i was wrong || s.m ✔

By laurenxwilson

177K 10K 6.3K

Wszyscy mamy tajemnice.. Czasami są tak wielkie, że sami stajemy się jedną z nich. Żyjemy w bezpiecznym koko... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
33.
34.
35.
36.
37
coś nowego c:
NOWE OPOWIADANIE

32.

4.5K 248 268
By laurenxwilson

Shawn

- Ktoś się odezwie do pana w najbliższych dniach, panie Mendes.

Pokiwałem uprzejmie głową, nie szczędząc grzecznego uśmiechu. Nauczyłem się ignorować fakt, że o wiele starsi ode mnie ludzie zwracali się do mnie per pan. Jeszcze do niedawna poprawiałem każdego, kto tak mnie nazwał, ale kiedy nie przynosiło to upragnionego efektu, postanowiłem dać sobie spokój.

Ludzie chyba lubią udawać, że zadają się z osobami, dla których wymówienie własnego imienia wydaje się być obrazą. Może ma to świadczyć o ich wyższości?

Nie wiem. Czasami jeszcze gubię się w tym dziwnym świecie.

Facet, z którym umawiałem się na sesję zdjęciową do jakiegoś magazynu, zniknął bez słowa. A może się pożegnał? Pewnie tak, a to ja znowu przestałem kontaktować.

Ogarnij się, Mendes.

Przez głowę przemknęło mi pytanie, dlaczego właściciel czasopisma nie załatwiał terminu sesji z Davisem. Teraz ja musiałem iść do menadżera i go o tym poinformować. A kto wie, czy już przypadkiem czegoś nie zaplanował na ten dzień.

Cholera, nienawidzę tego życia.

Dobra, uwielbiam je. Ale czasami mam serdecznie dość.

A teraz chyba po raz pierwszy nie miałem ochoty na powrót do pracy po dłuższej przerwie. Odpuściłem sobie trochę i bałem się, że wyszedłem z dawnej wprawy. Musiałbym znowu zacząć te cholerne ćwiczenia na struny głosowe, bo lubiły się bardzo szybko zdzierać. I iść na siłownię.

Wyszedłem na rozległy taras, rozciągnięty wzdłuż jeziora. Drewno podłoża kończyło się równo z linią niczym niezmąconej wody. Dzieliła je tylko cienka barierka, sprawiająca wrażenie bardzo niestabilnej. Opierała się o nią ciemna postać.

Jej wysokie buty leżały obok, z ulgą skopane ze stóp. Dół spódnicy łagodnie obmywał jej nagie kostki, falując na nieistniejącym wietrze. Długie włosy, odrzucone do tyłu, spływały wzburzonymi falami po plecach, rozbijając się na linii jej talii. Stała lekko pochylona do przodu, przez co lejący materiał spódnicy dokładnie zarysowywał jej kształty. Mogłem tak stać godzinami i wpatrywać się w jej niezmącone piękno.

Skarciłem się w myślach, potrząsając głową.

Nie myśl o jej tyłku, idioto.

Zrobiłem kilka kroków w przód.

Splotłem ręce na ramionach, obrzucając przelotnym spojrzeniem wodne odbicia gwiazd. Zatrzymałem swój wzrok na jej włosach, w których tańczyły czerwone refleksy, choć nie było już słońca. Wysunęła lekko podbródek do przodu, uwydatniając wargi. Zatańczył na nich nieśmiały uśmiech, kiedy zauważyła moją obecność.

- Wpadniesz do wody, jak będziesz tak stała.

Kącik ust podniósł się wyżej.

Wręcz widziałem, jak przez jej głowę przelatuje setka możliwych odpowiedzi. Mogła rzucić tekst, że wtedy coś zaczęłoby się tu dziać, albo że darmowa kąpiel też nie jest złym pomysłem.

Ale ona milczała.

Była przerażona tym miejscem, tymi ludźmi. Perfekcyjnie udawała, że się jej tu podoba, ale prawda była zupełnie inna. Jakby niewinne, żyjące na wolności zwierzę trafiło do zbyt jaskrawo przystrojonego pokoju pełnego ludzi, którzy tylko chcą je pogłaskać. Ale nie ucieka, chce zostać, choć cholernie nie pasuje.

