Moje Niebo

By grawitacjajestdodupy

808K 52.4K 13.6K

-Dupek - mówię. -Nie. AARON. A-A-R-O-N. Powtórz. -Niech ci będzie, DUPKU. Od lat wznosiłam wokół siebie mu... More

Moje Niebo
Rozdział 1 Nie mów mamie.
Rozdział 3 To moja przestrzeń osobista.
Rozdział 4 Jakim cholernym przypadkiem twój interes znalazł się w interesie Tes
Rozdział 5 Mam prośbę, rozłóż dla mnie nogi.
Rozdział 6 Uspokój tego kolibra, bo zaraz ci wyleci.
Rozdział 7 Pozostały jedynie nagie cegły oraz echo
Rozdział 8 Zemsta jest słodka.
Rozdział 9 Chociaż raz chciałem poczuć się jak rycerz na białym koniu.
Rozdział 10 Wszystko będzie dobrze Sky, wszystko będzie dobrze...
Rozdział 11 Nigdy nie lekceważ potęgi ciemnej strony Mocy.
Rozdział 12 Intrygujesz mnie.
Rozdział 13 Nie okłamuj mnie.
Rozdział 14 W naszych żyłach płynie krew zmieszana z kłamstwami
Rozdział 15 Ogień
Rozdział 16 Jestem potworem
Rozdział 17 Poddaję się
Rozdział 18 W coś ty się wpakowała Skyler?
Rozdział 19 Co ty ze mną wyprawiasz dziewczyno?
Rozdział 20 Lubię ten wyraz na twoich ustach.
Rozdział 21.1 Biała ściana
Rozdział 21.2 Droga przez ciernie
Rozdział 22.1 Historia o niebie
Rozdział 22.2 Nic o nim nie wiesz
Rozdział 23 Weekend w raju
Rozdział 24.1 Nie zostawię cię. Nigdy.
Rozdział 24.2 Nie możesz bronić mnie przed całym złem tego świata
Rozdział 25 Niespodzianka
Rozdział 26 Nadzieja
Rozdział 27 Skały.
Rozdział 28.1 Witaj w grze zwanej życiem
Rozdział 28.2 Żegnaj
Rozdział 29 Tchórz.
Rozdział 30 Oczy mówią zawsze prawdę.
Rozdział 31.1 Boję się ciebie.
Rozdział 31.2 Kocham cię.
Rozdział 32 Wolność.
Rozdział 33 Złe i dobre dni.
Rozdział 34 Modlitwa
Rozdział 35 Wybór.
Rozdział 36 Ucieczka
Rozdział 37 Zostaliśmy sami.

Rozdział 2 Highway to Hell

33.7K 1.9K 422
By grawitacjajestdodupy

Stratton jest stosunkowo małym i spokojnym miastem; liczba morderstw spadła aż o sześć procent, a liczba gwałtów aż o dziesięć, jak donosi miejscowa gazeta. Wszyscy tutaj siebie znają, wszyscy wiedzą o tobie więcej niż ty sam i wszyscy wtykają nos, gdzie popadnie. Miejscowi ludzie mówią, że jest to miasto, z którego się nie ucieka, a umiera się tutaj ze starości. Pod warunkiem, że nikt ci najpierw nie zabije kosą. Takie uroki mieszkania w małym miasteczku w stanie Kolorado— myślę sobie, jadąc autem mojej matki z przyklejonym czołem do szyby.

Z małych głośników audicy dochodzą do moich uszu ciche dźwięki gitary basowej oraz jeszcze cichszy głos wokalisty. Muzyka milknie całkowicie w momencie, gdy samochód staje na skrzyżowaniu, oczekując, na zielone świtało, wtem czuję na sobie wzrok matki.

— Pani Scott dzwoniła — mówi — prosiła, abyś do niej zajrzała przed lekcją.

Spoglądam na wyświetlacz telefonu i prycham cicho pod nosem. Jest za pięć dziewiąta. Matka coś jeszcze mówi o tym, żebym odwiedziła wcześniej wspomnianą psycholog, ale moje myśli są na innym torze. Moją uwagę przykuwa stający, pas obok nas, czerwony Ford Mustang.

