Milionerka

By AntoinetteRat

84.7K 5.2K 244

Milionerka Po tragicznej śmierci rodziców, Marisa zamieszkała z ciotką i jej nieznośną córką. Dziewczyna nie... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
ZAPROSZENIE

Rozdział III

3.7K 210 3
By AntoinetteRat

Zaczęła się zastanawiać, czy dziewczyna ma aby na pewno równo pod sufitem.

W klubie panowała cisza i dopiero, kiedy przeszła korytarz prowadzący na parkiet, usłyszała, że w głośnikach gra jakiś utwór. Lokal wydawał się upiorny bez bawiących się ludzi, głośnej muzyki i charakterystycznego zapachu papierosów i perfum. Na podłodze nadal walały się śmieci i potłuczone szkło.

Poczuła się nieswojo. Obejrzała się za siebie, ale nie było już śladu po dziewczynie, która ją zaczepiła.

Nagle usłyszała męski głos. Podążyła za nim i po chwili znalazła się przy barze.

– Co to miało, kurwa, być?! – grzmiał mężczyzna.

Marisa w pierwszej chwili przystanęła zlękniona i nasłuchiwała.

– Pojebało cię?!

Przygryzła wargę. Postanowiła, że się wycofa i poczeka na kogoś przy wejściu do klubu albo skorzysta z wizytówki, którą dostała. Skierowała się w stronę szatni i już miała ruszyć przed siebie, kiedy usłyszała damski drżący głos.

– Przepraszam! Dobierał się do mnie!

– Trzeba było mu dać, czego chciał i wysłać go w cholerę!

– Ale...

– Zajebię cię, jeśli facet ściągnie tutaj psy! Nie myśl sobie, że zapłacę ci za cały miesiąc!

– Nie! Proszę!

Nagle rozległ się dźwięk uderzenia ręką w policzek, a potem płacz. Marisa ostrożnie weszła za kontuar. Drzwi na zaplecze za barem były lekko uchylone. Zobaczyła za nimi klęczącą na podłodze brunetkę. Dziewczyna wycierała rękawem krew z wargi.

Marisa zrobiła krok w tył i prawie przewróciła stojące pod blatem puste butelki po wódce. Brunetka usłyszała ją i odruchowo zerknęła w kierunku dźwięku, co musiało zwrócić uwagę jej rozmówcy. Mężczyzna natychmiast wybiegł z pomieszczenia. Marisa od razu rozpoznała w nim Roberta. Jego głos nie był dla niej żadną wskazówką, podczas wczorajszej imprezy ich rozmowa polegała na przekrzykiwaniu się, więc nie miała pewności, że to właśnie on.

Teraz stała przerażona.

– Hej, Marisa! – Mężczyzna przywitał się. Wyglądał na niezadowolonego i nieco zmieszanego.

– Hej... – Jej pierwszą myślą było, żeby zrobić dobrą minę do złej gry i powoli się wycofać. Zmieniła jednak zdanie, widząc zmierzających w jej stronę dwóch osiłków. Nie mieli ani trochę przyjaznych min.

Zrobiła znów dwa kroki w tył, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem w stronę wyjścia.

– Łapcie ją! – krzyknął Robert.

Marisa zdążyła usłyszeć jego polecenie, przemierzając korytarz. Prawie poślizgnęła się na rozlanym na podłodze alkoholu. Serce biło jej jak oszalałe, kiedy dobiegła do drzwi wyjściowych. W głowie miała najczarniejsze scenariusze. Również ten, że drzwi okażą się zamknięte. Odetchnęła, kiedy wydostała się na zewnątrz, a zimowe powietrze zmroziło jej nozdrza. Kilkanaście metrów od klubu był przystanek autobusowy. Zdążyła zatrzymać uprzejmego kierowcę, który na nią poczekał. Wbiegła na schodki, z trudem łapiąc wdech. Trzymając się kurczowo poręczy, wbiła wzrok przed siebie.

Ani razu nie zerknęła w tył.

*

Dotarła do domu z łomoczącym w piersiach sercem.

Na podjeździe stał samochód. Czarne audi wyglądało na auto, które dopiero co opuściło salon. Była zaskoczona, tym bardziej że ciotka rzadko kogoś zapraszała. Ich częste przeprowadzki odbijały się na życiu towarzyskim domowników.