Odwróciłem od niej wzrok. Oparłem się łokciami o niestabilną barierkę. Nasze ramiona stykały się wraz z naszymi oddechami.

Jeszcze nigdy nie czułem tak ogromnego pragnienia, żeby rzucić to wszystko. Całą tą sławę, fanów, pieniądze. Nienawidziłem tego uczucia. Nienawidziłem tego, że osoba, na której mi tak zależy nie potrafi odnaleźć się w mojej codzienności.

W tamtym momencie myślałem, że oddałbym wszystko, abyśmy spotkali się w zupełnie innych okolicznościach. Jako zwyczajni młodzi ludzie, mieszkający w sąsiedztwie. A tak? Nie mogłem jej nigdzie zabrać, bez stuprocentowej pewności uniknięcia wścibskich fleszy telefonów i aparatów.

Nie wiedziałem, co wyprawiamy. Za wszelką cenę próbujemy połączyć dwa światy, które się wzajemnie wykluczają.

Westchnąłem lekko i sięgnąłem po jej rękę. Była chłodna. I śmiesznie mała w porównaniu do mojej.

- Chciałbym, żebyś kiedyś była tak szczęśliwa, jak dzisiaj udajesz.

Spuściła wzrok.

- Jestem szczęśliwa.

Czekałem na dalszą część, ale ona nie dodała już ani słowa. Była dziwnie małomówna. Kiedy odwróciła głowę w moją stronę, w jej szarych oczach świeciły gwiazdy. Miałem wrażenie, że przez sekundę zatańczyła w nich nutka żalu. Uśmiechnęła się delikatnie, mrużąc nieznacznie powieki, jakby chcąc coś wyczytać z mojej twarzy.

Zacisnąłem wargi. W świetle gwiazd wyglądała jak poemat napisany srebrną nitką. Była jak gwiazda; mała, jedna z miliarda miliardów, a jednak tak wyjątkowa, świecąca blaskiem potrafiącym przebić się przez ciemności. Bolało mnie serce, jak na nią patrzyłem.

Kiedy myślałem, że więcej nie zniosę, ona pierwsza odwróciła wzrok.

Zrobiła to, a ja miałem ochotę błagać ją, aby z powrotem na mnie spojrzała. Byłem pieprzonym masochistą, ale całym sobą krzyczałem o jej uwagę.

Wciąż jednak trzymałem jej dłoń.

Dlatego pociągnąłem ją płynnym ruchem w swoją stronę, zmuszając, aby stanęła do mnie twarzą w twarz. Przewróciła oczami, unosząc kącik ust. Zaśmiałem się cicho, czując, że w końcu do mnie wraca.

- Cieszę się, że jestem tu z tobą - szepnęła, stając na palcach, muskając lekko ustami mój policzek. Całe moje ciało przeszyły miliony błyskawic.

Laura wyglądała na zadowoloną z siebie. Pacnąłem ją palcem w nos, żeby zetrzeć tą cwaniacką minę. Jednak tak jakoś się stało, że moja dłoń zabłądziła i wplotła się w jej włosy, muskając kość policzkową. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie przygryźć wargi. Kiedy tylko to zrobiłem jej wzrok powędrował do moich ust i zatrzymał się tam, uporczywie w nie wpatrując.

- Mogę? - szepnąłem, zmuszając się do zadania tego pytania.

Dziewczyna uśmiechnęła się, a ja uznałem to za wystarczające przyzwolenie.

Ująłem jej twarz w obie dłonie i przyciągnąłem do siebie. Czubki naszych nosów lekko się musnęły, zanim jej usta objęły moje. Wraz z ich dotykiem jakiś ciężar spadł z mojego serca. Czułem się jak palacz zaciągający się pierwszą fajką po wielu tygodniach nikotynowego głodu. Jej małe dłonie objęły moją szyję i wsunęły się we włosy, a mnie przeszedł obezwładniający dreszcz. Dziewczyna opuściła się, stając na całych stopach. Jej podbródek sięgał mojej klatki piersiowej. Spojrzała na mnie w górę, spod kurtyny czarnych rzęs, rzucających cienkie wzroki na jej policzki. Przyłożyłem wargi do jej czoła, po czym oparłem brodę na czubku jej głowy. Tym samym ona przysunęła się, kładąc głowę przy moim ramieniu. Zaplotłem swoje ręce wokół jej talii, nie pozwalając jej się odsunąć.

