Moje Niebo

By grawitacjajestdodupy

808K 52.4K 13.6K

-Dupek - mówię. -Nie. AARON. A-A-R-O-N. Powtórz. -Niech ci będzie, DUPKU. Od lat wznosiłam wokół siebie mu... More

Moje Niebo
Rozdział 1 Nie mów mamie.
Rozdział 2 Highway to Hell
Rozdział 3 To moja przestrzeń osobista.
Rozdział 4 Jakim cholernym przypadkiem twój interes znalazł się w interesie Tes
Rozdział 5 Mam prośbę, rozłóż dla mnie nogi.
Rozdział 6 Uspokój tego kolibra, bo zaraz ci wyleci.
Rozdział 7 Pozostały jedynie nagie cegły oraz echo
Rozdział 8 Zemsta jest słodka.
Rozdział 9 Chociaż raz chciałem poczuć się jak rycerz na białym koniu.
Rozdział 10 Wszystko będzie dobrze Sky, wszystko będzie dobrze...
Rozdział 11 Nigdy nie lekceważ potęgi ciemnej strony Mocy.
Rozdział 12 Intrygujesz mnie.
Rozdział 13 Nie okłamuj mnie.
Rozdział 14 W naszych żyłach płynie krew zmieszana z kłamstwami
Rozdział 15 Ogień
Rozdział 16 Jestem potworem
Rozdział 17 Poddaję się
Rozdział 18 W coś ty się wpakowała Skyler?
Rozdział 19 Co ty ze mną wyprawiasz dziewczyno?
Rozdział 20 Lubię ten wyraz na twoich ustach.
Rozdział 21.1 Biała ściana
Rozdział 21.2 Droga przez ciernie
Rozdział 22.1 Historia o niebie
Rozdział 22.2 Nic o nim nie wiesz
Rozdział 23 Weekend w raju
Rozdział 24.1 Nie zostawię cię. Nigdy.
Rozdział 24.2 Nie możesz bronić mnie przed całym złem tego świata
Rozdział 25 Niespodzianka
Rozdział 26 Nadzieja
Rozdział 27 Skały.
Rozdział 28.1 Witaj w grze zwanej życiem
Rozdział 28.2 Żegnaj
Rozdział 30 Oczy mówią zawsze prawdę.
Rozdział 31.1 Boję się ciebie.
Rozdział 31.2 Kocham cię.
Rozdział 32 Wolność.
Rozdział 33 Złe i dobre dni.
Rozdział 34 Modlitwa
Rozdział 35 Wybór.
Rozdział 36 Ucieczka
Rozdział 37 Zostaliśmy sami.

Rozdział 29 Tchórz.

7.3K 638 73
By grawitacjajestdodupy

—Bo zabiłam ojca— mówię łamiącym się głosem, a po strunach głosowych spływają mi słone łzy. — To przeze mnie on nie żyje! BO GO KOCHAŁAM!


Zabiłam go...

—Że co? Sky nie rozumiem!

Aaron wyrzuca patyk i patrzy na mnie z niedowierzzaniem, a ja zakrywam twarz w dłoniach.

—Zabiłam go, czego tu nie rozumiesz?—krzyczę.

—Sky— uspokaja mnie swoim ciepłym głosem.— Sky, spójrz na mnie— prosi.

Czuję, że jego dłonie chcą złapać  moje. Odtrącam je.

Podnoszę się i idę w stronę domu.

-Sky! Zaczekaj! — Ignoruję wołanie blondyna i  biegnę przed siebie.

Załzawione oczy utrudniają mi drogę powrotną, co jakiś czas potykam się o jakieś korzenie czy skały.

Po co ja mu to powiedziałam?

Mijam las, wychodzę na ścieżkę prowadząca do domu. Właśnie mam wejść po schodach, gdy w pasie łapie mnie para rąk, które przynoszą mnie z powrotem na ścieżkę.

