Who's That Boy/Did You Forget...

By BiszkopcikDemi

24K 2.4K 875

Historia na pozór banalna. Zwykła dziewczyna, która wiedzie całkiem normalne życie. Chłopak, łobuz, którego t... More

Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
Epilog
Did you forget? #Prolog
Did you forget? #1
Did you forget? #2
Did you forget? #3
Did you forget? #4
Did you forget? #5
Did you forget?#6
Did you forget? #7
Did you forget? #8
Did you forget? #9

31

334 40 20
By BiszkopcikDemi

Nasz pocałunek nie trwał zbyt długo, ponieważ tak szybko jak się zaczął skończyłam go.

- Co Ci odbiło? - krzyknęłam odpychając go od siebie. Otarł wargi kciukiem, uśmiechnął się znów podchodząc do mnie. Zrobiłam krok w tył.

- Nigdy więcej tego nie rób, jasne? - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu.

- Dems - usłyszałam za sobą jego głos i wtedy coś mi się przypomniało.

- Tak wiem, zapomniałam konia - wróciłam się, odwiązałam Parysa i trzymając go za uzdę weszłam na polanę. Rzadko zdarzało się odkąd tu przyjechałam, że miałam chwilę dla siebie, ale w końcu się tego doczekałam. Tak strasznie nie chciałam tutaj być, już nawet sesję u psycholog nie były tak straszne jak pobyt tutaj. Do tego Jonah, który wyobraża sobie nie wiadomo co. Nie jestem i już nigdy nie będę nim zainteresowana. W moim sercu jest miejsce tylko i wyłącznie dla jednego mężczyzny, a on nim stanowczo nie jest.

- Dems - cholera, znowu. Czy on nie rozumie, gdy ktoś daje mu lekkie znaki, żeby spadał?

- Czego? - spytałam nie zatrzymując się nawet na chwilę.

- Mogę z Tobą wrócić? Wiesz do gospodarstwa jest kawałek, a ja przyszedłem tutaj na pieszo, no i tak jakby - nie dałam mu dokończyć, wkurwiał mnie, więc przerwałam mu.

- Dobra, przestań - westchnęłam zatrzymując się - wsiądziesz za mnie i pojedziemy - wsiadłam, a po chwili znalazł się za mną. Jedną ręką złapał się drążka, który był zamontowany z przodu siodła, a drugą objął mnie. Poczułam się dziwnie, gdy jego dłoń oplotła mnie i spoczęła na moim brzuchu. Jego palce co chwila lekko się poruszały miziając mnie tym samym, co sprawiało, że lekko się uspokajałam. Nie sądziłam, że jego dotyk może mieć w pewnym sensie działanie kojące. Przyspieszyłam, żeby jak najszybciej mieć swój upragniony spokój, z czym wiąże się pozbycie ogona, który siedzi za mną. Po około piętnastu minutach byliśmy z powrotem. Jonah zeskoczył pierwszy, nie wiem po co, ale złapał mnie za biodra i pomógł zejść tak jakbym sama nie potrafiła. Czy on robi ze mnie jakąś upośledzoną ruchowo? 

- Dziękuje za podwózkę - uśmiechnął się, ukazując tym samym swoje dwa, jakże urocze dołeczki w policzkach. Kiwnęłam tylko głową, dając mu tym samym znać, że nie ma za co. Wzięłam Parysa i zaczęłam kierować się w stronę stajni, gdy dotarłam tam, oporządziłam go, upewniłam się, że ma wodę i pasze.

- Byłeś świetny księciu - uśmiechnęłam się do niego głaszcząc. Dałam mu buziaka i wyszłam.

- Dems - powiedzcie mi, że mam tylko halucynacje. Serio, trzeci raz tego dnia.

- Tak? - starałam się zabrzmieć jak najspokojniej.

- Przepraszam za dziś, nie mogłem się powstrzymać.

- To zwolnij trochę kowboju, bo będziesz zbierał te swoje urocze ząbki z ziemi - klepnęłam go dwa razy lekko w policzek.

- Jasne, czyli nie jestem już dupkiem ?

