Moje Niebo

נכתב על ידי grawitacjajestdodupy

808K 52.4K 13.6K

-Dupek - mówię. -Nie. AARON. A-A-R-O-N. Powtórz. -Niech ci będzie, DUPKU. Od lat wznosiłam wokół siebie mu... עוד

Moje Niebo
Rozdział 1 Nie mów mamie.
Rozdział 2 Highway to Hell
Rozdział 3 To moja przestrzeń osobista.
Rozdział 4 Jakim cholernym przypadkiem twój interes znalazł się w interesie Tes
Rozdział 5 Mam prośbę, rozłóż dla mnie nogi.
Rozdział 6 Uspokój tego kolibra, bo zaraz ci wyleci.
Rozdział 7 Pozostały jedynie nagie cegły oraz echo
Rozdział 8 Zemsta jest słodka.
Rozdział 9 Chociaż raz chciałem poczuć się jak rycerz na białym koniu.
Rozdział 10 Wszystko będzie dobrze Sky, wszystko będzie dobrze...
Rozdział 11 Nigdy nie lekceważ potęgi ciemnej strony Mocy.
Rozdział 12 Intrygujesz mnie.
Rozdział 13 Nie okłamuj mnie.
Rozdział 14 W naszych żyłach płynie krew zmieszana z kłamstwami
Rozdział 16 Jestem potworem
Rozdział 17 Poddaję się
Rozdział 18 W coś ty się wpakowała Skyler?
Rozdział 19 Co ty ze mną wyprawiasz dziewczyno?
Rozdział 20 Lubię ten wyraz na twoich ustach.
Rozdział 21.1 Biała ściana
Rozdział 21.2 Droga przez ciernie
Rozdział 22.1 Historia o niebie
Rozdział 22.2 Nic o nim nie wiesz
Rozdział 23 Weekend w raju
Rozdział 24.1 Nie zostawię cię. Nigdy.
Rozdział 24.2 Nie możesz bronić mnie przed całym złem tego świata
Rozdział 25 Niespodzianka
Rozdział 26 Nadzieja
Rozdział 27 Skały.
Rozdział 28.1 Witaj w grze zwanej życiem
Rozdział 28.2 Żegnaj
Rozdział 29 Tchórz.
Rozdział 30 Oczy mówią zawsze prawdę.
Rozdział 31.1 Boję się ciebie.
Rozdział 31.2 Kocham cię.
Rozdział 32 Wolność.
Rozdział 33 Złe i dobre dni.
Rozdział 34 Modlitwa
Rozdział 35 Wybór.
Rozdział 36 Ucieczka
Rozdział 37 Zostaliśmy sami.

Rozdział 15 Ogień

19.6K 1.4K 267
נכתב על ידי grawitacjajestdodupy

  Rozglądam się po zapełnionym, aż po same brzegi salonie, gdzie świetnie bawią się i ludzie z mojego szkolnego otoczenia, jak i z kręgu Grega. Gospodarz imprezy zniknął mi z oczu jakieś pół godziny temu, pozostawiając mi na głowie te dziesiątki ujaranych i pijanych ludzi, którzy okupują nasze mieszkanie.

Co jakiś czas rzucam wyczekujące spojrzenie w stronę drzwi, które już dawno powinien przekroczyć, mój pseudo chłopak. I za każdym razem, gdy spoglądam w tamtą stronę z niepowodzeniem, napotykam zadowolony z siebie wyraz twarzy Aarona, mówiący „a nie mówiłem?". Nie wiem, co jest już gorsze, to, że zostałam wystawiona, czy widok Angeli siedzącej na kolanach Aarona, pokaźnie, przy tym ukazującej mu uczucia. Nie jestem zazdrosna — powtarzam to sobie, ale z każdym następnym spojrzeniem moje przekonanie słabnie.