Nie wiedziała, jaki nastrój panuje obecnie w domu po porannych wydarzeniach. Wczorajszy policzek, jakim poczęstowała ją ciotka, przelał czarę goryczy i teraz mogło być już tylko gorzej.

Weszła do środka. Kiedy przekroczyła próg, poczuła słodki zapach drogich męskich perfum. Przełknęła głośno ślinę.

– Kochanie, jesteś! – Ciotka dopadła do niej, natychmiast, gdy ją zauważyła.

Kochanie? Czy kiedykolwiek tak się do niej zwracano w tym domu?

Ciotka jednak mało co ją interesowała, w przeciwieństwie do mężczyzny, który odwrócił się w jej stronę, posyłając uśmiech. Wyglądał jak facet z telewizji reklamujący drogie auta. Przeczuwała, że to nie byle kto. Zachowanie ciotki zwiastowało nadchodzące kłopoty. Całe ciało dziewczyny w jednej chwili napięło się niczym struna.

– Dzień dobry. Czekaliśmy na ciebie. – Mężczyzna podszedł do niej i wyciągnął rękę na powitanie.

– Karol Wojciechowski – przedstawił się.

– Marisa – powiedziała powoli. Jego uścisk był pewny, a spojrzenie serdeczne. Nie zamierzała odwdzięczać się tym samym. Cały czas spoglądała ukradkiem na zmieszaną ciotkę.

– Kim pan jest? O co tutaj chodzi? – zapytała wprost.

– Bądź miła – upomniała ją ciotka, obdarzając nieznajomego słabym uśmiechem.

– Spokojnie, zaraz wszystko wyjaśnię. Może usiądziemy?

Zajęli miejsca na starej kanapie. Marisa pomyślała, że facet w ogóle tu nie pasuje i wygląda komicznie w swoim garniturku. Zaczęła mu się przyglądać. Był dość przystojny i bardzo zadbany. Nie potrafiła określić jego wieku, ale uznała, że mógł być przed pięćdziesiątką.

– No więc? – zapytała zniecierpliwiona, za co znów oberwała karcącym spojrzeniem ciotki.

– Jestem tutaj, żeby porozmawiać o spadku. Za chwilę skończysz osiemnaście lat i otrzymasz w całości spadek po twoich rodzicach, i...

– Zaraz... Jaki spadek? – zaśmiała się nerwowo. – To chyba jakaś pomyłka.

– Kochanie... – Ciotka Karolina położyła dłoń na kolanie bratanicy, ale ta natychmiast ją strąciła.

– Przestań tak do mnie mówić! O co tu chodzi?!

– Myślę, że powinna nam pani pozwolić porozmawiać w cztery oczy. – Mężczyzna zwrócił się do kobiety. – Albo zabiorę dziewczynę gdzieś na kawę i na spokojnie wszystko wytłumaczę.

– Nie ma takiej opcji! Jestem jej opiekunem prawnym i nigdzie nie będzie jej pan zabierał!

– Niepotrzebnie pani wszystko utrudnia.

– Ja? To pan wchodzi z butami w nasze życie! Sprawę spadku załatwimy same. Nie potrzebujemy pana usług. Jeśli chce pan zarobić, to źle pan trafił!

– Jakiego, do cholery, spadku?! – krzyknęła Marisa.

– Nie wiesz, że wraz z ukończeniem osiemnastych urodzin uzyskasz dostęp do spadku po twoich rodzicach?

Dziewczyna spojrzała pytająco na ciotkę.

– Posłuchaj, myślałam, że ten spadek przepadł. Nie mówiłam ci o tym, bo chciałam cię wychować na porządną...

– Moi rodzice zostawili mi pieniądze?! – przerwała jej.

– O tym, że twoja ciotka dostała na twoje wychowanie pokaźną sumę, też pewnie nie wiedziałaś?

– Co?!

– Nigdy niczego ci nie brakowało! Dbałam o ciebie i poświęcałam się dla ciebie! – krzyknęła kobieta, a do jej oczu napłynęły łzy. Na Marisie nie robiły one jednak wrażenia. Powoli dochodziła do niej smutna prawda.

– O tym, że za pieniądze tej młodej damy kupiła pani dom nad morzem, też jej pani nie powiedziała?