- Załóżmy, że awansowałeś na mniej zaawansowanego dupka - zaśmiałam się i razem poszliśmy do domu. Nie sądziłam, że ten dzień zleci mi tak szybko. Wyszłam po śniadaniu, a wróciłam na kolację.

- Myślałam, że zaginęliście - ciotka Margaret wraz z Ingrid podawały właśnie kolację. Zaciągnęłam się zapachem i już wiedziałam co to.

- Omlet? - oblizałam wargi, od razu poszłam do zlewu w kuchni i umyłam ręce.

- Dokładnie taki jak pałaszowałaś u nas przez pół dzieciństwa - nie poznaję tej kobiety. Zawsze była wredna, taka typowa suka, a tutaj proszę - ona ma serce.

- Pójdę jeszcze tylko zmienię ciuchy i zbiegam na jedzonko - pobiegłam na górę. Wyjęłam z szafki dres i luźną koszulkę. Przebrałam się i już miałam wychodzić z pokoju, gdy mój wzrok przykuł telefon leżący na łóżku. Był to na sto procent telefon Ingrid. Spojrzałam na drzwi, przymknęłam je, tak żeby nikt mnie nie usłyszał. Wzięłam do ręki urządzenie, a w duchu modliłam się, żeby nie miało hasła dostępu. Szybkim ruchem palca przejechałam po ekranie. Zaklęłam w duchu, gdy zobaczyłam, że niestety zabezpieczenie na nim jest. Idąc za tropem inteligencji Ingrid, która była niżej niska, wpadłam na jej hasło, wpisując po prostu datę jej urodzenia. Weszłam w opcję wybierania numeru, starałam się przypomnieć numer do Joe, ale nie byłam w stanie. Siedziałam rozmasowując skronie, tak żeby pomóc swojej pamięci. Po paru minutach udało się, nie, nie przypomniałam sobie numeru do Joe, ale do Hope.  Wykręciłam odpowiednie cyfry i przystawiłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi, kurwa jak zaraz nie odbierze, to ktoś może mnie tutaj przyłapać, a tego bym nie chciała.

- Tak? - usłyszałam wesoły głos mojej przyjaciółki, już po pierwszym dźwięku wiedziałam, że jest wstawiona. Co się dziwić jej życie to wieczna zabawa, zero ograniczeń, nie to co moje.

- Hope, słuchaj mnie uważnie - szepnęłam do słuchawki. Nie mogłam rozmawiać zbyt głośno.

- Demi?! - jej głos spoważniał, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie. Może to głupie, ale cieszyłam się słysząc ją.

- Moja matka, mój ojciec - zatrzymałam się, zdając sobie sprawę jak nie składniowo mówię - dobra, wywieźli mnie na wieś, wyślę Ci zaraz w wiadomości dokładne dane, gdzie się znajduje - poprawiłam się starając  zabrzmieć jak najbardziej zrozumiale.

- Joe się wściekł, schlał się, zaczął rozwalać mieszkanie, mówił, że go zostawiłaś - spoważniała, przez co wiedziałam, że mówi całkiem poważnie. Zrobiło mi się cholernie źle, poczułam straszny ciężar na sercu. Jeszcze dzień wcześniej obiecywałam mu, że go nie zostawię, że wrócę...zawiodłam go.

- Przepraszam, tak cholernie mi przykro, ale to nie moja wina - usłyszałam, że ktoś mnie woła - Hope muszę kończyć - rozłączyłam się nie czekając jak mi odpowie.

- Już idę - krzyknęłam i szybko wysłałam jej wiadomość z dokładnymi danymi, miejsca mojego pobytu. Gdy upewniłam się, że wiadomość wysłała się, usunęłam ją, żeby Ingrid przypadkiem jej nie zobaczyła. Przykleiłam na twarz jeden ze sztucznych uśmiechów i zeszłam na dół. 

- Co robiłaś tyle czasu na dole? 

- Wybaczcie, musiałam się przebrać, tamto ubranie dawało koniem - zaśmiałam się i usiadłam do stołu.

- Zdajesz sobie sprawę, że tutaj to nikomu nie przeszkadza? - no i po co ta wredna suka Ingrid się odzywa, jak ona działa mi na nerwy.