Była krucha, jakby zrobiona z porcelany albo szkła.

Nie wiedziałem tylko ile rys potrzeba, żeby ta kryształowa dziewczyna rozpadła się w pył.

Ona nawet nie była moja, a tak bardzo przerażała mnie perspektywa straty. Chciałem jej to powiedzieć, ale bałem się wypowiedzenia słowa, czy aby nie ucieknie, zostawiając mnie z ziejącą pustką w środku.

Laura odsunęła się ode mnie kilka centymetrów, jednak moje ręce wciąż opalały jej talię. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, zapierając nam dech w piersiach. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że trzymam ją w ramionach.

- Gdy na ciebie patrzę, gubię się we własnych myślach, wiesz? - westchnąłem, odgarniając niesforny kosmyk włosów, którzy opadł łagodnie na jej czoło.

Dziewczyna opuściła wzrok. Czułem, że bije się z myślami. Chciała mi coś powiedzieć, coś ważnego.

- Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytałem, obdarowując ją najczulszym spojrzeniem, na jakie byłem w stanie się zdobyć.

- Po prostu bądź - wyszeptała prawie natychmiast.

- Hej, maluszku - uśmiechnąłem się. - Przecież wiesz, że zawsze jestem.

Pokiwała nieznacznie głową, choć ten gest pewnie miał bardziej przekonać ją, niż mnie, co do prawdziwości tego stwierdzenia.

Zamrugała kilka razy.

- Wracamy do środka?

Kiwnąłem głową, ujmując jej rękę w swoją dłoń.

- Jesteś pewna, że nic się nie dzieje? - zapytałem, tknięty nagłym przeczuciem.

- Nie, nic, Shawn.

Kłamała.





***





Kiedy wróciliśmy do sali pełnej podpitych ludzi, prawda uderzyła we mnie z podwójną siłą. Miałem zagrać na Madison Square Garden. W miejscu, które jest marzeniem każdego artysty. Nigdy nawet nie ośmielałem się myśleć o czymś takim na poważnie, jedynie kiedy leżałem w nocy w łóżku, nie mogąc zasnąć, pozwalałem sobie na snucie fantazji, których spełnienia nie śmiałem oczekiwać. A tu proszę.

Szczerzyłem się jak idiota, pomimo, iż tego wieczoru nie wziąłem alkoholu do ust. Widziałem wzrok moich rodziców, wyrażający stuprocentową i bezwarunkową dumę. Byłem tak cholernie szczęśliwy.

Właśnie wtedy, kiedy wracając do domu, moje szczęście powoli się ulatniało, obserwując kątem oka Laurę, zrozumiałem, jak bardzo przewartościowała moje życie. Radość z tak kolosalnego sukcesu została przytłoczona przez jakąś dziewczynę.

- Wejdziesz do mnie? - zapytałem, otwierając przed nią drzwi auta.

Nie musiałem na nią patrzeć, wiedziałem jaką da mi odpowiedź.

Noc była ciepła, więc udaliśmy się na taras, który był fantastycznym punktem widokowym. Całe rozgwieżdżone niebo było tu widoczne jak na dłoni, a jego duża część odbijała się w krystalicznej wodzie basenu.

- Herbaty?

- Poproszę.

Wślizgnąłem się do kuchni, ściągając po drodze krawat i marynarkę, która, prawdę mówiąc, była niesamowicie niewygodna i sztywna. Stłumiłem w mózgu pragnienie wskoczenia w dresy i zamiast tego zagotowałem wodę. Stukając palcami o blat, próbowałem poukładać sobie wszytko w głowie, ale mój mózg był zbyt otępiały po minionych wydarzeniach.

Dwie minuty później wróciłem na taras, wręczając Laurze parujący napój.

- Dzięki - mruknęła, nie odrywając wzroku od rozgwieżdżonego nieba.