Przejmuję z dłoni jakiegoś chłopaka zakorkowaną butelkę piwa, nie przejmując się jego protestami i opadam na jedyne wolne miejsce-fotel Aarona, którego właściciel zajmuje kanapę przede mną. Podważam zębami kapsel od butelki i już w następnej chwili sączę schłodzony trunek. Bez skrępowania patrzę na Angelę i Aarona. Chłopak pierwszy czuje mój wzrok na sobie i pogłębia swoje pocałunki z jeszcze większą pasją; słyszę nawet stąd cichy pomruk zadowolenia blondynki, przez który mam ochotę zwymiotować do środka butelki. Z zaskakującą szybkością opróżniam szkło, odstawiając z hukiem butelkę na stolik pełen tym podobnych przedmiotów. Nie zagłębiając się w to dłużej, sięgam po następne piwo i podnosząc szkło do ust, krzyżuję swój wzrok ze wzrokiem Aarona. Schlebia mi, to, że zamiast w pełni skupić się na całowaniu swojej dziewczyny, on patrzy na mnie. Nie mam pojęcia, co chce przez to osiągnąć, ale nie zamierzam robić nic więcej poza sztyletowaniem go wzrokiem.

— Zwolnij — mówi męski głos za mną.

Okręcana się na fotelu w stronę źródła głosu, jego właścicielem jest niebieskooki szatyn.

— Holden! — krzyczę, tak, aby usłyszał mnie nie tylko szatyn, a i Aaron.

— Witaj piękna — wita się ze mną Holden, biorąc mnie w swoje ramiona.

— Cześć — odzywa się szorstki głos za nami. Odsuwam się od torsu szatyna i na pięcie okręcam się w stronę Aarona, którego wzrok czułam na sobie, odkąd tylko przyszedł tu Holden. — Ty jesteś jej chłopakiem? — mówi, kiwając na mnie głową, a przy jego boku, staje wierna jak pies Angela, która nawet nie potrafi spojrzeć mi w oczy.

Holden powoli trawi jego słowa, a dokładnie jedno: „chłopak". Rzuca mi dyskretne pytające spojrzenie, a na moją twarz wypływa zawstydzenie w kolorze purpury.

— Tak — odpowiada Holden. — Szczęściarz ze mnie, nieprawdaż? — pyta Aarona, zmazując z jego twarzy kpiarski uśmieszek, a następnej chwili złącza nasze usta w pocałunek, którego nie spodziewałam się tak samo, jak Aaron i Angela. Oddaję pocałunek chłopkowi, aby dodać realizmu, odgrywanej przeze mnie roli.

Aaron patrzy na nas oboje sceptycznie, jakby ważył na jakiejś niewidzialnej szali, co jest fikcją, a co prawdą. Podejrzewa przekręt, ale nie zamierzam mu tego odkryć.

— Holden — zwracam się szatyna — to jest moja była przyjaciółka, Angela. — Wskazuję na blondynkę, która na te słowa podnosi swoje niebieskie, smutne oczy.

Niebieskooki wita się z blondynką, która nie podziela jego zachwytu.

— A to — podnoszę dłoń i gestem dłoni pokazuję mojemu chłopakowi blondyna — jest Aaron.

— Holden Martin — przedstawia się, wystawiając dłoń w stronę Aarona.

Przez chwilę przechodzi mi przez głowę, taka myśl, że blondyn nie uściśnie mu ręki, a wręcz przeciwnie napluje na nią, ale wtedy okazałby swoją słabość, więc ostatecznie bierze w uścisk dłoń Holdena, jak na mój gust trochę za brutalnie.

Aaron po jakimś czasie puszcza z uścisku dłoń Holdena, patrząc mu prosto w oczy. Szatyn próbuje ukryć wyraz bólu, malujący się na jego twarzy; bezskutecznie. Wywiązuje się między nimi bezgłośna walka na wzrok, a szala zwycięstwa przechyla się nas stronę Aarona, gdy na twarzy Holdena, na moment drga mięsień, zwiastujący zwycięstwo blondyna. Zwycięzca tej potyczki odwraca wzrok z przegranego i z uśmiechem, z ucha do ucha kieruje go do mnie, szukając z mojej strony aprobaty; zamiast tego karcę go spojrzeniem. Niezniechęcony Aaron, a wręcz przeciwnie: ociekający dumą puszcza mi oczko, a następnie, chwyta dłoń swojej dziewczyny. Oboje z Holdenem obserwujemy, jak Aaron zajmuje miejsce w swoim fotelu, zaciągając na swoje kolana oszołomioną blondynkę. Ostatnie co mi się rzuca w oczy to jego wyraz twarzy. Nigdy nie byłam dobra z odczytywania uczuć z wyrazu twarzy innych, ale w tej kwestii, pomyłka nie wchodzi w rachubę, a w zielonych oczach, aż się wypala wyraz: WYZWANIE.

