Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy na ulicy, od razu złapał moją uwagę.
Był cudowny. Był piękny. Był intrygujący. Wyglądał jak arystokrata. Sięgające do uszu piaskowe, lekko falowane włosy okalały jego szczupłą, wyniosłą twarz, z której wyróżniało się praktycznie wszystko - malinowe usta, idealnie gładka skóra, cyjanowe oczy okolone długimi rzęsami, wszystko w nim wydawało się być wręcz niemożliwie idealne.
Każde z jego ubrań leżało na nim, jak gdyby było uszyte specjalnie dla niego. Każda fałdka wydawała się być idealnie na swoim miejscu. Płaszcz o dużym kołnierzu, koszula, żabot, czarne spodnie.
Był tak nienaganny, a ja byłem zwykłym młodym chłopakiem.
A jednak ja zwróciłem jego uwagę w tłumie ludzi.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, a on posłał w moim kierunku śnieżnobiały uśmiech, który chyba potrafił topić lód, nie mogłem nawet ruszyć się z miejsca.
Wybrał mnie.
Od tej pory moje wszystkie myśli obracały się wokół niego. Nie byłem w stanie uwierzyć przez długi czas, że faktycznie podszedł do mnie i zapytał o moje imię. Nie pamiętam nawet, co mu odpowiedziałem. Nie pamiętam własnego imienia.
Pamiętam tylko, że on przedstawił mi się jako "Faustus".
Zacząłem spotykać się z nim w tajemnicy, gdy tylko nie musiałem pracować. On wydawał się zawsze mieć dla mnie czas. To wydawało mi się takie cudowne. Wtedy tego jeszcze nie wiedziałem, ale w tym momencie byłem już zakochany jak wariat.
Pewnego dnia zaproponował mi, abym wraz z nim uciekł. Przystałem na to bez zastanowienia. Wydawał się równie szczęśliwy, co ja.
I wtedy, gdy zapytałem się, czym uciekniemy, powiedział, że odlecimy.
Byłem zaskoczony. Myślałem, że żartuje. Przecież ludzie nie latają. Tylko szaleńcy opowiadali bzdury o lataniu.
W tym momencie on uśmiechnął się z podekscytowaniem, jak gdyby nie mógł doczekać się, aby mi powiedzieć, i rozwinął swoje skrzydła.
To był pierwszy raz, gdy je zobaczyłem. Byłem ogarnięty szokiem, patrząc na człowieka o anielskiej twarzy, ale z demonicznymi skrzydłami i parą czarnych rogów.
Wtedy też wyjawił mi, że jest demonem. Był jednocześnie szczęśliwy i zakłopotany. Musiałem go pocieszać, mówiąc, że mi to nie przeszkadza. Radosny uśmiech, który podarował mi po tym, wart był dla mnie więcej niż miliardy monet.
Odlecieliśmy więc, aż dolecieliśmy do pięknego dworku. Było tam niewiarygodnie, zupełnie, jakbym trafił do raju. Pamiętam moment, gdy wylądowaliśmy, ze wszystkimi szczegółami.
Postawił mnie tuż przed sobą z szerokim uśmiechem, a ja spojrzałem mu w oczy. Otworzyłem usta i powiedziałem pytanie, które chciałem zadać już od tak dawna.
"Dlaczego ja, a nie ktoś inny?"
Gdy wypowiedziałem te słowa, jego perfekcyjną twarz pokrył nagle rumieniec. Nabrał powietrza w płuca i spojrzał w moje oczy.
"Bo cię kocham."
Od tego momentu moje życie stało się jeszcze lepsze. Nabrało jeszcze żywszych kolorów niż wtedy, gdy go poznałem. Dwa dni później pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Trzy miesiące później przeżyłem z nim swój pierwszy raz.
Ale on się nie zmienił. Nadal był wesoły, a mnie traktował jak swój mały skarb. Był dla mnie wszystkim. Absolutnie wszystkim.