– Skąd pan wytrzasnął takie brednie?! – Zrobiła się purpurowa na twarzy.

– Miała pani zamiar chociaż ją tam ze sobą zabrać?

Marisa była bliska płaczu.

– Mówiłaś zawsze, że jestem darmozjadem i że zniszczyłam ci życie!

– Ty wierzysz temu facetowi?!

– Nikomu nie wierzę!

– Twoja ciotka ukrywała się – ciągnął. – Ciężko było was namierzyć. Podejrzewam, że pieniądze, które dostała, odkładała, żeby kupić dom i się utrzymać. Sprawa by się nie wydała, gdyby nie spadek.

Marisa nie wierzyła w to, co słyszy. Jaki spadek?! Jaki dom nad morzem?! Nadal sądziła, że koleś pomylił adresy.

– Kim pan w ogóle jest?! – wrzasnęła ciotka.

– Pamięta pani Amandę? Wspólniczkę Maksa? – zwrócił się do ciotki Karoliny, która natychmiast przestała łkać i zrobiła się blada.

Marisa wzdrygnęła się, słysząc imię swojego ojca.

– To ona załatwiała z panią wszystkie formalności po śmierci pani brata, prawda? Kiedy przyjechała pani z dzieckiem do Polski, kontakt z panią robił się coraz trudniejszy, ale Amanda dbała o to, żeby co miesiąc pieniądze pojawiały się na pani koncie. Potem poprosiła pani o zwiększenie transz, aż w końcu o spłatę wszystkiego, a potem słuch po pani zaginął. Zmieniła pani nawet nazwisko.

– Do Polski? – wtrąciła Marisa.

– Słucham? – zapytał.

– Powiedział pan, że przyjechała z dzieckiem do Polski. To gdzie byłam wcześniej?

Mężczyzna wyglądał na zszokowanego jej niewiedzą.

– W Hiszpanii. Twoi rodzice tam mieszkali i tam się urodziłaś.

Dziewczyna poczuła, jak wzbiera w niej gniew. W jednej chwili rzuciła się na ciotkę z pięściami.

– Jak mogłaś?! – Doskoczyła do niej, ale mężczyzna zdążył ją chwycić w pasie.

– Uspokój się, Mariso. Nie warto.

– Ty podła suko! – Wyrywała się. – Całe życie mnie oszukiwałaś?! Powiedz, że to nieprawda! No powiedz!

Kobieta zakryła ręką usta, nie zamierzała już nawet zaprzeczać.

– Mówiłaś, że przeze mnie ledwo wiązałaś koniec z końcem! Kiedy prosiłam cię o kasę, wyrzucałaś mi, jaki to dla ciebie wydatek! Niech pan mnie puści! – Wyswobodziła się z uścisku nieznajomego i uciekła do swojego pokoju.

Słyszała jeszcze płacz kobiety i podniesiony głos niespodziewanego gościa. Groził jej. A potem wszystko umilkło. Marisa długo łkała w poduszkę. Gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że zaraz przyjdzie do niej ciotka i wszystko wyjaśni. Powie, że mężczyzna to jakiś oszust, a jej faktycznie było ciężko. Bo co, jeśli facet mówił prawdę? Całe życie żyła w kłamstwie? Prosiła o każdy grosz, a jej ciotka i Anna kupiły sobie dom? Nad morzem? To było w ogóle możliwe?!

Sięgnęła po ukochanego pluszaka, próbowała sobie przypomnieć wszystkie sytuacje, kiedy powinna była zacząć coś podejrzewać. Jej ciotka nie pracowała i twierdziła, że utrzymuje się z alimentów na Annę. Jak dużo musiałaby dostawać tej kasy, żeby utrzymać całą trójkę i dom? Poza tym Marisa nigdy nawet nie widziała ojca Anny ani o nim nie słyszała. Kuzynka o swoim tacie nigdy nie mówiła. Dziewczyna w ogóle by się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że Anna nigdy go nie poznała. A wyjazdy ciotki? Od jakiegoś czasu często wybierała się poza miasto na weekendy. Twierdziła, że musi poddać się jakimś zdrowotnym zabiegom i stąd te wypady. Wracała zazwyczaj dopiero w niedzielę. Czy mogła wtedy załatwiać sprawy związane z nowym domem? Podkreślała nie raz, że kiedy Marisa osiągnie osiemnaście lat, ich ścieżki się rozejdą. Teraz wiedziała już dlaczego. I to bolało chyba bardziej niż fakt, że nie skorzystała z pieniędzy, które jej się należą.

