- Laura, w tej chwili na dół!
Podniosłam wzrok znad laptopa, na którym nadrabiałam zaległe odcinki "The 100". Głos wołający mnie z dołu nie był zbyt łagodny. Zdziwiona wyszłam z pokoju, czując w brzuchu lekki ucisk. Czemu moja mama jest taka zdenerwowana? Przecież nic nie zrobiłam...
Zeszłam schodami w dół, dokładnie analizując przebieg ostatnich kilku dni. Jedynym odstępstwem od normy było moje wyjście na imprezę, ale przecież wszystko skrupulatnie zatuszowałam.
- Co się dzieje? - spytałam wchodząc do salonu. Od razu wyczułam powagę sytuacji. Na skórzanych kanapach siedziały wyraźnie smutna Amanda i moja mama, lekko rozbawiony Eddie opierał się o framugę, a Lucas z pogardliwą miną wpatrywał się we mnie z fotela. Zauważyłam, że jego oko jest całe fioletowe, a dolna warga rozcięta. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co on tylko wykrzywił wargi.
- Powiedz mi, drogie dziecko - zaczęła moja mama - czy tak trudno było mi powiedzieć?
- Ale o czym? - spytałam, mierząc ją niepewnym wzrokiem. Cała jej postawa świadczyła o tym, jak bardzo jest wściekła.
- Ty już lepiej nie udawaj - syknęła Amanda. Aż zamrugałam z wrażenia. Amy? Mówiąca do mnie takim oschłym tonem? - Lucas powiedział mi to wszystko, o czym zabroniłaś mu mówić.
- Może mi ktoś wytłumaczyć o co wam wszystkim chodzi? - zapytałam zirytowanym tonem. Coś tu było nie tak.
- Luc, może przypomnisz Laurze co takiego zrobiła zeszłego dnia?
- Chętnie posłucham - oznajmiłam, krzyżując ręce na ramionach. O co, do cholery, tym ludziom chodziło? O Shawna?
- Ja też się chętnie dowiem po co tu jestem, bo jak na razie nie mam pojęcia, o czym wy dwie mówicie - roześmiał się Eddie, wskazując palcem na moją mamę i Amandę.
- Dobrze, mamo - blondyn przytaknął głosem męczennika. "Och, proszę cię", pomyślałam. - Tato - zwrócił się do mężczyzny przy drzwiach - wiem, że może to zabrzmieć nieprawdopodobnie, ale uwierz, to prawda. Na wczorajszej imprezie dałem jej mnie upić.
- Czekaj, co? - zaprotestowałam, podchodząc do kanapy. - O czym ty mówisz człowieku? Sam się schlałeś jak świnia!
- Laura, uspokój się! - skarciła mnie matka. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
- Nie pamiętam dokładnie co się stało - Lucas kontynuował swój idiotyczny wywód, który miał tyle wspólnego z prawdą, co to, że Kim Kardashian kupiła sobie słonia i jeździła na nim ubrana w piżamę w różowe króliczki po ulicach Nowego Jorku. - Wiem tylko tyle, że w pewnym momencie Laura zaczęła krzyczeć bez powodu, że się do niej dobieram, a ja nawet jej nie dotknąłem. Podrapała mnie całego, a potem przybiegło dwoje chłopaków, którzy niby chcieli ją ratować. Byłem zbyt pijany, żeby się bronić, a oni to wykorzystali i mnie pobili. Dean wyrzucił mnie z imprezy i musiałem sam, bez auta, wrócić w nocy i po pijaku do domu.
Lucas przybrał minę bezbronnego pieska i opuścił wzrok. Nie wytrzymałam i parsknęłam głośnym śmiechem. Śmiałam się tak bardzo, że łzy stanęły mi w oczach. Nikt jednak nie podzielał mojego entuzjazmu, więc odchrząknęłam i zaczęłam przyglądać się swoim paznokciom. Musiałam koniecznie je wypiłować i pomalować. Tylko na jaki kolor...
- Woooow, niezłą sobie bajeczkę wymyśliłeś - skwitowałam z kpiącym uśmieszkiem. - Jeszcze coś?
W pokoju zapanowała niezręczna cisza, zakłócana tylko pochlipywaniem Amandy. Poważnie?
- Powiedz mi, droga panno, dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś? - zapytała moja mama, wpatrując się we mnie morderczym wzrokiem.
- Jak miałam wam powiedzieć, skoro to wszystko nieprawda? - zaśmiałam się szyderczo.
- To niby skąd Lucas ma te wszystkie siniaki i zadrapania? - zauważyła Amanda.
- Nie wiem, może wpadł w jakieś krzaki - wzruszyłam ramionami.
- Skarbie, jego wersja jest sto razy bardziej realistyczna niż twoja - podsumowała moja matka. - Mamy ci uwierzyć, że poprosiłaś kolegę o podwóz, bo się źle poczułaś, a Lucasa zostawiłaś, nie chcąc mu psuć zabawy?