- Mi przeszkadza - wzruszyłam ramionami, chciałam ominąć całą burzę, którą zapewne mogłabym bez problemu wywołać od słowa do słowa. Reszta wieczoru minęła w naprawdę spokojnej atmosferze. Właśnie siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając jakiś głupki farmerski program.

- Może pomożesz jutro pomalować Jonahowi płot? - spytała moja ciotka, na co niekontrolowanie na mojej twarzy pokazał się grymas.

- Wolę zajmować się końmi - powiedziałam obojętnie, wzięłam poduszkę i położyłam ją sobie na kolanach, zaczęłam bawić się rogiem od niej, starając czymś zająć.

- Demi mamy stajennego.

- To gdzie był dzisiaj?

- Miał wolne, każdy na nie zasługuję.

- Jasne - ucięłam krótko, ta dyskusja już od początku nie miała najmniejszego sensu, bo na wszystko mieli argument podważający to co mówię.

- Co jest jasne? - przysięgam, że Ingrid musi mieć coś z blondynki, serio tak ciężko się domyślić o co mi chodzi.

- Jasne, że pomogę. 


~~~~


Rano wstałam dość wcześniej, bo jak zawsze moje ulubione zwierzę nie dawało szansy na dłuższy sen. Dlaczego ten pierdolony kurnik jest pod moim oknem? Ingrid oczywiście już nie spała, nałożenie profesjonalnej szpachli zajmuje naprawdę dużo czasu. Przetarłam oczy i lekko je zmrużyłam, żeby chociaż trochę przyzwyczaić je do natężenia światła.

- Serio chce Ci się tak malować? Codziennie rano? - mruknęłam, przeciągając się.

- Nie każdy chce wyglądać  tak źle jak Ty, skarbie - zaśmiała się, na co skrzywiłam się.

- Po co Ci to wszystko? Makijaż, idealna fryzura, ubiór niczym z dzielnicy czerwonych latarni - parsknęłam, siadając na łóżku.

- Chcę zostać aktorką - poprawiła fryzurę, spryskując ją większą ilością lakieru.

- W filmie pod tytułem "Tępe idiotki"? - nie mogłam się powstrzymać, dogryzanie jej było silniejsze ode mnie. 

- Jesteś głupia - powiedziała wkurzona, wklepując w swoją twarz kolejną warstwę podkładu. Widać, że jej piegi nie dają łatwo za wygraną.

- Z twoich ust brzmi to jak komplement - wstałam i zgarnęłam wcześniej przygotowane ciuchy. Szybko ogarnęłam się, zrezygnowałam z makijażu, czy wymyślnego układania włosów.

 - Mój brat jest chyba ślepy, że mu się podobasz - prychnęła, gdy tylko zobaczyła jak wyglądam. Zmarszczyłam brwi, przeglądając się w lusterku, które było wmontowane w szafę. Wyglądałam normalnie, zwykłe spodenki i koszulka z logiem Skillet. Nic nadzwyczajnego, ale też nie niechlujnego.

- Cieszmy się, że Ty masz niezawodny wzrok - uśmiechnęłam się ironicznie wychodząc na dwór. Zapowiadał się naprawdę ciężki dzień.

- Spóźniona trzydzieści cztery sekundy - powiedział, gdy tylko mnie zobaczył, złapałam pędzel i umoczyłam go w farbie, od razu przenosząc ją na płot.

- Jakiś Ty dokładny, jesteś prawie tak inteligenty jak twoja siostra - lekko mu dogryzłam, ale nie celowo.

- Ona nie jest taka zła - bronił jej, jednak to chyba normalne w przypadku rodzeństwa, chociaż ja tam potwora bym nie broniła.

- Owszem jest, do tego ma opóźnienie umysłowe i najwidoczniej ma problem ze wzrokiem, słuchem, myśleniem - zaczęłam wymieniać rzeczy, w których Ingrid rzeczywiście jest fatalna, w sumie mogłabym wymienić wszystko co się da.

- Dobra, już dobra - zaśmiał się - załapałem, nie lubicie się - maznął mnie po ręku.

- Nie zrobiłeś tego - uśmiechnęłam się, kiwnął tylko głową i wzruszył ramionami.

- Rozpętałeś wojnę - ze mną się nie zadziera, dlatego też złapałam puszkę z farbą i oblałam go.