Spojrzała na maskotkę i cisnęła nią o ścianę. Miała dostać ją od rodziców, ale skąd mogła wiedzieć, czy to nie było tylko kolejne z kłamstw? Jakby brak mamy i taty nie był dla niej wystarczającym cierpieniem. Ostatnie dni pochłonęły bezpowrotnie wszystkie jej marzenia – o miłości, karierze i szczęściu. Chciała sama stanąć na nogi i miała plan, a teraz nie zostało jej nic. Wszystko, w co wierzyła, okazało się nic nieznaczącym złudzeniem i głupią nadzieją.

Miała dość.

Stanęła przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu. Chciała być modelką. Można tak, nienawidząc samej siebie? Czy miała do zaoferowania coś więcej niż tylko uroczą twarz? Czuła się jak porcelanowa lalka. Jeśli ktoś rzuciłby nią o ścianę, rozpadłaby się na kawałki i okazałoby się, że w środku nie ma nic. Była pusta.

Sięgnęła do szuflady biurka i wyciągnęła z niej nożyczki. A potem chwyciła za włosy i kilkoma ruchami pozbyła się długich złocistych kosmyków. Rozbawiła ją jej fryzura i rozmazany makijaż, ale to nie było jeszcze to, czego oczekiwała. Pobiegła do łazienki i wzięła farbę do włosów ciotki. Kobieta przykrywała siwiznę głęboką czernią i czasem prosiła Marisę o pomoc podczas koloryzacji, więc dziewczyna nie miała problemu z ufarbowaniem swoich własnych, krótkich już kosmyków. Od jutra będzie nową, twardo stąpającą po ziemi Marisą. Stanie na nogi, znajdzie pracę i skończy szkołę.

Choć od momentu, gdy audi zniknęło z podjazdu, minęło już kilka godzin, nie doczekała się wizyty ciotki ani nawet wścibskiej Anny. Zasnęła skulona na łóżku, przytulona do maskotki, którą wcześniej cisnęła o ścianę. Myśl, że naprawdę otrzymała ją od rodziców, była korzystniejsza. Nie usłyszała telefonu informującego o przyjściu nowej wiadomości.

Proszę o kontakt. Chciałbym załatwić sprawę spadku, zanim wrócę do Hiszpanii.

Karol Wojciechowski

*

Wieczorem obudził ją głód. I gdyby nie uporczywe burczenie w brzuchu, pewnie spałaby dalej.

Wstała i podeszła do lustra. Dopiero teraz dotarło do niej, co zrobiła ze swoim wyglądem. Dotknęła ciemnych krótkich kosmyków, nie wierząc, że ta dziewczyna po drugiej stronie to ona. Nie było jej jednak żal długich blond włosów. Było jej żal jedynie siebie. Ze względu na swoją własną słabość.

Biorąc prysznic, próbowała uporządkować sobie w głowie ostatnie wydarzenia. Rozczarowanie w klubie i głośny powrót do domu.

Zanim zeszła na dół, wzięła dwa głębokie wdechy. Konfrontacja z ciotką była nieunikniona.

Kobieta wraz z Anną gotowała kolację w kuchni.

– O Boże... – Ciotka prawie upuściła trzymaną w rękach patelnię. – Co ty ze sobą zrobiłaś?

Anna nawet się nie zaśmiała, co zaskoczyło Marisę.

– Chyba powinnyśmy pogadać. – Dziewczyna zatopiła dłonie w szerokich kieszeniach bluzy. – Jak mogłaś mnie tak oszukać? – Spojrzała prosto ciotce w oczy.

– Nie rozumiem, o co masz do mnie pretensje? – Kobieta zainteresowana gotowaniem wydawała się nie zwracać na nią uwagi.

– Okłamywałaś mnie przez cały czas! Dlaczego?!

– Mario...

– Przestań tak do mnie mówić!

– To i tak nie ma znaczenia. Jesteś niewdzięczna, skoro masz pretensje do kogoś, kto opiekował się tobą przez tyle lat.

