Straciłam Cię

By miihita

4K 316 236

~ A gdy pojawisz się znowu w moim życiu, błagam nie pozwól mi zatracić samej siebie. ~ DRUGA CZĘŚĆ TRYLOGII... More

Prolog
1. Nie pozwalam Ci.
2. Tylko ona.
4. Jest śliczny.
5. On ciągle płacze.
6. Muszę Cię rozczarować.
7. Chciałem tego.
8. Pobieramy się.
9. Teraz albo nigdy.
10. Otwórz oczy.
11. Kłamiesz.
12. Tu się nie pije.
13. To tylko jeden weekend.
14. Zostanę tu.
15. Puść mnie.
16. Nie ufam mu.
17. Ze mną możesz być szczęśliwa.
18. Bo było za późno.
19. Nigdy nie zapomniałam.
20. Unikasz mnie.
21. Zabierz mnie do domu.
22. Powodzenia.
23. Umów się ze mną.
24. Baw się dobrze.
25. Masz mnie.
26. Pokochaj mnie jeszcze raz.
27. Nie zbliżaj się do mnie.

3. Ból był nieustający.

135 11 6
By miihita

Nigdy nie sądziłam, że ciąża tak wykańcza człowieka. Byłam wrakiem psychicznym i fizycznym. W dalszym ciągu nie przyzwyczaiłam się do myśli, że zostanę matką a prawda była taka, że miało dojść do tego w ciągu najbliższych tygodni. Bałam się. To normalne. Chociaż nie bałam się samego porodu bałam się życia z dzieckiem, którego nigdy nie chciałam.

I kiedyś może będę karcić samą siebie za to co chciałam zrobić. Nie zliczę ile razy przez moje myśli przeszła adopcja. Szczerze mówiąc myślałam o tym na okrągło. Chciałam da niego lepszego życia bo co mogła mu zaoferować tak zniszczona osoba jak ja.

-Spóźnimy się. - usłyszałam warknięcie przyjaciela podczas gdy mozolnie mieszkałam łyżką w misce z płatkami. - Mogłabyś chociaż trochę zjeść. Wyglądasz kiepsko. - spojrzał na jedzenie, którego prawie nie tknęłam.

-Nie mam apetytu. - podsumowałam

-Nie masz apetytu? - przedrzeźniał mnie podpierając się pod boki - Jeżeli się mylę to mnie popraw okej? - spojrzałam na niego spod przymrużonych rzęs. - Jesteś matką i tego nie zmienisz. Swoim gówniarskim zachowaniem niszczysz nie tylko siebie ale też dziecko. Kiedy to do Ciebie dojdzie? Kiedy zrozumiesz, że nie możesz już być zarozumiałą gówniarą. - jego ton głosu podniósł się a w moich oczach stanęły łzy. - Nie odpowiadasz już tylko za siebie ale za kogoś innego. I w tym momencie to ktoś inny płaci za Twoje dziecinne błędy. - spojrzał w końcu na moją twarz a moje nogi zerwały się z miejsca.

-Jesteś dupkiem. - wysyczałam w jego stronę, kiedy wymijałam go w drzwiach.

-Noelle. - odwrócił się w moją stronę. - Przepraszam. Poniosło mnie. Po prostu chce żeby to dziecko urodziło się zdrowe, żebyś Ty była zdrowa. - kontynuował - Gdzie idziesz? Mieliśmy jechać do Sylvii.

-Poradzę sobie sama. - krzyknęłam otwierając drzwi - Nie musisz płacić za moje błędy. - zatrzasnęłam je za sobą a świeże powietrze obiło się o moją twarz.

Szlam przed siebie a po moich polikach płynęły łzy. Nikt nie był w stanie zrozumieć co czuje. Nikt z nich nie nosił w brzuchu kogoś kogo nigdy nie chciał mieć. To bolało. Kiedy czułam jego ruchy, kiedy patrzyłam w lustro i widziałam mój coraz to większy brzuch.

Nie było słów, którymi mogłabym opisać swoją niechęć do życia. Dlatego miałam ją. Sylvia. Chodziłam do niej na terapie od kiedy to wszystko się zaczęło i tylko ona mnie rozumiała. Chociaż to pewnie, dlatego, że jest specjalistą a ja jej za to płace. Musiała rozumieć czy chciała czy nie. Moje nogi wędrowały w jej stronę szybciej niż kiedykolwiek. Pomimo, że miałam już naprawdę spory brzuch chociaż i tak mały jak na ostatni okres ciąży moja kondycja była w normie.