Miałem wrażenie, że gdybym się odezwał, zakłóciłbym harmonię jej szklanego ciała i tańczących gwiazd. Usiadłem obok, podsuwając kubek do ust.

Musiało minąć sporo czasu, bo kiedy się odezwała, moja herbata była już zimna, a jej głos lekko zachrypnięty.

- Rozmawiałam z moją przyjaciółką.

Odwróciłem wzrok w jej stronę, uważnie rejestrując każdy gest.

- I jak tam sprawy w Polsce? - spytałem.

- Jest w ciąży - odparła obojętnym tonem, rysując palcem wzroki na kubku.

W tym momencie miałem ochotę przywalić sobie otwartą dłonią w czoło.

- Hm... - mruknąłem, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć na to wyznanie. Nic dziwnego, że zachowywała się inaczej na bankiecie. Musiał to być dla niej szok. Pewnie ta dziewczyna nie była starsza od Laury, a macierzyństwo w tak młodym wieku na pewno nie jest prostą sprawą. Pomyślałem o tym, jakby to było, gdybym ja został rodzicem w wieku 20 lat. Momentalnie oblał mnie zimny pot.

- Ale to i tak nie jest najlepsze - dodała z uśmiechem. - Zgadnij kto jest ojcem.

Serce w mojej piersi przestało bić na kilka długich sekund.

- Nie mówisz poważnie - pokręciłem głową.

- Mówię jak najbardziej poważnie, Shawn - odwróciła się w moją stronę z lekkim uśmiechem. - Mój chłopak zrobił dziecko mojej najlepszej przyjaciółce.

Może było to złe, ale jedyne o czym byłem w stanie myśleć to o tym, że Mikołaj wypadł z gry, zanim prawdziwa walka zdążyła się rozkręcić. Cholera, ten dzień nie mógł się skończyć lepiej.

Zmierzyłem Laurę uważnym spojrzeniem.

- Wiesz co... - zacząłem. - Nie chciałbym cię urazić ani nic takiego, ale... nie wyglądasz na szczególnie zmartwioną.

Dziewczyna prychnęła lekko.

- Właśnie chodzi o to, że kompletnie mi to zwisa.

Uniosłem brwi.

- Serio. Odkąd tylko się dowiedziałam, próbowałam wzniecić w sobie jakieś emocje, złość, rozpacz, cokolwiek. Ale tak jakby to wszystko po mnie spłynęło, wiesz? Jedyne co czuję, to chyba... ulga?

Nie wiedziałem co powiedzieć.

- Tak jakbym uwolniła się od poczucia winy, że coś zaczęło się dziać między nami. Dasz wiarę? - zaśmiała się.

- To chyba dobrze - dodałem niepewnie.

- Chyba tak - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Szczerze, to sądziłam, że to ja pierwsza wbiłabym mu nóż w plecy. A tu proszę, kiedy nie mogę spać, myśląc, że on tam gdzieś na mnie czeka i kocha mnie tak samo, okazuje się, że w tym samym czasie zabawia się z moją przyjaciółką w najlepsze. I Boże, wygląda na to, że tylko przy mnie potrafił używać kondomów.

- I co masz zamiar z tym zrobić? - spytałem, czując radość wypełniającą mnie po czubki palców. Nie była smutna! To znaczy, że nie będziemy musieli przechodzić tego okresu depresji po zakończeniu związku.

- Nie wiem - pokręciła głową. - Chyba każde z nas pójdzie swoją drogą. Skoro taki był jego wybór, niech liczy się z jego konsekwencjami. Ja już nie mam z tym nic wspólnego.

- Czyli... dajesz sobie z nim spokój?

- Cóż, to chyba on dał sobie spokój ze mną, ale... tak. Wygląda na to, że to koniec.

Koniec.

Koniec. Koniec. Koniec.

Jeszcze nigdy żadne słowo nie kryło w sobie tyle nadziei.

- Cholera jasna, wkurza mnie to - wybuchła, ni stąd, ni zowąd. - Tak bardzo chciałabym być na niego zła, rozumiesz? Chciałabym uciec z domu, schlać się w trupa, płakać, cokolwiek, co powinna robić dziewczyna po zakończeniu dwuletniego związku. Ale każda z tych rzeczy wydaje mi się być zwyczajnie bez sensu.