– Opiekował? – parsknęła. – Gdzie pieniądze, które dostałaś? Wysokie alimenty od ojca Anny, tak? Kasa moich rodziców była twoimi alimentami?! Spójrz na mnie!

– To nie były jakieś duże kwoty.

Na twarzy dziewczyny malowała się pogarda. Po raz pierwszy patrzyła na siostrę ojca jak na obcą osobę. Nigdy się nie lubiły, ale gdzieś z tyłu głowy Marisie zawsze towarzyszyła myśl, że gdyby nie ta kobieta, to być może wylądowałaby w domu dziecka. Teraz poznała, jaka jest naprawdę i aż trudno było jej uwierzyć, że jest aż tak perfidna.

– Żyłaś na mój koszt, taka jest prawda.

– Daj spokój, przecież miałaś co jeść i w co się ubrać.

– A szkoła? Moje pasje?

– Przestań. – Kobieta spojrzała na nią z litością. – Nigdy nie byłaś dobrą uczennicą i dobrze o tym wiesz.

Te słowa zabolały. Marisa nie należała do klasowych orłów, ale była to przede wszystkim wina jej zaległości, a nie niskiej inteligencji. Dużo chorowała, będąc dzieckiem. Nauczyciele proponowali indywidualny tok nauczania i pomoc w nadrabianiu materiału, ale ciotka odmawiała, twierdząc, że sama jej pomoże. Nie pomogła, przez co problemy Marisy pogłębiały się i nie dała rady dogonić rówieśników. Każda kolejna ocena niedostateczna jeszcze bardziej ją zniechęcała, aż w końcu odpuściła. Jedynym przedmiotem, z którym nie miała problemów, był język polski. Zawsze bardzo lubiła czytać, za co niejednokrotnie była wyśmiewana przez ciotkę i Annę.

– Nie musisz się na nas wyżywać przez to, że zostawił cię Kacper – wtrąciła Anna, wylizując garnek.

– Co?! Moje sprawy prywatne nie powinny cię w ogóle obchodzić! Godzinami ugniatasz kanapę tłustym dupskiem i oglądasz z matką te durne seriale! Żaden facet nawet na ciebie nigdy nie spojrzy! Jesteście siebie warte! Jeszcze pożałujecie, że... – urwała, kiedy ciotka wymierzyła jej siarczysty policzek.

Marisa ze łzami w oczach dotknęła coraz bardziej piekącej twarzy. Padły w tym domu już różne przykre słowa, ale nigdy nie dochodziło do takich sytuacji.

– Koniec tematu. Masz teraz iść do swojego pokoju – oznajmiła ciotka z opanowaniem w głosie i wróciła do gotowania.

Marisa patrzyła, jak kobieta i jej córka pochylają się nad blatem, jakby w ogóle nic się nie stało, a jej tutaj nie było. Poczuła się niewidzialna i mała. Na końcu języka miała jeszcze niejedno zdanie do powiedzenia, ale głos uwiązł jej w gardle.

W głowie zaczęła układać plan ucieczki. Ale dokąd miałaby pójść? Jedyną osobą, którą mogłaby prosić o pomoc, jest jej przyjaciółka, ale u niej ciotka szybko by ją znalazła. Poza tym nie chciała sprawiać Klaudii kłopotów.

Wyciągnęła spod łóżka torbę i zaczęła się pakować. Wiedziała, że ciotka nie popuści w kwestii spadku. Facet w garniaku wydawał się zainteresowany losem Marisy, ale przechodziła to już nie raz z pracownikami z opieki społecznej. Przychodzili, uśmiechali się, kiwali współczująco głowami, a potem powtarzali ciotce wszystko, co im powiedziała o sytuacji w domu i obrywała za każde słowo krytyki, jakie skierowała pod jej adresem. Podejrzewała, że tak będzie i tym razem. Ciotka wmówi mężczyźnie, jaka to Marisa jest okropna i ten ulotni się tak szybko, jak szybko się pojawił. Nie miała zamiaru na to czekać.

Chwyciła torbę i zeszła cicho na parter. Na szczęście nikogo tam już nie było. Nie została zaproszona na kolację. Usłyszała, jak o parapet zaczyna uderzać drobny grad. Trudno, nie miała zamiaru rezygnować z ucieczki.