— Wszystko ci wyjaśnię — mówię od razu, gdy znajdujemy miejsce niedostępne dla ciekawskich uszu.

— Nic nie musisz wyjaśniać — mówi, zakładając mi za ucho niesforne włosy. — Jak się sprawowałem jako twój chłopak? — pyta uśmiechnięty, a przy tej czynności zmarszczki przy jego ustach się ściągają, w miły obraz dla oka.

— Świetnie — przyznaję, będąc nadal pod wrażeniem jego zdolności aktorskich. — Dziękuję.

— To był dla mnie zaszczyt. — Kłania mi się nisko.

— Holden! — piszczę, chwytając go za ramię i przywracając do prostej postawy. Ciekawski wzrok wszystkich w kuchni spoczywa na nas.

— Pamiętasz, jak się poznaliśmy, wtedy pod klubem? — przypomina, a przez moją głowę przewijają się jedynie strzępki tamtej nocy. Nie czekając na moje potwierdzenie, kontynuuje: — Nie byłaś wtedy taka wstydliwa jak teraz.

— Za dużo wypiłam — przyznaję. — Nie jestem sobą, gdy wypiję.

Holden nie krytykuje mojego pijaństwa, za co mu bezgłośnie dziękuję; zamiast tego, w swoich objęciach prowadzi mnie do wyspy kuchennej, gdzie stoi cały arsenał różnokolorowych butelek z alkoholem. Tuż obok szkła, na kamiennym blacie siedzi dziewczyna, a między jej nogami czarnowłosy chłopak, który namiętnie obrzuca dziewczynę pocałunkami po całej długości jej ciała, nie zważając na to, że są w miejscu publicznym; przewracam oczami i podchodzę do nich bliżej.

— Hej wy — mówię, tak, aby zwrócić ich uwagę na siebie. Kiedy usta chłopaka przestają badać każdy centymetr ciała rudowłosej dziewczyny, kontynuuję: — Widzicie ten pokój na prawo? — wskazuję ostatni pokój w słabo oświetlonym korytarzu. — Idźcie tam i kontynuujcie, co zaczęliście.

Dziewczyna zeskakuje z wyspy kuchennej, chwiejąc się przy tym na nogach; chłopak odwraca się na moment i bezgłośnie mi dziękuje, za moje dobre serce.

— Czyj to pokój? — pyta Holden, wskazując ruchem głowy na znikającą parę za drzwiami.

— Aarona — odpowiadam, siadając na wolnym barowym krześle. Tak jak mówiłam, z dobroci mojego serca.

Szatyn kręci głową z rozbawienia, a jego miękkie włosy, latają mu przed oczami. Chłopak nie zajmuje wolnego miejsca obok mnie, a zamiast tego, staje po przeciwnej stronie blatu.

— Co sobie piękna pani życzy — Niczym profesjonalny barman kręci zwinnie butelką, nie rozlewając przy tym ani kropelki bursztynowego płynu. — Oczywiście na koszt firmy — dodaje z cwanym uśmieszkiem.

Patrzę na zaokrągloną kanciatą butelkę, którą przewija, między swoimi palcami i rozpoznaję w niej jeden z moich ulubieńców.

— Johnnie Walker — mówię z aprobatą, że akurat wybrał Red Label -istną perełkę wśród tej marki. — Wiesz, co lubię.

Chłopak puszcza mi oczko i wyjmuje z szafki szklankę specjalnie przeznaczoną do whisky. Niezwykle bursztynowy kolor wlewa się po ściankach szkła, aż do połowy. Do płynu po chwili dołączają kostki lodu; idealna ilość, aby nie rozwodnić alkoholu i wychwycić wszystkie niuanse smakowe. Już nie mogę się doczekać aż palące whisky, przemierzy ścieżkę mojego gardła. Widząc to, szatyn podsuwa mi naczynie.

W smaku wyczuwalny jest przede wszystkim karmel i suszone owoce, pomiędzy którymi przewija się nutka czegoś, co za każdym razem smakuje inaczej, co powoduje, że trunek się nie nudzi.

Szybko opróżniam całą zawartość szklanki, pozostawiając na jej dnie pobrzękujący lód. Oblizuję usta, aby przypomnieć sobie posmak whisky.

— Jaki werdykt? — pyta Holden, bacznie mnie obserwując.