Schowała twarz w dłoniach.

- Jezu, bardziej dręczy mnie to, że nie jestem pogrążona w rozpaczy, niż fakt, że Mikołaj mnie zdradził.

Odwróciła twarz w moją stronę.

- Czy ja jestem normalna?

Przygryzłem wargę, myśląc co powiedzieć.

- Dobra, daruj sobie - machnęła ręką, przeczuwając, że miałbym problemy ze szczerą odpowiedzią.

Cóż, nigdy nie nazwałbym jej normalną. Ale właśnie kogoś takiego w swoim życiu potrzebowałem - oderwania od rutyny.

Obserwowałem jej małe palce, skrupulatnie mnące materiał plisowanej spódnicy. Nie miała pomalowanych paznokci, nigdy nie miała. Tak samo jak ust. Podejrzewam, że miała jakiś wstręt do warstwy ciała obcego na najwrażliwszych częściach swojego ciała, albo nie lubiła jak jedzenie lub szklana w trakcie jedzenia i picia zmienia kolor. Pasowało mi to, bo dzięki temu nigdy nie wyglądała sztucznie. Chociaż w głębi duszy cholernie chciałem zobaczyć jej wargi zabarwione na czerwono.

Przyłapałem się na tym, że niekontrolowanie przesunąłem się w jej stronę. Nasze głowy dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów, choć przed momentem znajdowaliśmy się po przeciwnych stronach kanapy. To było coś niesamowitego, wręcz magicznego; przez cały czas coś nas do siebie przyciągało. Nie wiedziałem, czy jakiekolwiek zbliżenie będzie stosowne w świetle wydarzeń, o których niedawno się dowiedzieliśmy, ale nie zauważyłem z jej strony żadnego ruchu, który sugerowałby mi danie sobie spokój.

Nagle Laura podniosła się lekko, siadając bokiem na jasnej narzucie wiklinowej sofy. Wsunęła drobne dłonie w moje wciąż misternie ułożone włosy, zupełnie je mierzwiąc. Kiedy osiągnęła zamierzony efekt, uśmiechnęła się delikatnie i splotła ręce na mojej szyi, pieszcząc łagodnymi ruchami jej wrażliwą skórę.

- Wiesz co? - szepnęła, niespiesznie analizując moją twarz.

- Chyba nie - mruknąłem, marząc, aby ta chwila nie okazała się snem, albo jakimś pieprzonym złudzeniem mojej chorej wyobraźni.

- Nad wodą, tam, w restauracji - zaczęła, zwracając oczy ku górze, chcąc przywołać ten obraz w pamięci. Ja nie musiałem wyłuskiwać go z odmętów myśli, bo nieustanie miałem go przed oczami. Wiedziałem, że przez dzisiejszy wieczór, mokre drewno, rozgwieżdżone niebo i długie sukienki zawsze będą kojarzyć mi się tylko z nią.

- Nie kłamałam - wyznała, sprowadzając mnie na ziemię.

- Hm?

Westchnęła.

- Mówiłam, że jestem szczęśliwa. I nie kłamałam, Shawn, choć wiem, że ty myślisz co innego.

Zmarszczyłem lekko brwi.

- Długo tam stałam, zanim przyszedłeś. Zdążyłam przemyśleć informację o ciąży milion razy, na milion sposobów. A kiedy się pojawiłeś...

Spojrzała na mnie w taki sposób, że miałem ochotę porwać ją w ramiona i nie wypuszczać do końca świata.

- Pomyślałam: dlaczego nie? Skoro to Mikołaj nawalił, dlaczego ja mam rezygnować z tego, czego tak cholernie pragnę?

Palce jednej dłoni ześlizgnęły się po szyi, muskając lekko ucho, aby zatrzymać się na załamaniu szczęki. Gładząc kciukiem mój policzek, patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Myślałem, że nie wytrzymam i wybuchnę, tak bardzo porażająca była świadomość, że spogląda na mnie tak samo, jak ja na nią, kiedy tylko pojawiała się w zasięgu mojego wzroku. Bezsłownie mówiąc: czym sobie zasłużyłam, że jest obok mnie.