—Puść mnie! —Jego dłonie przyciągają mnie do swojego torsu. Próbuję się uwolnić, ale on nie poluźnia chwytu. — Aaron! Puszczaj!

Zaczynam uderzać go w klatkę piersiową, kopię go, wyzywam, a on nadal nic. Jego uścisk nie słabnie, nic nie mówi, tylko tuli mnie.

— Puść mnie... — Moje wysiłki słabną, nie mam już siły. — Puść...

Aaron poluźnia uścisk i patrzy na moją twarz, szuka mojego wzroku.

—Spójrz na mnie— mówi delikatnie.

—Przestań... —proszę. Przekręcam głowę na lewo i przegryzam środek policzka, aby się jeszcze bardziej nie rozpłakać.

—Spójrz na mnie Sky. — Wyciąga dłoń, którą trzymał na moich plecach i dwoma palcami przekręca moją głowę, tak że jest teraz prosto.

Jego dotyk mnie uspokaja, nie protestuję, gdy podnosi moją głowę wyżej, jestem teraz na wysokości jego wzroku. Te zielone oczy.

—Przestań... — proszę cicho.

Blondyn patrzy w moje oczy i nic nie mówi. Przygląda mi się i odgarnia z mojej twarzy zagubione kosmyki włosów. Głaszcze mnie grzbietem dłoni po policzku, a drugim zgarnia płynące łzy. Jego dotyk mnie pali, pali żywym ogniem, a ja muszę być masochistką bo mi się to podoba.

—Sky, powiedz mi, dlaczego płaczesz?

Skończ z tym idiotko. — mówi cichy głos w mojej podświadomości.

—Zostaw mnie! 

Próbuję się uwolnić, ale on jest zbyt silny. Jestem jak dziecko, słaba.

—Nie. — Jego głos jest poważny i stanowczy. — Porozmawiamy.

—Powiedziałam puść mnie! — krzyczę mu prosto w twarz.

Chłopak odsuwa dłonie z mojej twarzy i przenosi je na moją talię. Podnosi mnie i zanosi w stronę domu.

—Puść mnie! — krzyczę, gdy on nadal mnie niesie. — Nienawidzę cię!  Słyszysz?! Nienawidzę cię!

Wchodzimy do środka domu. Jego silne ramiona nadal oplatają ciasno  moje ciało.

—Puść mnie!

Jednak tym razem Aaron słucha mnie i sadza mnie na miękkim materiale. Dopiero teraz się rozglądam, jesteśmy w sypialni. Podnoszę się, nie mam zamiaru tu zostać.

—Sky. Sky, kurwa zatrzymaj się!

Odwracam się twarzą do niego. Chłopak zaciska nerwowo szczękę oraz pięści.

—Odwal się Hollow— warczę.

Nie odpuszcza.

—Co rozumiesz przez zabicie ojca? — ignoruje moje słowa i podchodzi bliżej.

Odwracam się i spieszę do drzwi, otwieram je, ale tak szybko jak je otworzyłam, tak zostały zamknięte. Pokój przeszył głośny trzask drzwi.

Stoję twarzą do drzwi, mój oddech jest przyspieszony. Może z powodu nawracających wspomnień, a może dlatego, że on stoi za mną.

—Odpowiedz — naciska. — Kurwa, mów do cholery Skyler!

Zaczynam się śmiać. Śmieję się. Kurwa, ja się naprawdę śmieję. Z moich ust wylatuje głośny drwiący śmiech mieszający się z łzami.

Podchodzę do najbliższej ściany i się o nią osuwam.

—Chcesz wiedzieć jak każdy —mówię gorzko. — Każdy jebany psycholog zadawał mi to pytanie Dlaczego?Och dlaczego Sky myślisz, że to twoja wina? 

Opieram się o ścianę i przekrzywiam głowę na bok jednocześnie patrząc na chłopaka.