— A z plusem. — Uśmiecham się do chłopaka.

Uskrzydlony, od komplementu szatyn nalewa mi kolejną porcję alkoholu, którą przyjmuję z wdzięcznością.

Z każdym kolejnym łykiem, szklanką, czy butelką czuję się wolna, brak mi ograniczeń, a wręcz przeciwnie, chcę, chłonąc świat.

Jak głupia rechoczę, z tego, co ma mi do powiedzenia Holden, nie zważając na to, czy był to żart, czy też nie. Na chwilę przed oczami miga mi obraz mojej przyjaciółki, ale zbywam go daleko, aż po same czeluści umysłu.

— Dobrze się czujesz? — pyta niebieskooki.

— Chyba za dużo wypiłam — mówię, a chwilę potem dostaję czkawki, od której, mało co się spadam ze stołka.

Za dużo alkoholu.

— Sky? — Jak przez mgłę słyszę dobrze znany mi głos, ale nie jestem pewna, czy dzieje się to w rzeczywistości, czy tylko w mojej głowie.

Okręcam się na krześle i rejestruję tłum przede mną, mam się z powrotem odwrócić, ale dostrzegam rozpraszający się tłum ludzi, a jego środkiem kroczy, pijanym krokiem Greg z jakimś chłopakiem.

— Tak myślałem, że to ty — bełkocze Greg i spogląda za moje ramię. — To jest... — mówi, pocierając się po karku, aby przypomnieć sobie imię mojego towarzysza.

— Holden Martin — przedstawia się szatyn, którego przybycia nawet nie poczułam.

Holden wystawia swoją dłoń na spotkanie z dłonią mojego przyjaciela, ale zamiast tego Greg bierze go w ramiona. Zdziwiony szatyn próbuje odwzajemnić jego gest, na co ja chichoczę cicho pod nosem.

— Sky, Holden — zwraca się do nas oboje, gdy tylko wypuszcza mojego chłopaka ze swoich szponów. — To jest mój przyjaciel — wskazuje na czarnowłosego chłopaka, równego swojego wzrostu.

— Alexander Barrow — przedstawia się nam, a ja już po tych dwóch słowach poznaję, że nie jest piany. — Mówicie mi Alex.

— Jak się bawicie? — pyta Greg.

Oboje odpowiadamy, że dobrze.

Chwilę potem zyskuję już przyjaciela od butelki. Holden świetnie spisuje się jako barman; muszę go kiedyś zapytać, czy nim nie jest lub był. Mój bełkot miesza się z bełkotem Grega, który minimalnie jest pod większym wpływem alkoholu. Gregowi zaczyna podobać się towarzystwo nowo poznanego szatyna, a jego przyjaciel zostaje zepchnięty w niepamięć.

— Słuchajcie — mówi, gdy odstawia z hukiem pustą szklankę z lodem. — Zagrajmy w coś! — krzyczy, do najbliżej zgromadzonych ludzi.

Po kuchni niesie się pomruk zgody, przeplatany z pomrukiem niechęci, ale Greg ignoruje ten drugi i kieruje chętnych w stronę salonu, w tym i mnie.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — mówi Holden, odciągając mnie od celu, a jego palce lekko zaciskają się na moim nadgarstku. — Jesteś pijana, potrzebujesz się przespać — tłumaczy.

Prycham pod nosem, szatyn, widząc to, uświadamia sobie, że nie ma szans, abym zasnęła przy takim hałasie, więc dodaje:

— Jak chcesz, to mogę cię zabrać do siebie.

Mój upojony alkoholem organizm, powoli trawi jego słowa, a zanim ta informacja dojdzie do mojego mózgu, jakaś dłoń zaciska się na moim drugim nadgarstku, ciągnąc mnie w przeciwną stronę, lecz dłoń Holdena nie ustępuję, a ja czuję się jak na smyczy.

— Ona nigdzie z tobą nie idzie. — Powolnie obracam twarz w stronę groźnego głosu, od którego stają mi wszystkie włoski na karku, wprost w zionące piekielnym ogniem zielone oczy Aarona.

— O jejciu. — W jednej chwili niebieskie i zielone oczy łączą się na mojej osobie.