- I w tamtej chwili, kiedy odsunęłam na bok wszystkie wątpliwości, uprzedzenia i poczucie winy... Naprawdę, poczułam się szczęśliwa.

Westchnęła lekko.

- Ale z drugiej strony... Nie znam cię, Shawn, ani ty nie znasz mnie. Jesteś ciągle w trasie, a ja wiecznie wśród książek i nauki. Żyjesz marzeniem, o którym ja nie ośmieliłabym się pomyśleć.

Przymknęła oczy.

- Nie chcę się w to angażować, bo boję się, że mnie zostawisz, a ja się nie pozbieram.

Zostałem bez słowa. Nie mogłem dać jej tej gwarancji. Oczywiście, że ją zostawię i to już w najbliższych miesiącach. Bo jak inaczej można nazwać rozłąkę na kilka miesięcy? Moje życie miało tak wyglądać już zawsze. Trasa, wywiady, rozdania nagród, sesje zdjęciowe. Pewnie w przyszłości promowanie światowej klasy marek i domów mody, może role w filmach...

Kiedy przełykałem ślinę, poczułem duszącą suchość w gardle.

- Skoro boisz się, że cię zostawię... Dlaczego chcesz zrobić mi to samo?

Spojrzała na mnie, lekko przechylając głowę.

- A co, jeśli ja już się zaangażowałem? Jeśli ja też obawiam się, że przeraża cię mój świat i kiedy to wszystko zajdzie za daleko, uciekniesz? Czy nie tak właśnie zawsze robiłaś, kiedy coś przekroczyło twoje siły?

Spuściła wzrok.

- Już za późno, Laura. Przecież wiesz o tym. Więc nie rób mi tego, czego sama się boisz. Nie odrzucaj mnie.

Podniosłem delikatnie jej twarz, zmuszając, aby spojrzała w moje pełne powagi oczy.

- A jeśli ty nie chcesz na tym ucierpieć... Po prostu mi zaufaj, maluszku. Chyba mogę cię prosić o tyle. Obiecuję, że cię nie zranię.

Dziewczyna zagryzła lekko wargę, prawie niewidocznie kiwając głową. Wystarczająco jednak, abym mógł wypuścić duszące mnie powietrze z płuc.

Nie wiedziałem, co postanowiliśmy. Na pewno nie była to gwarancja związku, na to było o wiele za wcześnie. Jednak związaliśmy się czymś, czego nie można było zerwać. Pragnieniem własnego szczęścia. Ktoś mógłby powiedzieć, że jesteśmy samolubni. Może i tak, ale przez to przyparliśmy do ściany tą drugą osobę, bo każdy, choć nie wiadomo jak bardzo by się zapierał, zawsze przekłada swoje szczęście na pierwsze miejsce.

Nie miałem pojęcia w jakiej stawia nas to sytuacji.

- Chcesz zostać? - zaproponowałem, niby od niechcenia, ale miałem wrażenie, że Laura słyszy jak bardzo bije mi serce.

Dziewczyna pokręciła głową ze śmiechem, zjeżdżając dłonią wzdłuż mojej koszuli. Bawiła się chwilę odpiętym guzikiem, badając jego strukturę pod palcami, chwilę później poprawiała sterczący kołnierzyk. Po czym zrezygnowała ze swoich starań, chwytając mnie za poły koszuli, przyciągając do siebie. Siła pocałunku prawie przewróciła mnie na kanapę, jednak w ostatniej chwili udało mi się zaprzeć rękami i ochronić nas przed upadkiem. Laura wykorzystała to i jednym sprawnym ruchem wgramoliła się na moje kolana, nie przejmując się tym, że jej spódnica rozlewa się między nami, odsłaniając kawałek jej uda. Ująłem jej twarz w dłonie, chcąc rozgrzać jej zimną skórę. Obrysowałem dotykiem cały szlak jej szyi, obojczyków, ramion, pleców, aby zatrzymać się na kawałku wolnym od srebrzystego materiału. Wsunąłem dłoń pod jej zwiewną bluzkę, badając ostrożnie nieznany dla mnie teren. Kiedy przesunąłem palcem wzdłuż je żeber, muskając przy tym wierzchem dłoni koronkę jej stanika, dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze, jeszcze bardziej na mnie napierając. Delikatny jęk opuścił jej usta, od razu stłumiły go moje.