W międzyczasie skończyłem 18 lat. Niedługo po tym zapytał się mnie, czy nie chciałbym może stać się taki, jak on.
Czy nie chciałbym stać się demonem.
Zaskoczyłem go strasznie, gdy od razu powiedziałem "tak", bez najmniejszego wahania. Jeszcze kilka razy mnie pytał, czy jestem pewny, ale dla mnie to było oczywiste. W ten sposób byłbym jeszcze bliżej niego.
I tak właśnie zmieniliśmy historię.
On uczynił mnie demonem.
Nadał mi imię "Acedia".
***
Moje życie zmieniło się. Ja się zmieniłem. Ale nie moje uczucie.
Spędziliśmy tak wiele lat na śmianiu się, wygłupianiu, przytulaniu, robieniu głupich min, całowaniu, patrzeniu z miłością na siebie.
Czułem się taki szczęśliwy.
Odkąd zostałem demonem, zaczęliśmy robić złe rzeczy. Obok dworku był pojedynczy pokój, w którym robiliśmy najgorsze rzeczy z ludźmi. Stałem się mniej czuły na ich uczucia.
Większość ludzi zapewne nazwałaby nas "złymi". Nie obchodziło mnie to, czy stałem się zły przez niego.
Potrafił odbierać ludziom kończyny. Uzależniał ich od siebie. Zmienił mnie aż tak, że nie ruszało mnie to.
Cały czas powtarzał, że jestem dla niego jedyny. I że żaden człowiek nigdy nie zastąpi mu mnie.
Że mnie kocha całym swoim sercem.
Że jestem jego całym światem.
Że nigdy mnie nie opuści.
Póki nie przyszedł anioł, który zmienił go.
Spalił pojedynczy pokój. Wraz z ludźmi, którzy w nim byli.
Oskarżył mnie o to, że to przez niego zmienił się, stracił kontrolę nad sobą i stał się zły.
I odszedł.
A ja zostałem sam.
Zupełnie sam.
Mój cały świat zniknął.
Jedyne, wokół czego kręciło się całe moje żałosne życie odeszło.
Zostawił mnie.
A gdy w końcu dowiedziałem się, że zorganizował podobno spotkanie dla demonów gdzieś w Szkocji, nie czekałem nawet sekundy. Pojawiłem się tam od razu.
By zastać jego, wyglądającego zupełnie inaczej.
Mówiącego na siebie innym imieniem.
Z człowiekiem.
Gdy zagadałem do niego ze złością, śmiał się ze mnie.
Jakby te wszystkie lata nie miały żadnego znaczenia.
Jakbym był nikim dla niego.
I powiedział, że go kocha.
Nie mnie.
Czy kiedykolwiek mnie kochał, skoro tak szybko pokochał kogoś innego?
...Dlaczego ja?
Stwierdziłem, że nienawidzę tamtego człowieka, który zabrał mi go.
Zawarliśmy nieświadomie kontrakt.
Już myślałem, że odzyskam mój cały sens istnienia...
Ale wszystko poszło na marne.
A pewnego dnia, gdy stałem w opuszczonym budynku, pojawił się on.
Zastanawiałem się, czego jeszcze ode mnie chciał, po tym, jak zostawił mnie, obwinił, złamał swoją obietnicę i mnie zdradził.
Ale tego nie spodziewałem się najbardziej.
Mój cały świat odebrał mi wszystko.
Odebrał mi życie.
Odebrał mi człowieczeństwo.
Odebrał mi moce.
Odebrał mi sens istnienia.
Odebrał mi radość.
Odebrał mi możliwość trafienia do nieba.
Odebrał mi godność.
Odebrał mi to, co kiedyś mi dał.
Odebrał mi moją dobroć.
Odebrał mi zaufanie.
Odebrał mi imię, które sam mi nadał, pozostawiając mnie bezimiennego.
Ale ja i tak nadal go kochałem.

*