— Sky co jest? — Zza pleców Aarona wychodzi Greg, rozglądając się za źródłem zamieszania. Dopiero teraz zauważ, że wokół naszej trójki utworzyło się zbiorowisko, coś na wzór kręgu, a w jego środku, jestem jak zwykle ja. — Holden? Aaron?— brunet rzuca im pytające spojrzenie, a potem jego wzrok spoczywa na dłoniach, obu panów, zaciskających się wokół moich nadgarstków.

Żaden z nich się nie odzywa, ani też nie poluźnia stalowego uścisku, nim ten pierwszy tego nie zrobi. Między blondyna, a szatyna wchodzi Greg, uwalniając mnie z ich łap. Aaron mówi coś jeszcze Holdenowi, na co ten się cofa o krok. Zawstydzony szatyn, tym, że uchylił się przed Aaronem, czerwieni się ze złości.

— Idziesz Sky? — odzywa się Greg, na co ja mu odpowiadam jedynie lekkim przytaknięciem głowy.

Miękka dłoń Grega prowadzi mnie w stronę salonu, gdzie zgromadzili się już chętni do zabawy. Czuję, że po piętach depczą mi Holden z Aaronem.

— Dobra — odzywa się swoim normalnym głosem, do którego mam zawsze szacunek. — Niech każdy wylosuje numerek i zaczynamy.

— W co gramy? — szepczę na ucho Grega.

— Ssij i dmuchaj! — krzyczy brunet, nie zwracając się pośrednio do mnie, a do wszystkich tu zgromadzonych, na co oni odpowiadają wiwatem.

Gospodarz zabiera jakiemuś chłopakowi czapkę i wrzuca do środka krzywo wycięte karteczki z numerami. Podchodzi do każdego z osobna, a wtedy ta osoba losuje numerek. Gdy zatrzymuje się na mnie, czuję gorące spojrzenie Aarona, ale mimo tego wsadzam dłoń do środka czapki i losuję karteczkę z numerem 9.

Obaj panowie biorą ze mnie przykład i losują swoje karteczki, anim Greg podchodzi do ostatniej osoby, a ludzie zaczynają się rozbiegać.

Kątem oka widzę, jak Aaron podchodzi do pięknej brunetki, jak sądzę z naszej szkoły i szepcze jej na ucho, zapewne sprośne słowa, od których ta się rumieni. To tyle ze związku Angeli z Aaronem — prycham pod nosem.

— Czy każdy ma już swój numerek? — pyta stojący pośrodku Greg. Słyszy zgodny pomruk i zaczyna instruować innych, co mają robić.

Wszyscy ustawiają się w kręgu, w odpowiedniej kolejności, wyznaczonych wcześniej numerków. Po mojej lewej stronie staje Holden z numerem 8 w dłoni, a po mojej prawej Aaron. Spodziewałam się raczej, że blondyn za wszelką cenę będzie chciał się zamienić z jakimś frajerem, byleby tylko nie być obok mnie; zamiast tego szczerzy się na zmianę, to do mnie, to w stronę Holdena.

Wygląda na to, że najwytrwalsi zostają, reszta już opuściła lub opuszcza nasze mieszkanie, pozostawiając samym sobie grupę dwunastu osób, ciasno ściśniętych obok siebie, pośrodku salonu. Poznaję wśród tej grupy parę znajomych twarzy ze szkoły, przeplatanych z nieznajomymi mi osobami.

  — Zaczynamy! — krzyczy Greg, przykładają do swoich ust kartę, a potem przekazując ją dalej.

Bariera wiekowa teraz nie istnieje, studenci całują się z licealistami, chłopak z chłopakiem, dziewczyna z dziewczyną, karta wybiera kogo usta, muszą złączyć się w jedność. To samo dzieje się, gdy karta oddzielając moje usta, od ust Holdena upada, skazując nas na pocałunek, któremu towarzyszą wiwaty pijanej zgrai.

Jest mi naprawdę trudno określić, czy ten pocałunek mi się podobał, czy też nie. Do tej pory całowałam się z Holdenem tylko raz; było to parę godzin temu, wtedy coś czułam, a teraz czuję się, jakby moje ciało opuściła moja dusza, zostawiając jedynie jej flak. Alkohol wypłukał wszystkie mojej uczucia.

Upadającej karcie towarzyszą wiwaty, gracze wlewają w siebie piwo za piwem; trudno jest im utrzymać jedną pozycję, więc tarzają się wszędzie.