Odklejam czoło od szkła i taksuję pojazd, który, pomimo że już dawno wyszedł z mody, jego fason i kolor nadal wywierają ogromne wrażenie. Przejeżdżam wzrokiem po lśniącej nawierzchni auta, a mój wzrok dopiero zatrzymuje się na drzwiach od strony kierowcy, po których drugiej stronie siedzi mężczyzna; jedną rękę ma przewieszoną przez opuszczoną szybę, pozwalając, aby ciepły wiatr lizał jego skórę, a drugą trzyma luźno na kierownicy, stukając o nią palcami w rytm muzyki.

Pas ruchu, w którym stoimy, w końcu się porusza, ale nie na długo, ponieważ kilka metrów dalej samochód ponownie przystaje na czerwonym. Czerwony Ford również przystaje, ale tym razem zrównuje się z moim autem. Siedzący za kierownicą mężczyzna wcale nie jest mężczyzną! Jest to młody chłopak, w okolicach mojego wieku. Ubrany jest w czarną koszulkę na krótki rękaw, która opina lekko zarysowane mięśnie jego opalonej skóry oraz tego samego koloru przetarte jeansy, a na nosie ma Ray Bany. Chłopak wystawia głowę przez szybę, a ja dostrzegam jego blond włosy, które teraz są podwiewane ku górze przez wiatr.

Blondyn nie przestrzegając żadnych zasad ruchu drogowego, wystawia jeszcze dalej głowę i przypatruje się mojej osobie. Towarzyszy temu jego białe uzębienie oraz typowy kpiarski uśmiech. Wywracam oczami i klikam bez sensu na ekran telefonu, modląc się w myślach, aby matka już ruszyła. Moja ciekawość po chwili bierze górę i kątem oka spoglądam na kierowcę, który tylko czekał, abym odnowiła nasz kontakt wzrokowy. Jego prawy kącik ust się podnosi, w momencie, gdy po włożeniu kasety do radia, rozbrzmiewa dobrze znany mi utwór Highway to Hell [1], który wydaje się komicznie pasować do tej sytuacji. Na moją twarz wypływa mały uśmiech, którego nie mogę powstrzymać, widzący to blondyn posyła mi kolejny uśmiech, dowodzący o jego zwycięstwie i przekręca gałką radia, a przez okno wylatują na ulicę Stratton ryki AC/DC. Samochody zaczynają trąbić, a ludzie zbierać się przy sklepikach, aby sprawdzić, co zakłóca ich spokój. Blondyn ponownie szuka mojego wzroku, który ma podnieść jego ego. Unosi wysoko brwi i opuszcza lekko okulary na czubek nosa. Ciekawi mnie jak długo uczył się tego triku z tych wszystkich komedii romantycznych — śmieję się w duchu i dochodzę do wniosku, że chyba niezbyt długo. Spuszczam wzrok z chłopaka i zwracam go ku sygnalizacji świetlnej, akurat w tym momencie błyska żółte. W mojej niecnej główce formuje się plan utemperowania ego właściciela Forda. Opuszczam szybę u drzwi i posyłam blondynowi najpiękniejszy uśmiech, na jaki mnie stać, chłopak, widząc, że w końcu uległam jego urokowi, szczerzy się do mnie jeszcze bardziej. Kiedy sygnalizacja świetlna zapala się na kolor zielony, mój samochód rusza. Wychylam się w przód i wystawiam dłoń przez okno, machając chłopakowi, który powiela mój gest, ale kiedy już mam stracić go z oczu moja powitalny gest zmienia pozycję i formuje się w środkowy palec, którym częstuję kierowcę na pożegnanie. Dalszą drogę przemierzam, cicho śmiejąc się i rozkoszując się chłodnym powietrzem, które uderza w moją twarz.

▬▬▬▬♡▬▬▬▬

Idę dobrze mi już znanymi korytarzami Penton High School, do którego trafiam po raz czwarty. Opustoszałe korytarze to idealne świadectwo na to, że spóźniłam się już pierwszego dnia szkoły, brawo Sky!