Cholera, byłem gotowy wziąć ją w tamtym miejscu, na tamtej kanapie.

Odniosłem wrażenie, że Laura chciała tego samego.

Jednak kiedy jej zgrabne palce poradziły sobie z wszystkimi guzikami mojej koszuli i ustąpiły miejsca moim, próbującym odnaleźć zapięcie górnej części jej bielizny, na ziemię sprowadziło nas delikatne pukanie w białą framugę drzwi tarasowych.

- Mamo? - zapytałem zdziwiony, próbując złapać oddech. - Co ty tu robisz?

Niewyraźna postać w drzwiach, oparła się ramieniem o jasne drewno.

- Zostawiłeś światło w kuchni, skarbie - zauważyła, poprawiając poły szlafroka i związując go puchatym paskiem. - Nie mogłam spać, więc poszłam sprawdzić, co robisz o tej porze na dole.

Laura niezauważalnie zsunęła się z moich kolan, zaplatając ramiona na piersi w geście obronnym, choć nie było to wcale konieczne. Jeszcze miała na sobie wszystkie ubrania.

- Nie było cię w kuchni, więc chciałam wracać. Ale drzwi na taras też nie zamknąłeś.

Kurwa mać.

 A ten dzień mógł się skończyć tak pięknie.

- Idźcie spać, dzieciaki. Jest trzecia w nocy. Jestem pewna, kochanie, że państwo Smith bardzo się o ciebie martwią.

Laura jak gdyby nigdy nic wstała z wygniecionego siedzenia, poprawiając pomiętą bluzkę.

- Ma pani rację, Karen - uśmiechnęła się do mojej matki. - Miałam iść wcześniej, ale... - urwała, machając ręką. Pogratulowałem jej w myślach, że dała sobie spokój z wytłumaczeniami. - Dobranoc - kiwnęła jej głową. - Dobranoc, Shawn.

- Ej, chwila - podniosłem się z kanapy. - Pójdę cię odprowadzić.

- Shawn, trafię do domu.

- Ktoś może cię napaść.

- Mieszkam piętnaście metrów od ciebie.

- Wypadki najczęściej zdarzają się najbliżej miejsca zamieszkania.

- Shawn...

- Bez dyskusji.

Spojrzałem na moją mamę, szukając słowa aprobaty, ale ona tylko stała z założonymi rękami, starając się stłumić ziewnięcie.

- Zaraz wracam - poinformowałem ją i niewiele myśląc, chwyciłem Laurę za rękę i pociągnąłem w stronę furtki.

- Odnoszę wrażenie, że chcesz jak najszybciej się mnie stąd pozbyć - usłyszałem zirytowane mruknięcie.

- Poniekąd taki jest plan - odparłem sam do siebie, ale nietoperzy słuch dziewczyny wychwycił każde słowo.

- Słucham?

Już tylko kilka kroków dzieliło mnie od posesji Smithów. Tym samym zaczynały rosnąć dość wysokie choinki, które skutecznie zagradzały widok mojej wścibskiej matce, która pewnie czaiła się gdzieś na tarasie, chcąc dojrzeć jak najwięcej szczegółów. Jak ją znam, to pewnie nie przerwała nam rozmowy od razu, kiedy tylko zauważyła naszą obecność na tarasie, tylko czaiła się przy oknie przez kilka minut notując w myślach wszystko co widziała, aby po moim powrocie dać mi lekcję na temat tego, co robię źle.

Proszę państwa, Karen Mendes.

Przyszpiliłem Laurę do słupa, który gubił się w gąszczu zieleni i przycisnąłem swoje usta do jej. Wszystko, co ulotniło się wraz z przybyciem mojej mamy, wróciło z podwójną siłą. Pragnąłem jej tak, jak nikogo innego wcześniej.

- Shawn - wymamrotała na bezdechu, kiedy zaczynałem tracić kontrolę.

Oparłem dłonie o słup po obu stronach jej głowy, próbując wyrównać oddech i pozbierać myśli.

- To znaczyło dobranoc - wyjaśniłem.