— Mówiłam dlaczego. Oni coś tam sobie pogadali i wysyłali mnie do następnego specjalisty. Za pierwszym razem powiedziałam, za drugim też. Trzecim razem się zawahałam, ale i tak powiedziałam. No i tak dalej, tak dalej— mówię monotonnym głosem, zataczając palcem kółeczka w powietrzu.— Wszystko na nic. Jedyna pomoc jaką od nich dostałam to recepty na pigułki, które otępiały mnie, a wspomnienia i tak pozostały.

Nastała chwila ciszy, Aaron usiadł naprzeciw mnie, siedział oddalony o jakieś dziesięć metrów i milczał. Jego wzrok zjeżdżał od mojej twarzy do trzęsących się dłoni.

—Sky...

—Nie! Ja teraz mówię! — przerywam mu. — Na czym to ja? A tak! Na tym, że chcesz wiedzieć jak każdy, dlaczego zabiłam ojca.

—Nie zabiłaś go. Słyszałem jak opowiadasz Tomowi, nie zrobiłaś  tego ty, tylko tamci żołnierze.

Z mojego gardła wyrywa się gorzki śmiech.

—Ty naprawdę nic nie rozumiesz...— szepczę. —To ja go zabiłam!To przeze mnie rozkładają go robale!

—Sky, nie rozumiem jednego. Jakim cudem?

—Kochałam go— szepczę.

—Słucham?

—Kochałam go! Powiedziałam mu te pierdolone: Kocham cię! —krzyczę, uwalniając na światło dzienne mój żal i smutek.

Podciągam kolana do klatki piersiowej i oplatam je ramionami. Słyszę szelest ubrań przede mną. Nie muszę podnosić głowy, żeby wiedzieć, że Aarona przysuwającego się w moją stronę.

—Sky. — Czuję na sobie jego wzrok, jakby chciał przelać całe swoje wsparcie na mnie. — Sky, nie można zabić kogoś słowami.

Podnoszę głowę rozgoryczona.

—Powiedz to mojemu ojcu, leży na cmentarzu w Stratton.

—Sky, ja tobie też powiedziałem, że cię kocham, jakoś żyjesz.

Cichy pogardliwy śmiech wyrywa mi się z gardła.

— Aaron, Aaron — cmokam, kręcąc głową. — Inni mówią: kocham cię, bo kochają, a inni mówią kocham cię, bo tak wypada. A są to puste słowa. Oto jest różnica.

Obserwuję dokładnie jak wyraz twarzy blondyna się zmienia. Walczy z myślami, ważąc ostrożnie następne słowa.

—No dobrze, powiedziałaś ojcu, że go kochasz. Twoim zdaniem to przyczyniło się do jego śmierci? —mówi z nutą kpiny w głosie.

Mi teraz nie jest do śmiechu.

—Ty tak myślisz, prawda? — pyta ostrożnie, przecierając zmęczoną twarz dłonią.

Kiwam głową.

—Głuptasie, chodź tu — mówi, a jego ramiona przyciągają moje sztywne ciało do siebie.

Opieram głowę o jego kolana. Czuję jego dłoń, przejeżdżającą mi po splątanych włosach.

—Zabiłam go— szepczę ponownie.

—Nie zabiłaś go, zrozum— tłumaczy mi czule.

Gorączkowo kręcę głową w ramach odpowiedzi. Zalewa mnie fala gorąca. Wstaję, wiedząc, że nie wytrzymam zaraz i coś we mnie pęknie.

—Zabiłam go Aaron. Ciebie też skrzywdzę jak się zbliżysz za bardzo. Nie mogę powiedzieć ci to co jemu. Nie mogę. Nie mogę — powtarzam.

Chłopak szybko wstaje i zmniejsza dystans pomiędzy nami. Stoi tak blisko, że nie mogę wytrzymać. Duszę się. Przed oczami migają mi twarze z przeszłości.

—Co mu powiedziałaś?- dopytuje, ścierając mi łzę z policzka.

Zamieram pod jego dotykiem, który parzy moją skórę. Podnoszę wzrok,a nasze oczy się spotykają.