- Upsss - wyglądał prześmiesznie, jego włosy nabrały nowej czekoladowej barwy, a ciało było ozdobione niesamowitymi zaciekami.

- Demi - zatrzymał się, strzepując nadmiar farby z włosów - chcę Cię przytulić - rozłożył ręce, a ja zrobiłam krok w tył, chcąc uniknąć ubrudzenia farbą przez tego głupka.

- Nie waż się - pogroziłam mu palcem, jednak nie bardzo to zadziałało. Odwróciłam się i zaczęłam biec, jak można się łatwo domyśleć był dużo szybszy, więc chwilę później byłam w jego ramionach, cała umazana farbą. Zdecydowanie poprawił mój dzień.


MIESIĄC PÓŹNIEJ

Minęło już naprawdę sporo czasu odkąd tutaj jestem. Zdążyłam nawet się przyzwyczaić do porannego wstawania, pracy, znoszenia towarzystwa Ingrid, ciotki no i oczywiście , z którym w sumie złapałam dużo lepszy kontakt Jonaha.

Wyszłam na dwór, dziś miałam specjalne zadanie. Będę pomagała rąbać drewno na opał, którego będą używać w zimę. Jonah czekał już na mnie, w ręku trzymał siekierę przez co wyglądał na nieco psychicznego.

- Chcesz kogoś zabić? - zaśmiałam się podchodząc, zdjęłam z ręki gumkę i związałam włosy w luźnego koka.

- W sumie, chciałbym - zatrzymał się na chwilę, żeby po chwili kontynuować - ale bardzo lubię moje życie na wolności, więc szkoda mi go - zaśmiał się, a ja mu wtórowałam. Przez ten miesiąc bardzo polepszyły nam się kontakty.

- Kogo takiego byś chciał zabić? - spytałam zgarniając z pieńka rękawice ochronne.

- Tego dupka Joe - wiem, że może zabrzmi to dziwnie, ale mniej więcej zwierzyłam się Jonahowi o co poszło mi z Joe, jak wyglądała nasza relacja. Było to nie dawno, bo w tamtym tygodniu.

- Nie rozmawiajmy o nim - uśmiechnęłam się nerwowo.

- Mogę coś zrobić, zanim zaczniemy bawić się drwali? - nie bardzo wiedziałam o co mu chodziło, więc bez zastanowienia kiwnęłam głową. Podszedł do mnie szybkim krokiem i wpił się w moje usta. Zaskoczył mnie tym, dlatego na początku nie bardzo zareagowałam, jednak gdy dotarło do mnie to co się dzieję, odepchnęłam go.

- Jonah, nie - krzyknęłam, wytarłam od razu wagi i spojrzałam na niego marszcząc czoło.

- Nie mów, że tego nie chcesz - zrobił krok, podchodząc znów bliżej mnie.

- Proszę, przestań - brzmiałam jak zagubiony dzieciak - było tak dobrze, czemu to psujesz?

- Nie wiem co ma ten dupek, czego ja nie mam. Jemu pozwalałaś na tak wiele, a mi nie pozawalasz się pocałować .

- Mówiłam Ci już, nie jesteś Joe, daj mi spokój - chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę zatrzymując.

- Demi - westchnął - jeden, prawdziwy pocałunek, proszę.

- Nie - odpowiedziałam ostro, chcąc się wyrwać, jednak nie było to takie prosto.

- Masz problemy ze słuchem, powiedziała nie - moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a serce zabiło szybciej, to był ten głos.




Witam z nowym rozdziałem!

Jak do tej pory to najdłuższy rozdział tutaj bo, aż 2000 tysiące słów!
(Tutaj słyszę gromkie brawa)

W mediach macie Jonaha :p

Jak wam się podoba? Kolejny rozdział bez Jonasa :c Ahhh, aż za nim tęsknie :p

A wy ?

Continue Reading

You'll Also Like

72.6K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
57.3K 3.1K 111
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
4.4K 314 23
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w ktorym mieszkal cale swoje zycie, wiec m...
5.7K 475 20
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...