- Naprawdę w to wierzysz, mamo?
- Tak, kochanie. Powinnaś się wstydzić. Wiedziałam, że jesteś nieprzewidywalna, ale żeby aż tak... Nigdy nie podejrzewałabym cię o coś takiego.
- Nie mogę uwierzyć, że mogłaś zaplanować coś takiego. Rozumiem, że można za kimś nie przepadać, ale żeby chcieć specjalnie komuś zrobić krzywdę... Mało brakowało, a Luc wylądowałby w szpitalu - wtrąciła Amanda płaczliwym tonem.
- Słuchajcie mnie. Niby po co miałabym coś takiego zrobić Lucasowi? - zauważyłam, licząc, że podważę ich pewność siebie.
- Chciałaś się zemścić za to, że żartowałem z ciebie w naleśnikarni - wtrącił Lucas. - I za to, że musiałem wszędzie z tobą iść, bo nie miałaś prywatności. Po prostu chciałaś się mnie pozbyć. Uszkodzić, żebym nie mógł cię dłużej pilnować.
- No chyba sobie żartujesz! - krzyknęłam i podeszłam do tego gnojka, siedzącego najspokojniej w świecie w fotelu. - Nie zrujnujesz mi w ten sposób opinii, choćby nie wiem co - wysyczałam z nienawiścią.
- Sama ją sobie zrujnowałaś, słonko - odparł. Ostatnie słowo wypowiedział szeptem tak, że tylko ja go usłyszałam. Miałam ochotę przywalić mu w ten jego idealny nos.
Zamiast tego wybiegłam z pokoju, porywając telefon i dżinsową kurtę wiszącą w holu. Wyszłam na dwór, z całych sił trzaskając drzwiami.
helloitsme: Musimy natychmiast pogadać.
ceelici: Będę za 10 min pod twoim domem.
helloitsme: Nie możemy gadać u mnie.
ceelici: To idź w kierunku domu Deana, zgarnę cię po drodze.
helloitsme: Okay
helloitsme: Dziękuję
ceelici: Nie ma sprawy :D
***
- Co ty gadasz? - krzyknęła Cecily, kiedy już streściłam jej całą historię. - Dlaczego ten idiota zamiast zatuszować całą sprawę, zwalił winę na ciebie?
- Nie mam pojęcia - pokręciłam głową. - Nie ogarniam logiki tego człowieka.
- W życiu bym go nie podejrzewała o coś takiego. Co za dupek.
Przez chwilę szłyśmy w milczeniu. Wpatrywałam się w czubki swoich zdartych butów, kopiąc napotkane po drodze kamienie, wyobrażając sobie, że każdy z nich ma twarz Lucasa.
- Co zrobisz, kiedy wrócisz do domu? - zapytała Cecily, kiedy usiadłyśmy na ławce na placu zabaw dla dzieci.
- Nie wiem - wymamrotałam. - Na prawdę. Nawet moja własna matka mu uwierzyła. A przecież ta bajeczka kompletnie nie ma sensu!
- Może nawet trochę ma... - przyznała dziewczyna, wzdychając głęboko. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Nie rozumiem.
- Lucas faktycznie pobił się z dwoma chłopakami. Nie wiem dokładnie o co poszło... ale porządnie mu się oberwało. Pewnie wykorzystał ciebie jako wymówkę.
- A oni uwierzyli, bo miał te wszystkie siniaki i zadrapania... Boże, nie wierzę, że on naprawdę to zrobił! - krzyknęłam, dając upust swojej frustracji. Naprawdę aż tak bardzo zależy mu na tym, żeby zniszczyć mi tu życie?
- Nie spodobało mu się to, że go odtrąciłaś. Tacy chłopcy są źli, kiedy nie dostają tego, czego chcą, Laura - zauważyła Cecily, patrząc mi w oczy. Białka jej oczu wyraźnie odcinały się od ciemnej skóry.
- Tylko co ja mogę za to? - zapytałam, choć nie liczyłam na odpowiedź. - Jak na niego patrzę, chce mi się rzygać. Jak mogłabym być z kimś takim?
- Obawiam się tylko, że on nie odpuści tak szybko - dodała Cecily zaniepokojonym tonem. Wiedziałam, że ma rację.
- To co mam zrobić? - spytałam, desperacko pragnąc uciec od tego człowieka, choć zdawałam sobie sprawę, że na to już za późno.
- Nie wchodź mu w drogę. I ignoruj go dalej - zaproponowała, po czym wzruszyła ramionami. - I pisz do mnie, proszę, jeśli będzie się coś działo.