—Sky. Co mu powiedziałaś? —naciska.

Krzyczę. Tak mi się wydaje, ale ten krzyk nie wydobywa się z mojego gardła, tylko z dna mojej duszy. Zamknięty tam cztery lata temu.

—Mieliśmy taką przysięgę— przemawiam, a mój wzrok jest pusty. — Za każdym razem odnawianą jak jechał na misję.


Oczami wyobraźni, a raczej wspomnień słyszę słowa naszej przysięgi.

Wdycham głośno i kontynuuję.

—Robiliśmy tak za każdym razem. Siedzieliśmy w jego gabinecie, na jego ulubionym skórzanym fotelu. Zasiadałam na jego kolanach. On mnie przytulał i czytał książkę. Mój ojciec kochał literaturę, miał setki książek, które czytał mi co wieczór, kochałam jego głos. Nigdy na mnie nie krzyczał, nie denerwował się. Byłam jego oczkiem w głowie —przerywam by zetrzeć spływającą łzę. — Robiliśmy tak zawsze, dzień przed wyjazdem składaliśmy sobie przysięgę. Będę żył tak długo, jak bardzo będziesz mnie kochała — cytuję słowa przysięgi. — Najwidoczniej kochałam go za mało.

Cisza.

—Teraz już wiesz—kwituję.

—Sky... —mówi, odkaszlując, aby oczyścić struny głosowe, a następnie odzywa się spokojnie, jakby chciał mnie uspokoić. — Sky, to przecież nie twoja wina. Ta przysięga nic nie znaczyła.

Zimny dreszcz zalewa całe moje ciało. Spoglądam na zielonookiego wzrokiem pełnym nienawiści i odsuwam się od chłopaka, dając mu do zrozumienia, że jego dotyk nie jest już mile widziany.

—Nic nie znaczyły?!— oburzam się. —Jak możesz tak mówić!— krzyczę, a zatrzymywana wewnątrz złość daje o sobie znać. Zaczynam nerwowo krążyć po pomieszczeniu.

—Sky, nie możesz brać tego na poważnie— mówi, wodząc za mną wzrokiem.

—Zamknij się! — podnoszę głos, stając i przewiercając go wzrokiem.— Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się! —krzyczę w kółko, chwytając się za nasady włosów. —Nie mów tak! Co ty możesz wiedzieć? Twoja własna matka popełniła samobójstwo  przez ciebie!

Moje rozgorączkowanie gaśnie, gdy zdaję sobie sprawę z wagi wypowiedzianych słów.

Zielone tęczówki Aarona spotkają się z moimi. Wystarczyła mu sekunda, aby pokonać dzielącą nas odległość i przygwoździć mnie do ściany.

—Nie waż się więcej mówić o mojej matce— syczy.

—Bo co? Przecież nie żyje, tak samo jak mój ojciec. Oboje jedziemy na tej samej taczce.

Ciężka dłoń chłopaka ląduje w ścianie tuż przy moim uchu. Podskakuję zaskoczona. Patrzę w oczy chłopaka i dostrzegam, że coś się w nich zmieniło. Nie tylko ja mam demony przeszłości w sobie. Pięść zostawia po sobie wgłębienie na drewnianych ścianach domu.

—Oboje jesteśmy winni śmierci osób, które kochaliśmy— mówię oschle.

Zimne jak sztylety spojrzenie Aarona przeszywa mnie na wskroś.

—Kurwa, teraz ty się zamknij! —krzyczy, a jego przyśpieszony gorący oddech pieści moje policzki. — Zrozum, nie zabiłaś ojca, a ja nie zabiłem swojej matki!

Jego szczęka zaciska się jeszcze bardziej, a na już zaczerwienionej pod wpływem złości szyi, wychodzą żyły, które pulsują.

—Zabiłam go— powtarzam sobie to samo, co od czterech lat.

