakby nie potrafił uwierzyć w to co mówił.

Nie mogłam go za to winić. Jak długo można kochać kogoś, kto potrafi tylko ranić?

Dlatego zagryzłam wargi i pozwoliłam aby włosy opadły mi na twarz. Nie wróciłam na noc do naszego mieszkania. Następnego dnia jego rzeczy już nie było, a na stole leżała druga para kluczy. Od tamtego momentu nie odezwał się do mnie, a ja nie próbowałam go przepraszać. To i tak byłoby pozbawione sensu.

Z rozmyślań wyrwało mnie ciche pukanie w futrynę drzwi. Emily stała oparta biodrem o białe drewno z dwoma kubkami gorącej czekolady. Jeden postawiła przede mną, na kawałku stolika, który nie był zawalony notatkami i wydrukami próbnych tekstów, nad którymi dziewczyna pracowała.

- Kalorie, kochana - poruszyła sugestywnie brwiami. - Kalorie to najlepszy przyjaciel człowieka.

Uśmiechnęłam się szeroko.

Emily była moim prywatnym błogosławieństwem. Kiedy stanęłam zapłakana na progu jej drzwi, otworzyła mi z kotem na rękach i w mokrych włosach. Nie pytała o nic, gestem dłoni zaprosiła do środka i zrobiła mi gorącą czekoladę, co z czasem stało się naszą tradycją i lekiem na całe zło wszechświata. Kiedy któraś z nas miała gorszy dzień, ta druga zawsze robiła gorącą czekoladę. Tamtego dnia słodki napój sprawił, że nie chciałam już wracać. Do tamtego mieszkania, do tamtego chłopaka, do tamtego życia.

I tak było przez długi czas, aż do pewnej środy.

Kiedy to moja przeszłość postanowiła przypomnieć o swoim istnieniu.

- Umówiłam się z nim o 17.

Emily spojrzała na zegar.

- To za pół godziny.

- Mhm.

- Więc co ty tutaj jeszcze robisz?

- Nie chcę iść. Nie chcę na niego patrzeć.

Przez twarz brunetki przebiegł cień współczucia. Nie żebym chciała, żeby ktoś mnie żałował. Nie potrzebowałam litości. Jednak miło było mieć świadomość, że ktoś przynajmniej próbuje postawić się w twojej sytuacji. I nie mówi, że dramatyzujesz.

- Kochanie - westchnęła przysiadając na skraju kanapy, wciąż ściskając w dłoniach parujący kubek w różowe serduszka. Jej ulubiony. - Może być okropnie. Możesz siedzieć tam z nim i czuć się do dupy. Możesz wrócić do domu i czuć się do dupy. Może minąć tydzień, dwa i dalej będziesz czuć się do dupy. Jednak pewnego dnia uświadomisz sobie, że dobrze zrobiłaś wyjaśniając wszystko i zamykając ten epizod. Nie będziesz żałować. Takich rzeczy się nie żałuje.

Przez sekundę miałam ochotę nawrzeszczeć na nią, że nie ma pojęcia co czuję i przez co przechodziłam, próbując wyrzucić go z mojej głowy.

W następnej uświadomiłam sobie że znowu ma rację.

- Boję się.

- Wiem, kochanie.

- Myślisz, że on też się boi, Emily?

- Jestem tego pewna.

- To dobrze.

Wygramoliłam się spod koca. Spojrzałam tęsknym wzrokiem na czekoladę, która kusiła grubą warstwą bitej śmietany. Wiedziałam jednak, że jeśli wezmę choć łyk, nie znajdę w sobie odwagi aby wyjść z domu i zamiast tego ponownie wskoczę na kanapę.

Nie byłam pewna, czy będę w stanie coś powiedzieć. Miałam nadzieję, że skoro to on nalegał na spotkanie, to on będzie mówić. Zastanawiałam się, czy wie, jak bardzo za nim tęsknię.