-Zapraszam kochanie. - uśmiechnęła się do mnie ciepło kiedy przekroczyłam próg jej drzwi. - Jak się dzisiaj czujesz? Usiądź. - wskazała ręka na fotel, który tak dobrze już znałam.

Zastanawiałam się ile ludzi, którzy byli zgubieni tak jak ja na nim siedziało.

-Tak jak zawsze. - wzruszyłam ramionami. - Nic nowego się nie wydarzyło. No może oprócz tego, że pokłóciłam się z Aaronem.

-O co poszło? - zmrużyła oczy przyglądając mi się dokładnie bo wiedziała, że wiele razy ją okłamałam a wyszło to dopiero po fakcie.

- O nic szczególnego. Nie chciało mi się jeść bo się zamyśliłam a on powiedział, że jestem bezduszna i takie tam.

Siedziałam u niej godzinę rozmawiając o moich uczuciach. Była jedyną osobą z którą to robiłam. I nie wiem czy był to fakt, że początkowo była mi całkiem obca i było mi tak po prostu wygodniej czy fakt, że wiedziałam, że obowiązuje ją tajemnica lekarska.

Moje samopoczucie ani trochę się nie poprawiło. Szłam tą samą drogą co poprzednio rozmyślając o tym jak wyglądałoby moje zycie gdybym nie zgodziła się na wyjazd. Żałowałam, że nie pozwoliłam mamie zamknąć się w psychiatryku. Dawno bym z niego wyszła i może byłoby lepiej. Głośno odetchnęłam kiedy mój telefon w torebce zaczął wydawać z siebie głośne dźwięki.

Minęła chwila zanim odszukałam go wśród pozostałych rzeczy. Nienawidziłam nieznanych numerów. Wiedziałam, że nie zwiastują nic dobrego. Niechętnie przesunęłam palcem po ekranie i przestawiłam telefon do ucha.

-Tak? - zaczęłam kiedy w słuchawce odpowiedziała mi chwilowa cisza.

-Dzień dobry. - usłyszałam męski trochę zimny głos - Rozmawiam z Panią Noelle Brown? - ten sam scenariusz a mój żołądek zacisnął się automatycznie.

-Tak. W czym mogę pomóc? - przysiadłam na jednej z ławek w parku i czekałam na rozwój wydarzeń.

-Bardzo mi miło, Evan Harris. Jestem notariuszem Rose White. - zmarszczyłam brwi.

-W czym mogę pomóc? - nalegałam na niego

-Bardzo mi przykro z powodu straty babci. - westchnął głośno - We mnie tez to uderzyło. Jednak chciałbym Panią zaprosić na odczytanie testamentu, który zostawiła. Przepraszam, że dopiero teraz ale przez jakiś czas byłem poza zasięgiem. Czy jutro Pani odpowiada?

-Czego? - krzyknęłam do telefonu jak psychopatka

-Pani Rose zostawiła testament w którym przepisała Pani część majątku. - tłumaczył spokojnym głosem - Jako osobę zainteresowaną chciałbym Panią zaprosić na odczyt jutro o godzinie dziesiątej. Czy to Pani odpowiada?

-Testamentu? - powiedziałam sama do siebie. - Tak jasne. - otrząsnęłam się po chwili - Będę punktualnie. - rozłączyłam się bez pożegnania i po chwili zrozumiałam, że nawet nie wiem pod jaki adres mam się udać. Nawet nie wiem czy to prawda.

Otworzyłam przeglądarkę wpisując imię i nazwisko, które udało mi się zapamiętać. Wyskoczyła mi masa stron ogłaszających jego działalność oraz siedziba wraz z adresem. Cóż, nic w moim życiu już nie jest normalne. Nawet to, że babcia ukryła przede mną jakiś majątek. Wstałam z niewygodnego drewna i strzepałam z nóg niewidzialny kurz. Powolnym krokiem udałam się w stronę domu. Musiałam o tym powiedzieć jak najszybciej Aaronowi.

***

-Jesteś pewna, że dasz radę sama tam dotrzeć? - powiedział do mnie przyjaciel kiedy zakładałam buty. - Przepraszam, że nie mogę iść z Tobą. Naprawdę muszę coś załatwić.

-Daj spokój. - machnęłam ręką - To tylko trzy ulice stąd. Spacer dobrze mi zrobi. Już i tak ledwo się ruszam. - zaśmiałam się cicho po czym zamknęłam za sobą drzwi.