—Nie!— podnosi jeszcze bardziej głos, poprawiając opadające mu do oczu włosy.— Wiesz ilu ludzi na świecie się kocha? Jakoś nie znikają! Nie giną jak w jakimś jebanym Trójkącie Bermudzkim!

-—Mówię o sobie, jestem jakaś przeklęta.

—Twój ojciec umarł bo jakiś żołnierz miał farta i udało mu się go trafić, to nie jest twoja wina.

—Trafił go w serce...—jęczę.

Nie czekam na odpowiedz. Po prostu wychodzę, aby ochłonąć. Siadam na schodkach i chowam twarz w dłoniach. Jestem bezsilna. Nie potrafię mu wytłumaczyć wszystkiego. Ten ból osiada ciasno na dnie serca i nie chce zniknąć.


Mija kilka minut, dzięki, którym chociaż częściowo staram się dojść do siebie. Wtedy słyszę trzask drewna pod ciężarem stóp Arona, który zajmuje miejsce obok mnie.

Na dźwięk jego westchnięcia podnoszę głowę.

— Jesteś samolubna — mówi, patrząc przed siebie.

—Jestem— przyznaję.

Wyciągam paczkę papierosów i drżącą dłonią odpalam używkę. Aaron idzie w moje ślady. Gdy końcówka jego papierosa się żarzy, on przemawia ponownie. Tym razem patrząc już na mnie.

—Jesteś oschła.

—Jestem— mówię, strzepując popiół.

—Jesteś bezwzględna. Uparta. —Kolejne obelgi wycelowana w moją stronę. 

—Jestem, no i co z tego, coś jeszcze?

—Tak. Jesteś tchórzem.

Zaciągam się mocniej dymem, aż zaczyna kręcić mi się w głowie. Wyrzucam niedopałek i odwracam się w stronę chłopaka.

—Co powiedziałeś?— syczę.

—Powiedziałem, że jesteś tchórzem.— Jego wzrok jest czujny, obserwuje każde drgnięcie na mojej twarzy. Jego papieros również ląduje na trawie.

—Nie jestem żadnym tchórzem!—protestuję.— Można mnie wyzywać od najgorszych, ale nie od tchórzy.

—Jesteś tchórzem, Sky.

—Nie jestem! — krzyczę, wzbiera we mnie nowa dawka złości. Moje ciało nie możę bezczynnie siedzieć, gdy ktoś atakuje mnie takimi oszczerstwami. Wstaję i grożę blondynowi palcem. —Żyję! To powinno ci wystarczyć, jakbym była tchórzem to bym ze sobą już dawno skończyła!

Oczy Aarona momentalnie ciemnieją ze smutku.

—Moja matka nie była tchórzem— odpowiada, a jego głos jest spokojny jak nigdy, Tylko te oczy... — Była najodważniejsza na świecie, powiesiła się bo nie chciała już cierpieć, nie chciała żebyśmy patrzyli jak ona cierpi. Miała raka. Dostawała na to leki, które ją niszczyły, ale i tak je brała, wiedziała, że one nie pomagają, tylko jeszcze bardziej ją niszczą, ale ich nie odłożyła, bo widziała jak się cieszę.Gdy pytałem ją czy one jej pomagają. Ona zawsze mówiła, że tak i brała je. Jak cukierki.

Wiedziałam, że jego matka popełniła samobójstwo, ale nie znałam dokładnego powodu. Zrobiło mi się zimno na sercu.

—Aaron, ja nie chciałam powiedzieć...

—Koniec tematu— mówi. — A co ciebie, jakoś sobie poradzimy.

—Jakbyś nie zauważył radzę sobie dobrze od czterech lat. Sama.

—To nazywasz radzeniem sobie?—kpi.— Pomogę ci — proponuje, wyciągając w moją stronę swoją dłoń.

—Mi nie da się już pomóc.

Dłoń chłopaka wraca na miejsce, a jego twarz przybiera kamienną postać.

—Ale...— zaczyna.