Wyjmuję ze szmacianej torby telefon i po sprawdzeniu godziny wzdycham; spóźniona dwadzieścia minut. Poprawiam ramiączko torby i idę w stronę sekretariatu, aby odebrać swój plan lekcji. Podchodzę do drewnianego blatu i opieram o niego łokcie. Za meblem siedzi sekretarka w średnim wieku o imieniu Muriel, która jest Francuzką i ma czworo rozwydrzonych dzieci, o czym się dowiedziałam, ponieważ dosyć często przez ostatnie trzy lata byłam tu wzywana. Kobieta nie dostrzegając mojego przybycia i nadal stuka swoimi zadbanymi paznokciami o klawisze klawiatury. Widząc szansę, kuszę się o naciśnięcie palcem dzwonka, którego dźwięk rozbrzmiewa się po małym gabinecie. Kobieta podskakuje na krześle i widząc, kto jest sprawcą jej przedwczesnego zawału, karci mnie wzrokiem.

— Na miłość boską Sky, jest dopiero początek roku, a ty już coś zrobiłaś? — pyta, wcześniej podjeżdżając fotelem bliżej mnie.

Kręcę z rozbawieniem głową i obniżam palec z zamiarem ponownego użycia dzwonka, ale Muriel zabiera mi go wcześniej spod nosa i już czyści go materiałem bluzki.

— Nie tykaj dzwonka — karci mnie wskazującym palcem. — Skoro jeszcze — podkreśla ostatnie słowo — nic nie zrobiłaś, to co cię tu sprowadza?

— Plan.

Sekretarka potakuje głową i spod stosu papierów wydobywa małe oprawki i nasuwa je na nos, ponieważ jak mi wcześniej wspomniała, jest ślepa jak kret. Kiedy przychodzi mi ponowna ochota dotknięcia dzwonka, Muriel obraca się na krześle i drżącą dłonią podaje mi kartkę z moim imieniem i nazwiskiem.

— Dzięki — mówię, idąc do drzwi. — A i ogranicz kawę! — krzyczę na wyjście.

Do zakończenia pierwszej lekcji, pozostało około piętnastu minut, sprawdzając wcześniej plan, nie mam zamiaru wejść spóźniona na pierwszą matematykę - nie mam jeszcze myśli samobójczych.

Chcąc skorzystać ze słonecznej pogody, ruszam w stronę tylnego wyjścia na teren zielony, w akompaniamencie moich piszczących tenisówek. Kiedy od drzwi dzieli mnie długość dziesięciu metrów, z poprzecznego korytarza wychodzi kobieta, ubrana w sukienkę w kolorze khaki, odziana jedynie w klapki japonki. Proszę państwa, oto nie kto inny a moja szkolna psycholog. Na jej widok moje nogi zmieniają trasę i robią obrót w tył, szybko wycofując się miejsca przestępstwa.

— Sky — mówi kobieta, przeciągając ostatnią literę.

— Oh jak miło mi panią widzieć — odwracam się z powrotem do kobiety i przybieram na twarz sztuczny uśmiech. ­— Jak minęły pani wakacje?

— Bardzo dobrze — mówi, podchodząc bliżej i kładąc swoją silną dłoń na moim kruchym ramieniu. — Wybierałaś się gdzieś?

— Ja, to znaczy... — jąkam się. Ten, kto nie poznał Scott, nie wie co to strach.— Tak, bo ja szłam, no...

— Mam nadzieję, że do mnie — podsuwa.

— Tak! Tak do pani.

— Świetnie, idź pod mój gabinet i poczekaj tam na mnie — posyła mi wzrok, mówiący 'Nawet nie próbuj zwiać'. — Załatwię całą papierkową robotę i zanim się obejrzysz, będę.

Kiwam posłusznie głową i idę w stronę gabinetu, do którego mogłabym iść nawet z zamkniętymi oczami. Siadam na plastikowym krzesełku, z którego bardzo łatwo się ześlizgnąć i wyjmuję z torby telefon i słuchawki, które swoją drogą rozplątuję aż pięć minut! Podłączam je do urządzenia, a po chwili z białych słuchawek wydobywają się pierwsze akordy gitary Kurta Cobaina, a po nim odgłos perkusji. Zamykam oczy i odpływam ze słowami piosenki Smells Like Teen Spirit[2] , cicho nucąc refren, kiedy czuję lekkie kopnięcie w moją kostkę. Od razu podskakuję ze swojego miejsca i staję na widok pary twarz; jedna z nich należy do Scott, a druga do...