- Domyśliłam się - roześmiała się, a ja zanotowałem, że cholernie ładnie jej w opuchniętych ustach.

Cmoknąłem ją po raz ostatni w czoło i otoczyłem na moment ramionami. Położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a wszelkie napięcie jakie kiedykolwiek między nami panowało, znikło bez śladu.

- Idź już, zanim się rozmyślę - poleciłem, spuszczając ramiona i odwracając się w drugą stronę.

Nie usłyszałem odpowiedzi, pewnie pobiegła do domu nie tracąc czasu na przedłużanie ckliwych pożegnań. Ale nie odwróciłem się, żeby to sprawdzić.

Nie wiem czemu, miałem wrażenie, że nie zniósłbym widoku tego, że ode mnie odchodzi.

Człapiąc powoli do domu, przygotowywałem się psychicznie na rozmowę z matką. Jednak kiedy podszedłem do niej z niewyraźną miną, pogładziła mnie po rozczochranych włosach, przyglądając się mojej twarzy. Nie była smutna ani zdegustowana; jej wzrok wyrażał bardziej ciekawość i fascynację. Jakby chciała zrozumieć, co takiego siedzi w tej dziewczynie, tak bardzo jak ja.

Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem.

- W co ja się wpakowałem, mamo... - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. Sekundę później poczułem miękką frotę szlafroka, oplatającą mnie w pasie. Momentalnie wtuliłem głowę w zagłębienie szyi mamy, zaciągając się jej znajomym zapachem. Pachniała domem, tym jedynym prawdziwym.

- Życie nie jest proste, kochanie - wyszeptała, gładząc kojąco moje plecy. Dopiero kiedy moje mięśnie zaczęły się rozluźniać zdałem sobie sprawę, jak bardzo spięty byłem.

- Nie wiem, czy tak powinno być. Z jednej strony tak mówi mi serce, ale z drugiej... Czasami to tak cholernie boli, mamo.

Karen odsunęła mnie na długość swojego ramienia i spojrzała zatroskanym wzrokiem w moje oczy. Była to jedna z nielicznych rzeczy, która nas odróżniała. Zawsze wszyscy mówili mi, że i ja, i Aaliyah, byliśmy skórą ściągniętą z matki. Ale oczy odziedziczyłem po ojcu. Moja mama miała niebieskie. Odgarnęła włosy z mojego czoła łagodnym łukiem, gestem, który pamiętałem z dzieciństwa.

- Nikt nie powiedział, że dobre decyzje nie będą cię ranić, skarbie.

- Myślisz, że ona jest tą dobrą?

- Nie wiem, Shawn. To twoje życie i twoje wybory. Nie mogę ci w tym pomóc.

Kiwnąłem głową z niemrawym uśmiechem.

Kiedy weszła po schodach, usiadłem na kanapie. Wlepiłem wzrok w przestrzeń. Miała rację. Nikt nie może mi pomóc. Ale coraz częściej zaczynałem mieć wrażenie, że ja sam, tym bardziej nie pozbieram tego w całość.





***

(a/n)

Wrzucam wcześniej! Omg!

To chyba pierwszy rozdział, który wyszedł w 100% tak, jak chciałam, żeby wyszedł i jestem z niego serio zadowolona. Choć początkowo miał mieć ok. 1800 słów... Cóż, skończyło się na ponad 3900. Ups.

Postaram się następny wrzucić za tydzień, bo zaczynają mi się ferie! (YASSS)

I bardzo, bardzo, bardzo proszę o komentarze i gwiazdki, bo dzięki każdemu jednemu i każdej jednej, czuję się najszczęśliwszą osobą na świecie ♥ Jednocześnie dziękuję za każde dobre słowo, bo to tak niesamowicie motywuje do dalszej pracy! Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś czyta moje żałosne wypociny XD.

Kocham was, muflonki ♥

Continue Reading

You'll Also Like

52.4K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
75.1K 3.9K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
21.7K 1.8K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
227K 16.4K 62
"Codziennie wyjawię Ci jedną tajemnicę Wytrwasz do końca?" ^^^^^ #100 w FF - 24.11.2016r. #49 w FF - 14.12.2016r.