Następna kolejka kończy się pocałunkiem, tym razem ze strony Grega i jego przyjaciela Alexa. W tej grze widziałam mnóstwo całujących się ze sobą mężczyzn, ale widok mojego przyjaciela łączącego usta ze swoim przyjacielem przyprawia mnie o rumieńce. Wiwaty słabną, a karta podąża według wyznaczonej drogi, tym razem z przeciwnej strony. Dziewczyna, z którą flirtował wcześniej Aaron, przekazuje mu kartę, która nie ma szans dotknąć jego ust; blondyn, widząc to, pochyla się w jej stronę i w ostatniej chwili zasysa śliski papier. Z kartą na ustach odwraca się w moją stronę, aby przekazać przedmiot do moich ust; rozchylam lekko wargi. Chcąc nie chcąc spoglądam mu w oczy i w jednej chwili mam ochotę się roztopić. Zieleń jego oczu zbliża się w moją stronę; rozchylam szerzej usta i dostrzegam, że jego wzrok jest na nich w pełni skupiony.

Chciałabym powiedzieć, że obrót spraw był niespodziewany, ale bym wtedy skłamała. Wiedziała to już w momencie, gdy jego oczy spoczęły na moich ustach. W następnej chwili jego usta zdmuchnęły królową kier ze swoich ust. Nie zdążyłam zarejestrować momentu, w którym nasze usta się połączyły; ani kto pierwszy zainicjował pocałunek, który bezwładnie zaprowadził moje ciało w ramiona Aarona.

Ogień. Nie, nie palę się, pokój nie stoi w płomieniach, czego nie mogę powiedzieć o moich ustach i płomiennych pocałunkach Aarona. Nasze usta zderzają się o siebie, zachłannie, chcą wycisnąć z tych drugich całą egzystencję. Całuję się z Aaronem, jakbym jego ślina była dla mnie jak dla bogów nektar, który dawał im nieśmiertelność oraz wieczną młodość. Upijam się smakiem jego ust. Pomimo szumu w uszach przebija się do mojej świadom wiwat innych, ale głośniejsze od tych krzyków jest syk pary, gdy jego płomienne usta kąsają moje. Nie chciałam opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowały moje usta, ale szara rzeczywistość wyciągnęła mnie z niej siłą.

Odsuwam się na milimetr, nie dalej od twarzy Aarona. Moja klatka piersiowa szybko się odnosi, a ja się zastanawiam, kiedy ostatnio oddychałam. Nasze usta się nie łączą, ale mimo to czuję żar bijący od niego. Podnoszę wzrok i inwigiluję jego zachowanie, a zwłaszcza jego zamglone oczy. Przez szum w uszach przebija się donośne kaszlnięcie, a potem następne i następne, aż ten dźwięk jak latarnia wyprowadza mnie z miejsca, gdzie na chwilę zapomniałam o całym świecie. Aaron wydaje się tak samo powracać już do rzeczywistości. Kolejne kaszlnięcie. Aaron robi pierwszy ruch i odsuwa swoją twarz od mojej.

— Może chcesz coś Holden, na ten pieprzony kaszel?— pyta Aaron, ale w jego głosie nie pobrzmiewa chęć pomocy.

Szatyn ignoruje jego słowa, wiedząc, że najchętniej blondyn wręczyłby mu trutkę na szczury.

Rozglądam się po gromadce ludzi, którzy zaczynają się powoli zbierać. To tyle, jeżeli chodzi o zabawę. Goście dziękują gospodarzowi za imprezę i niezgrabnie, kołyszą się w stronę drzwi. Jedyną osobą, która nie jest tu zameldowana, jest Holden.

— Pora na ciebie — mówi Aaron, zakładając skrzyżowane ręce na swój tors, pokazując imponujące napięte mięśnie, podkreślone przez biały T-shirt.

Kiwam na zgodę głową. Szatyn rzuca ostatnie gniewne spojrzenie w stronę Aarona, a następnie pociąga mnie w swoją stronę. Zaskoczona, wpadam w jego ramiona, a tedy on zatapia swoje usta w moich; zbyt boleśnie.

Słyszę cichy syk, a następnie na podłogę spada jeszcze chwilę temu stojąca lampa, która roztrzaskuje się na dziesiątki małych kawałeczków, odrywa Holdena ode mnie. Hałas zwabia do salonu Grega, który ostrożnie wychodzi ze swojego pokoju i sztyletuje nas wzrokiem.