- Teraz mam tylko ciebie, Cecy - wyznałam. - Nikt inny mi przecież nie pomoże.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie smutno. Siedziałyśmy w ciszy, patrząc na opuszczone huśtawki, którymi od czasu do czasu kołysał wieczorny wiatr. Słońce powoli zachodziło, a powietrze robiło się coraz chłodniejsze. Kiedy już nawet kurtka nie była w stanie ochronić mnie przed zimnem, postanowiłyśmy wracać. Cecily odprowadziła mnie do miejsca, z którego byłam w stanie trafić samodzielnie do domu. Przytuliłam ją mocno na pożegnanie, ciesząc się, że przynajmniej ona stanęła po mojej stronie. Patrzyłam na burzę kręconych włosów na jej głowie, podskakującą radośnie z każdym jej krokiem. Kiedy zniknęła z mojego pola widzenia, wsunęłam ręce do kieszeni i niechętnie poszłam przed siebie. Po kilku minutach stanęłam przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech, jednocześnie podejmując może idiotyczną, a może słuszną decyzję. Musiałam porozmawiać z Lucasem.
***
Weszłam do jego pokoju bez pukania, zastając go leżącego na łóżku, bawiącego się piłką do koszykówki. Stanęłam przed nim, krzyżując ręce na ramionach.
- Czego pragniesz, słonko? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem, rzucając piłkę do kosza wiszącego nad drzwiami. Oczywiście trafił.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie słonkiem, a przyjebię ci tą piłką w ryj, to po pierwsze - wysyczałam z nienawiścią. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że chyba troszkę się zdziwił. - A po drugie, wytłumacz mi, do cholery, - zaczęłam podchodząc bliżej - po co każesz mi milczeć, a potem sam wszystko wygadujesz, oczywiście według własnej wersji?
Chłopak wstał z łóżka i stanął naprzeciwko mnie. Nasze twarze dzieliła odległość kilkunastu centymetrów, ale ja nie miałam zamiaru się cofać. Nie dam mu się stłamsić.
- Słuchaj, młoda - zaczął nerwowym szeptem. - Gdybyś faktycznie nikomu nie powiedziała, nie zaczynałbym nawet tematu. Powiedziałbym, że oberwałem na treningu albo coś w tym stylu. Ale oczywiście musiałaś się komuś wypaplać, bo jakże by inaczej, prawda? - zaśmiał się kpiąco. - No pomyśl tą swoją śliczną główką - dodał słodkim głosem, od którego zaczęło mnie mdlić.
- Cecily? Serio? O nią ci chodzi? - zapytałam, choć znałam odpowiedź. Niby o kogo innego mógłby mieć pretensje. - Obiecała mi, że nikomu nie powie.
- Nie znasz jej tak jak ja - odparł. - Może na razie jej ufasz, ale wiedz, że jest najbardziej fałszywą osobą jaką znam. Na milion procent w końcu by się wygadała, a potem i ja i ty mielibyśmy problemy.
- Mówisz tak, żeby zmniejszyć swoje poczucie winy - zaśmiałam się. - Jesteś żałosny, Lucas. Nie ośmieszaj się.
- Trzymaj się od niej z daleka, dobrze ci radzę. Jeszcze mi podziękujesz - powiedział z krzywym uśmiechem.
- Jak na razie to od ciebie chciałabym się trzymać z daleka - odparłam nienawistnym tonem.
- Moja matka nie jest pamiętliwa, mój ojciec śmiał się z tej sytuacji, a twojej mamie też minie - powiedział. - Nie będę drążył tematu, a ty nie będziesz się wychylać. Sprawa minie, a my wyjdziemy z tego bez szwanku.
- Chyba ty, ja już swoje dostałam - roześmiałam się kpiąco. - Daruj sobie Lucas. Przyjdź do mnie, jak zmądrzejesz, albo nabierzesz trochę ludzkiej przyzwoitości.
- Nie miałem innego wyjścia - zaprotestował.
- Zawsze jest inne wyjście - odparłam, kręcąc głową. - Jesteś po prostu egoistycznym gnojkiem, myślącym tylko o sobie. Przegrałeś sobie u mnie.
Nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten glonojad uważa, że nic takiego nie zrobił. Miałam ochotę krzyczeć na samą myśl o tym. Ręce mi się trzęsły, a oczy gwałtownie wypełniły się łzami wściekłości. Ledwo widząc, otworzyłam drzwi swojego pokoju, osunęłam się po ścianie i wybuchłam płaczem.
***
helloitsme: hej, kochanie
helloitsme: żyjesz?
helloitsme: Mickey
helloitsme: Mikołaj
helloitsme: odezwij się do mnie
helloitsme: tęsknię
helloitsme: bardziej niż kiedykolwiek
***
Ten rozdział ssie i to mocno (bo nie ma mendesa xd)
ale następny powinien pojawić się w niedzielę :D i będzie lepszy, promise
przepraszam, jeśli są jakieś błędy, ale tak bardzo nie chce mi się go czytać ponownie i publikuję go od razu po napisaniu XD
leń ze mnie
no cusz