Weszłam do łazienki, żeby chociaż przejrzeć się w lustrze. Nie wiedziałam czy zmieniłam się od wakacji. Nie miałam kogo spytać; nie odzywałam się ani do Cecily, ani do Lucasa, ani do jego rodziców. Zapomniałam jak wygląda Sunny. Minęło kilka tygodni od kiedy ostatni raz rozmawiałam z mamą.

Byłam ciekawa jak na mnie zareaguje.

Obcięłam włosy. Z loków do pasa pozostały jedynie krótkie pasemka do ramion. Zaczęłam malować usta. Zaczęłam malować paznokcie.

Mimowolnie robiłam wszystko, żeby uwolnić się od tamtej mnie. Tej, która trafiła na tamtego chłopca, uciekając z imprezy na której obmacywał ją współlokator, zapominając gdzie mieszka, zostawiając wszystkie rzeczy w obcym miejscu i błądząc po nocy.

Pomyślałam o efekcie motyla.

Kim byłabym teraz, gdybym nigdy nie poszła na tamtą domówkę?

Na miejsce spotkania wyznaczyłam studencką kafejkę - miejsce, które nigdy nie było puste, ale bez problemu dało się schować w przytulnym kąciku. Studenci mieli do siebie to, że unikali kontaktów z nieznanymi sobie ludźmi. Nikogo nie obchodziło cudze życie, co bardzo mi w tamtym momencie odpowiadało. Shawnowi pewnie średnio zależało, aby wystawiać się na widok publiczny.

Kiedy wyszłam z domu zaczęłam żałować, że nie wzięłam rękawiczek.

Kilka minut drogi później, gdy już dotarłam pod kawiarniane drzwi, zmarznięte dłonie przestały być problemem. Weszłam do środka, pchana nagłym przypływem odwagi.

I od razu go zobaczyłam.

Nie miał w sobie nic z tamtego chłopca. 

Jeszcze wyższy niż wcześniej, sprawiał wrażenie dziwnie małego. Choć jego włosy sterczały tak samo, nie miały w sobie tamtej chłopięcej niewinności - bardziej zdezorientowanie i nieład, jakby Shawn sam nie wiedział co z nimi zrobić.

Odwrócił się dokładnie w momencie, kiedy drzwi za mną zamknęły się z głośnym trzaskiem.

Spuściłam wzrok i podeszłam do stolika. Czułam, że śledzi mnie wzrokiem. Kiedy opadłam na krzesło naprzeciwko, usłyszałam lekkie westchnięcie.

- Co zrobiłaś z włosami? - szepnął, prawie niesłyszalnym głosem.

Nawet to się w nim zmieniło.

W tamtej sekundzie coś we mnie umarło.

A kiedy podniosłam wzrok i popatrzyłam w jego pozbawione blasku oczy, coś umarło w nim.

- Cześć, Shawn.







***

(a/n)


Jeszcze tylko troszkę.

Przepraszam, że nawalam, ale jakoś tak ostatnio mam. Wszystkich zawodzę.

Następnego rozdziału nie przewiduję przed 9 czerwca.

Dziękuję, że nadal tu jesteście i nadal niezmiennie Was uwielbiam.


Continue Reading

You'll Also Like

Plaga By Wera Guzenda

Science Fiction

108K 6.1K 39
Kiedy Plaga spustoszyła Ziemię, każdy musiał zadbać o siebie. Rodzina, przyjaciele, szkoła - To wszystko, co kiedyś było twoją codziennością, dziś pr...
367K 10.3K 35
Dwudziestoletnia Laura dostaje zaproszenie do posiadłości pewnego dziedzica fortuny. Czy odważy się i pójdzie? Czy zwykły bal charytatywny przerodzi...
402K 6.1K 10
● Wraz z jego odejściem upadło piekło, w którym trwała nasza bajka● @only_maleficent 2019/2020. Okładkę wykonałam sama, książkę również napisałam w t...