Nie wytrzymuję. Moja cierpliwość się powoli kończy. To uczucie nosi mnie. Rozpiera. Chce się wydostać. Chlasta moje wnętrzności, by przedrzeć się ku wyjściu.

—Myślisz, że jest mi łatwo?—wypalam. — Gówno prawda! To uczucie rozpierdala mnie od środka. Jak myślisz, jak się czuję z tym, że nie mogę powiedzieć własnemu bratu, że go kocham? Przez ostatnie cztery lata robię wszystko, by odsunąć się od mojej matki. Codziennie widzę, że ją ranie. Swoimi słowami i czynami. Jedyne czego się boję, to tego, że ich też stracę. A tego już nie przeżyję. Wolę żeby byli i mnie nienawidzili, niż żeby byli martwi!

Nabieram szybko powietrze. Nie wierzę, że to powiedziałam. Nie wierzę. Przez moje ciało przechodzi te zimne przeszywające uczucie, a później  już tylko opadam na kolana i daję ujście łzom. Zanoszę się w nie kontrolowanym szloch. W chwili gdy to powiedziałam coś we mnie pękło. Coś co tak skrywałam przez te wszystkie lata.

Czuję jak para ramion podnosi mnie z ziemi i przyciska po chwili do swojego ciała. Stoimy tak dwoje na środku ścieżki. Gorące łzy wsiąkają w koszulę Aarona. Nie zastanawiając się długo,i oplatam jego ciało ramionami, potrzebuję tego.Potrzebuję tego ciepła, które chociaż odrobinę ogrzeje moje skostniałe serce. Pierwszy raz w mojej głowie nastaje cisza. Cisza, która jest ogłuszająca. Jakby wypowiedziane przeze mnie w szale słowa się uwolniły w końcu. Opuściły swoje legowisko, gdzie trwał odwieczny konflikt między moim sumieniem a uwolnionym żalem.

—Sky— uspokaja mnie jego kojący głos.— Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie z tym— mówi składając pocałunek na moim czole. — Razem.

Czuję, że się poruszam. Lecz nie z własnej woli. To Aaron. Podnosi mnie. Nie sprzeciwiam się, nie mam na to siły. Walczę wewnętrzne z powiekami, które odmawiają mi posłuszeństwa i co jakiś czas się zamykają. Czuję, że zaraz odpłynę. Powieki stają się coraz cięższe, a ciało bezwładne.

Wtulam się w zagłębienie szyi Aarona i szepczę cicho:

Nie mogę cię stracić...

Potem już nic nie pamiętam, zasypiam na ramionach Aarona.

▬▬▬▬♡▬▬▬▬

Nie wiem od czego zacząć. Chyba w pierwszej kolejności powinnam przeprosić, że pojawiam się po tylu latach. Oficjalnie chcę wam przekazać, że rozdziały pojawią się. Są to moje stare wypociny, które zamierzałam w 2017 roku poprawić, podrasować je, bo były niespójne. Niestety obowiązki takie jak matura, studia pochłonęły mnie i Wattpad przepadł a razem z nim moja wena. Przywrócę wszystkie rozdziały w najbliższych dniach, nie są one idealne jak planowałam kiedyś, ale są,ich sens jest. Także wyczekujcie. Pozdrawiam!

Continue Reading

You'll Also Like

9.6K 177 19
Hailie monet i Adrien Santan. Nie pisze 18+! Autor~
25.5K 757 44
19stoletnia Matilde przeprowadza się na studia do Włoch, które miały być dla niej schronieniem i ucieczką. Szybko się okazuje, że od miłości nie ma u...
4.7K 189 20
To będzie historia oparta o gre mobilną Duskwood, w której wcielamy się w rolę niedoświadczonego detektywa, jaki ma za zadanie znaleźć Hannah Donfort...
1.1K 142 10
Serafina nienawidzi Coltona od dzieciaka. To jej wróg numer jeden od zawsze i na zawsze. Błędów nawet z dzieciństwa się nie wybacza, a jeśli chłopak...