Od rana czułam dziwne delikatne skurcze. Zdecydowanie przeżyłam za dużo stresu w ostatnim czasie. Nie wiedziałam czy to do końca normalne i zdrowe dlatego po wizycie u notariusza chciałam się udać do lekarza na kontrol. I może przez jedną noc zrobiłam się zbyt przewrażliwiona ale nie chciałam mieć wyrzutów do końca życia gdyby mu się coś stało.

-Noelle Brown? - przede mną stanął wysoki mężczyzna. Na oko miał może z trzydzieści lat. Jego jasno brązowe włosy lśniły a miodowe oczy wpatrywały się w moje szukając potwierdzenia. Ja natomiast wpatrywałam się w jego twarz, którą okrywał kilkudniowy zarost.

-Tak. - przełknęłam głośno kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń.

-Evan Harris. - uścisnął delikatnie moją kiedy odwzajemniłam ten gest. - Zapraszam. - szlam bezpośrednio za nim a on prowadził mnie w stronę dużych szklanych drzwi. Pchnął je delikatnie a moim oczom ukazała się dosyć duża sala pośrodku której stał stół w kształcie elipsy. Ciemne drewno komponowało się z szarymi ścianami i dużymi oknami.

-Usiądź. - uśmiechnął się do mnie - Przepraszam. Niech Pani usiądzie. W takim stanie nie warto się przemęczać. - zarumienił się delikatnie i mało dyskretnie popatrzył na mój brzuch a mnie zalał smutek.

-Więc? - zaczęłam kiedy między nami zapanowała dziwna cisza.

-Tak. - poprawił się na swoim krześle. Mało profesjonalne zachowanie. - Twoja babcia zostawiła testament na wypadek gdyby coś jej się stało. - odchrząknął.

-To już wiem. - uśmiechnęłam się krzywo - Dlaczego jestem tutaj tylko ja? - rozejrzałam się po pustej sali

-Bo tylko Tobie przepisała wszystko co miała. - moje oczy otworzyły się szeroko.

-A co miała? - zaśmiałam się nerwowo - Bo szczerze to nie przypominam sobie, żebym miała babcie milionerkę.

-Przejdźmy do rzeczy. - wziął ze swojego stołu teczkę a jego duża dłoń otworzyła wierzch poprawiając kartki w środku. - Przepraszam, papierologia. - mruknął wypełniając coś w dokumentach a po chwili zaczął odczytywać wszystko po kolei.

-Babcia zostawiła mi pół miliona? - krzyknęłam automatycznie odsuwając krzesło na którym siedziałam. Moje nogi powędrowały do okna gdzie rozpościerał się spokojny widok miasta. - Skąd ona miała tyle pieniędzy?

-To już pytanie nie do mnie. - odparł mężczyzna a ja odwróciłam się w jego stronę. - Nie zapomnijmy jeszcze o nieruchomości. Dom w Seattle jest pełnoprawnie Pani. - uśmiechnął się w moją stronę.

-Chyba zaraz urodzę. - zaśmiałam się ale kiedy poczułam jak coś ze mnie odeszło zrozumiałam, że żart zamienił się w horror mojego życia. To się działo.

-Hej, wszystko w porządku? - mężczyzna poderwał się z miejsca a po sekundzie trzymał mnie za dłoń. Spojrzałam na niego a on w sekundę ją puścił.

-Przepraszam. - zaczęłam się kłopotać - Nie chciałam. - spojrzałam na plamę na granatowym dywanie. - Ale chyba rodzę. - skwitowałam to krzywo siadając z powrotem na krzesło z którego wstałam.

-Wezwijmy pogotowie. - nerwowo przeczesał swoje dość długie włosy. - Albo wiesz co. Ja Cię zawiozę. Będzie szybciej. - podstawił mi swoją szyje abym mogą się jej złapać. - Tym się nie przejmuj. Powinnaś mieć u mnie wszystkie sprawy za darmo. - uśmiechnął się kiedy z jego pomocą próbowałam się podnieść.

Skierował mnie do swojego auta jedną ręka otwierając tylne drzwi. Ułożył mnie wygodnie na kanapie a sam pospiesznym krokiem okrążył samochód by po chwili z impetem wyjechać w stronę szpitala.

-Jebane korki. - mruknął - Przepraszam. - odwrócił się przez ramie i spojrzał na mnie podczas gdy ja modliłam się aby ten koszmar się skończył. - Po prostu się stresuje.

Do samego szpitala z jego ust tysiąc razy padło pytanie jak się czuje a u mnie nic się nie zmieniało. No może oprócz tego, że skurcze zaczęły się nasilać.