— Przepraszam skarbie, że ci przeszkodziłam — odzywa się Scott, kiedy wyjmuję słuchawki z uszu. — Musimy przełożyć dzisiejsze spotkanie na jutro — informuje, poprawiając burzę blond włosów. Mój wzrok jest nadal utkwiony w stojącym przede mną blondynie, z okularami na nosie.

— Jasne — rzucam obojętnie do psycholożki.

— To jest Aaron — przedstawia mi blondyna, którego niestety miałam już dziś przyjemność poznać.

— Aaron Hollow — blondyn podaje mi dłoń i ściska moją prawą dłoń swoimi wielkimi ciepłymi łapskami. — Miło jest mi cię poznać... — przedłuża, aby poznać moje imię, ale zanim zdążę, chociażby zarejestrować jego słowa, oboje odwracamy twarze w stronę Scott, która cichym chrząknięciem chciała zwrócić na siebie uwagę.

— Widzę, że się dogadacie — mówi, obserwując nas bystrym okiem psychologa. — To dla ciebie — podaje mi kartkę z planem chłopaka. Posyłam jej pytające spojrzenie. — Oprowadzisz go — wyjaśnia.

— Ale ja mam lekcje — próbuję wywinąć się od czynności.

— Ależ to nic, już wszystko załatwione — posyła mi zwycięski uśmiech. — A ty mój panie — wskazuje palcem na blondyna — widzimy się jutro. Punkt dziewiąta — mówi i jemu posyłając ten uśmiech.

Stoimy oboje w szoku i z rozdziawionymi ustami jak ryby. Wymieniamy na krótką chwilę spojrzenie, ale wtedy w naszych uszach rozbrzmiewa odgłos jej śmiechu.

— To pysznie! — klaszcze w dłonie. — Tylko oboje nie pakować mi się w kłopoty przed weekendem! — krzyczy, a potem wymija nas.

Po korytarzu roznosi się teraz zapach jej limonkowych perfum, a ja i chłopak obok mnie stoimy w tym samym miejscu, dochodząc do siebie.

— Dobra jest — odzywa się swoim zachrypniętym, niskim głosem.

— Nawet nie wiesz jak bardzo.

Podaję mu plan lekcji i poklepując go po ramieniu, wymijam blondyna, snując już plany, jak spędzę resztę wolnego czasu na dworze.

— Hej! — nawołuje mnie głos należący do blondyna. — Miałaś mnie oprowadzić.

— A czy ja ci wyglądam na nawigację?— pytam z sarkazmem.

Mój plan ucieczki nie skutkuje, ponieważ nie przewidziałam zależności między jego długimi nogami a moimi krótkimi nogami. Chłopaka zagradza mi drogę, odcinając mnie od drzwi.

— Nie — odpowiada na moje wcześniejsze pytanie. — Nawigacje są milsze — podsumowuje.

Mierzę go morderczym spojrzeniem, które ma świadczyć o tym, że gardzę nim, ale przeszkadzają mi w tej zbrodni, okulary, które ma wciąż na nosie. Przypominam, że jesteśmy w pomieszczeniu.

Blondyn odchrząkuje, celowo zwracając moją uwagę na jego osobę i pokazuje rząd białych zębów, z których najwidoczniej jest bardzo dumny.

— Ja się już przedstawiłem, a ty jesteś... — łapię się na tym, że faktycznie, chłopak nie zna mojego imienia.

— Tak — mówię z cwanym uśmieszkiem. — A ja jestem niezainteresowana. — Ze szczerym uśmiechem na twarzy wymijam blondyna i kieruję swoje stopy ku wyjściu ze szkoły.

[1] utwór Highway to Hell - AC/DC

[2] utwór Smells Like Teen Spirit - Nirvana

Continue Reading

You'll Also Like

43.2K 1.9K 29
Co, jeśli okaże się, że książę to definicja grzechu? Aster to córka człowieka, którego przyjacielem jest Król Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Bryta...
15.2K 652 34
Pierwsza część serii West Eye Family. Co gdyby złączyć ze sobą w pętle fałszywej miłości dwie osoby splecione ze sobą nienawiścią? Brzmi radykalnie...
64.5K 1.8K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
2.4K 177 13
Natalie Williams prowadzi ciężkie życie. Jej rodzice każą, żeby była idealna. Niestety po tragicznym wypadku trafia do domu swoich bogatych braci, kt...