Mimo niepogody autobus przyjechał punktualnie. Pojechała do centrum miasta, gdzie postanowiła schronić się przed gradem i śniegiem w jednej z kawiarni. Usiadła przodem do ściany, wstydziła się trochę nowej fryzury, kosmyki włosów obcięła nierówno, a na makijaż nie chciała już tracić czasu. Czuła się naga.

Za swoje oszczędności zamówiła gorącą czekoladę. Pomyślała, że poczuje się lepiej, jeśli trochę się odświeży. Wyciągnęła z torby szczotkę do włosów, wstała i zlustrowała otoczenie w poszukiwaniu toalety. Szybko namierzyła drzwi z kółeczkiem i idąc w ich stronę, minęła wieszak, gdzie zauważyła znajomą ciemnozieloną kurtkę. Pomyślała, że taką kurtkę jak jej były chłopak mógł mieć każdy, ale jednak rozejrzała się. Jej wzrok przykuła śmiejąca się głośno ruda dziewczyna. Spojrzała na Marisę, ale najwyraźniej jej nie poznała, bo dalej żywo dyskutowała z siedzącym naprzeciwko niej chłopakiem. Z Kacprem.

Marisa poczuła rosnącą w gardle gulę. Zrezygnowała z toalety. Wróciła na miejsce, wrzuciła szczotkę z powrotem do torby i objęła dłońmi kubek z gorącą czekoladą. Ukradkiem spoglądała na parę. Na stoliku leżała czerwona róża, którą dziewczyna co chwilę podnosiła do nosa i wąchała. Chłopak wycierał w dżinsy spocone dłonie, więc uznała, że naprawdę musieli się spotykać od niedawna.

Do tej pory żyła w przekonaniu, że nigdy nie zostanie porzucona przez żadnego mężczyznę, że była na to za ładna. Co to było za głupie myślenie! Teraz jej facet siedzi obok niej z laską, która wcześniej kompletnie nie była w jego typie.

Coraz bardziej oddalała od siebie myśli dotyczące planów ucieczki. Nie miała dokąd pójść. Poza tym była jeszcze niepełnoletnia i mogła sobie narobić jedynie kłopotów. Nad jej determinacją i odwagą powoli zaczynał dominować strach. Chciała jak najszybciej opuścić kawiarnię. Kiedy czekała na rachunek, wyciągnęła telefon. Dopiero wtedy zauważyła nieodczytaną wiadomość z nieznanego numeru. Proszę o kontakt. Chciałbym załatwić sprawę spadku, zanim wrócę do Hiszpanii. Karol Wojciechowski.

Zaczęła się zastanawiać, skąd mężczyzna miał jej numer. Nie sądziła, żeby dała mu go ciotka.

Miała nadzieję, że wystarczy jej środków na karcie, by się z nim skontaktować. Chciała wyjaśnień, więc zadzwoniła natychmiast.

– Karol Wojciechowski. – W słuchawce wybrzmiał stanowczy męski głos.

– Ja... – Nagle zabrakło jej języka w gębie. Przypomniała sobie jego wypasione auto, doskonale skrojony garnitur i drogie perfumy.

– Marisa? – zapytał już znacznie spokojniejszym tonem, który działał na nią jak plaster miodu.

– To ja. Wysłał pan do mnie wiadomość. Mam nadzieję, że jeszcze nie wrócił pan do Hiszpanii?

– Nie, jestem w Polsce. Wszystko w porządku?

– Tak, to znaczy... Chyba powinniśmy...

– Chcesz się spotkać? – zapytał, jakby wyczuł w jej głosie wahanie.

– Chyba tak.

– Kiedy?

– Teraz.

Continue Reading

You'll Also Like

32K 438 22
Małżeństwo? - Nie tak piękne
40.2K 1.4K 47
Druga część "Przyjaciel Mojego Starszego Brata" Mam nadzieję, że spodoba się tak jak pierwsza część Rozdziały nie będą miały narazie określonego dni...
100K 3.1K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
4.8K 210 37
💥💥ZAKOŃCZONE💥💥 Caroline chce być w końcu szczęśliwa. Chcę zapomnieć na chwilę o problemach, lecz z taką przeszłością trudno jej zapomnieć. Czy w...