— Ty — zwraca się do Holdena — zmiataj do domu. — Mówi typowym rodzicielskim tonem. — A wy — kieruje te słowa do mnie i Aarona — do swoich pokoi. — Zanim któreś z nas ma szansę zaprotestować, odzywa się ponownie: — Teraz!

Pierwszy rusza się Holden, zmierzając w stronę wyjścia, za nim idzie Aaron, mówiąc, że odprowadzi naszego gościa. Nie mam siły, żeby iść za nimi; są duzi, dadzą sobie radę, nie wyrządzając przy tym sobie jakiejś większej krzywdy.

Greg życzy mi dobrej nocy, a wtedy dopiero czuję, że jestem zmęczona. Zaciągam nogę za nogą w stronę mojego pokoju; wyciągam kluczyk z tylnej kieszeni moich niebieskich jeansów. Otwieram drzwi i bez ceregieli zwalam się na miękki materiał łóżka. Z wielkim wysiłkiem wyślizguję się ze spodni, a potem z mojej białej bluzki, która ląduje na lampce. Miły mrok otula moje zmęczone oczy, powieki opadają mi na oczy, a ostanie, co pamiętam, to zakładanie koszulki nocnej.

***

Zimno. Przenikliwy chłód wstrząsa moim ciałem. Nie otwierając nawet oczu, wyciągam dłoń i szukam jakiegoś koca, którym mogłabym się otulić. Moje zmysły są spowolnione, więc dopiero po jakiś czasie przez zamknięte powieki widzę blask światła, który po chwili znika. Otwieram ostrożnie powieki. Tylko dzięki wlewającemu się przez okno blasku księżyca udaje mi się rozpoznać sylwetkę przy drzwiach. Opieram się na łokciach i przecieram kłykciami zaspane oczy.

— Aaron? — mówię sennym głosem.

Odpowiada mi cisza. Dostrzegam ruch, a w następnej chwili, gdy ponownie otwieram powieki, nikt nie stoi przy drzwiach. To tylko sen — tłumaczę sobie. Ale gdy czuję uginające się sprężyny po drugiej stronie łóżka, nie próbuję ich nawet tłumaczyć.

— Co ty tu robisz?

— Cicho — ucisza mnie zielonooki, kładąc się wygodnie na sąsiedniej poduszce.

— Co ty tu robisz? — powtarzam moje pytanie, tym razem z większym naciskiem.

— Wybacz, że ci przeszkadzam spać, ale pewna para nudystów okupuje moje łóżko — mówi, przekręcając się na bok, aby zobaczyć moją reakcję, na jego słowa. — Wiesz coś o tym?

Przewracam się na drugą stronę, tak aby spojrzeć mu w oczy.

— Nie.

— Nie?

— Nie.

— A więc to, nie ty jesteś ładną brunetką o piwnych oczach? — dopytuje.

— Nie.

Aaron kręci głową i układa się na plecach ze wzrokiem wlepionym w sufit. Po jakimś czasie i jego powieki stają się ciężkie, więc pozwala powieką opaść.

— Śpij — mówi, nie podnosząc nawet powiek. Wie, że go obserwuję.

— Skąd wiesz, że nie śpię? — pytam.

— Czuję.

— Co czujesz? — drążę.

Chłopak zbywa moje pytanie i kładzie swoją rozgrzaną dłoń na moje plecy; nawet przez materiał koszulki czuję żar jego dotyku. Nawet niebezpośredni kontakt jego dłoni z moją skórą przyprawia mnie o dreszcze. Czując to, chłopak przyciąga mnie bliżej swojego nagiego torsu, aby błędnie mnie ogrzać; nie protestuję, jestem na to za słaba, zbyt śpiąca, a on? A on jest Aaronem.  

המשך קריאה

You'll Also Like

465 190 21
Pisze sobie jak jest mi smutno i lecą mi łzy
126K 7.1K 31
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
5.8K 185 18
Lucy Taylor pod przymusem starszego brata bierze udział w nielegalnym wyścigu, gdzie musi zmierzyć się z Aaronem Wilson, który w tabeli jest na pierw...
368K 1.2K 6
Lily wiedzie spokojne życie w Nowym Jorku, z dwójką przyjaciół u boku. Właśnie skończyła ostani rok liceum i za namową mamy, która twierdzi, że dziew...