-Jesteśmy. - poczułam mocne hamowanie a gdy wyciągnął mnie powoli z auta zauważyłam, że stanął na miejscu dla karetek.

-Nie powinieneś tu stać. - skarciłam go

-Nie przejmuj się tym teraz. - powolnym krokiem kierował się w stronę wejścia ze mną uwieszoną na szyji. - Ona rodzi. - rzucił do pierwszej lepszej pielęgniarki, która stanęła mu na drodze a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

-Wózek! - krzyknęła jedna do drugiej a już po chwili ktoś wiózł mnie w nieznanym kierunku. Mężczyzna dalej szedł ze mną w ramie w ramie trzymając mnie za dłoń.

-Jako ojciec może być Pan przy porodzie. - zwróciła się do niego pielęgniarka a ja zachłysnęłam się powietrzem.

-Ja... Nie... - zaczął się jąkać. - Nie jestem ojcem.

-W takim razie może Pan powiadomić kogoś. - spojrzała na nas dziwnym wzrokiem. - Ona już raczej nie zdąży.

- Jeżeli dasz mi numer do ojca dziecka zadzwonię i mu powiem. Na pewno chciałby...

-Ono nie ma ojca. - powiedziałam cicho a on zatrzymał się w miejscu. Pielęgniarka nie zwalniała tempa wiec po chwili straciłam go z linii wzroku. Zostałam skazana sama na siebie chociaż jego obecność w jakiś sposób mnie uspokajała.

-Będziemy rodzic. - wjechałam do jakiejś sali wypełnionej ludźmi w kitlach. - Przygotujcie ją.

Czułam się jak lalka przechodzącą z rąk do rąk. Każdy coś do mnie mówił a ja nie słuchałam. Nie potrafiłam się na niczym skupić. W moich myślach na nowo zagościł Alex. Widziałam go cały czas. Dopiero silny ból w podbrzuszu wyrwał mnie z wyimaginowanego świata. Byłam zrezygnowana, nie miałam siły tego przechodzić. Ból był nieustający.

Starałam się zastąpić myśli czymś pozytywnym ale na marne. Ktoś nad głową ciagle wydawał mi jakieś polecenia a ja starałam się je wykonywać. Nie miałam siły. Byłam słaba ale mimo wszystko chciałam już to zakończyć wiec próbowałam najmocniej jak potrafiłam. I męczyłam się tak a każda minuta zamieniała się w godzinę.

-Mamy go! Zdrowy chłopiec! - usłyszałam głośny płacz dziecka a mój oddech powoli się uspokajał. Mimowolnie na moje usta wpłynął niekontrolowany uśmiech. Zrobiłam to. Byłby ze mnie dumny. Mamy zdrowego syna.

Moje oczy robiły się coraz cięższe a oddech wolniejszy. Coś dookoła mnie zaczęło pikać. Chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam. Świat dookoła zaczął wariować a tylko w tle słyszałam niewyraźne odgłosy.

-Straciła za dużo krwi. - wokół mnie panował istny chaos.

Maszyny pikał jeszcze głośniej a ja czułam jak moje serce powoli przestaje bić. Z każdą sekundą coraz wolniej. Jednak dalej się uśmiechałam.

Zrobiłam to. Mam syna.

Powtarzałam to w głowie jak mantrę a świat dookoła przestawał dla mnie istnieć.

-Tracimy ją. Tracimy ją. - usłyszałam stłumiony głos a to było jedyne co mogłam z niego wyłapać. Moje oczy zamknęły się na dobre a umysłem zawładnęła ciemność.

I widziałam tylko oczy. Oczy, których tak bardzo nienawidziłam a zarazem tak bardzo kochałam. I miałam wrażenie, że ciagle tu był. Chociaż tylko w mojej wyobraźni. Później nie widziałam nic. Tylko ciemność.

TikTok: @miihita
Twitter: @miihitaa

Continue Reading

You'll Also Like

9.3K 344 33
Nowa uczennica Faustyna przychodzi do nowej szkoły gdzie poznaje pewną grupę przyjaciół i chłopaka o imieniu bartek. Mogą być czasami ❗️18+❗️ zaczyna...
66.7K 3.3K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
145K 2.7K 195
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.
47.4K 2.7K 61
Emma Watson życie wiele razy dało jej w kość, ma dopiero 21 lat i bagaż ciężkich doświadczeń za sobą. Nie lubi uczuć, ckliwości ani szczerości, nie u...