Pierwsza gwiazda 2

By Magic_Sz

3.8K 314 99

Druga część "Pierwszej gwiazdy", czyli ciąg dalszy historii o wilkokrwistych. Leona wraz z Jessicą zostały po... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37

Rozdział 3

208 10 16
By Magic_Sz

Blondyn otworzył jej drzwi i wpuścił do środka.

- Poczekaj tu, zaraz ktoś do ciebie przyjdzie - i wyszedł zamykając drzwi.

Leona stała przez chwilę na środku szerokiego korytarza i jedyne co potrafiła zrobić to tak stać. Nie wiedziała czy powinna się stąd ruszać, więc zdecydowała się po prostu poczekać jak jej kazano.

W normalnej sytuacji pewnie już dawno by uciekła przybierając jedną ze swoich innych postaci i pozostając możliwie niezauważoną jak najdłużej. Jednak teraz? Kiedy nawet nie wiedziała co zrobiła?

Spuściła głowę cicho wzdychając.

- Co ja tu robię? - usiadła pod ścianą, w przejściu i podwinęła nogi pod siebie dalej czekając.

Nie minęła minuta, a ktoś zapukał do drzwi, po czym je otworzył. Dziewczyna natychmiast poderwała się do pionu, choć trochę za szybko, gdyż ledwo utrzymała równowagę, i cofnęła się na bezpieczną odległość od wejścia. Nim przybysz wszedł wyczuła od niego wilka, betę. Woń była dość słodka i zdecydowanie znajoma. Po chwili w drzwiach stanął ten sam wilkołak, który wcześniej przyszedł wraz z blondynem do Alfy.

- Cześć - kiwnął do niej głową zamykając za sobą drzwi na klucz.

Leona szybko się mu przyjrzała, aby wiedzieć z kim ma do czynienia. Całkiem wysoki szatyn o brązowych oczach, chyba koło trzydziestki. Mężczyzna oparł się o ścianę i w ciszy patrzył na nią.

- Cześć... - powiedziała po chwili dość niepewnie i zrobiła krok do tyłu.

Nie wiedziała dlaczego, ale czuła nieodpartą potrzebę ucieczki. Czuła strach przed jego osobą, dziwną obawę, której przyczyny nie umiała ustalić. Choć przypuszczała, że to może być jej ogólny strach przed betami. Podobny strach miała w stosunku do Alf. Choć to nie był strach wywołany samą rangą, a raczej tym, że gdyby musiała się przed kimś takim bronić mogłaby zdradzić samą siebie lub zostać uznaną za Alfę ze względu na jej siłę.

Ponownie skierowała swój wzrok na wilkołaka, który smutno się uśmiechnął i stanął już wyprostowany.

- Ile pamiętasz?

Leona zdziwiła się. Nie takiego pytania się w tej dziwnej sytuacji spodziewała, ale wolała odpowiedzieć.

- Ostatnie wspomnienie... - zastanawiała się przez chwilę. - Zwykły dzień w szkole... Ale... Który dzisiaj jest?

- Siódmy listopada - powiedział wilkołak.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Który!? - wykrzyczała sobie w głowie pytanie. Nie wierzyła w to co usłyszała.

- Nie pamiętam ostatnich dwóch miesięcy... - powiedziała szeptem bardziej do siebie niż do niego.

Mężczyzna posłał jej współczujące spojrzenie i zaczął podchodzić. Odniósł wrażenie, że dziewczyna potrzebuje jakiejś formy wsparcia czy pocieszenia, a jedyne co mu przyszło do głowy to klasyczny gest - położenie ręki na jej ramieniu czy przytulenie. Jednak nie takiej reakcji się spodziewał.

Kiedy tylko się ruszył Leona się cofnęła, jednak zaraz uderzyła plecami w szafkę. Wilk dalej do niej podchodził, więc wystawiła kły. Początkowo nawet chciała się przemienić, nie po to by go zaatakować, ale by poczuć się trochę bezpieczniej. Trochę go nastraszyć. Zawsze jako wilk czuła się lepiej. Jednak teraz coś blokowało jej przemianę. Poczuła ucisk na nadgarstkach kiedy tylko spróbowała się zmienić, więc zerknęła na swoje dłonie. Dopiero widząc te dziwne, metalowe bransolety przypomniała sobie o nich i domyśliła się, że to one zatrzymują jej transformację.

- Spokojnie - powiedział zatrzymując się kilka kroków przed nią. - Nie chcę ci nic zrobić.

- Kim jesteś? - zapytała natychmiast.

Chciała chociaż znać imię swojego, może, oprawcy.

Mężczyzna nagle spuścił wzrok. Wyglądał na zupełnie zakłopotanego tym pytaniem, jakby nie wiedział co odpowiedzieć. Spowodowało to tylko nasilenie się obaw u Leony. Nie chciała wiedzieć przecież dużo. Imię zupełnie by jej wystarczyło, ale mężczyzna wydawał się być wystraszony tym pytaniem, jednak w końcu się odezwał.

- Jestem Quentin - powiedział trochę niespokojnie, jednak dobrze ukrył swoje obawy i Leona nic nie zauważyła w jego wypowiedzi.

Białowłosa chwilę zastanawiała się czy go zna, ale nie potrafiła sobie niczego przypomnieć. Zdecydowanie nie kojarzyła tego imienia i słyszała je chyba po raz pierwszy.

- Czy... Czy ja powinnam cię znać? - zapytała ledwo słyszalnie i niepewnie patrzyła na niego czekając na reakcję.

Mężczyzna podrapał się po głowie i cicho westchnął patrząc wszędzie tylko nie na nią. To zachowanie było dziwne, a dziewczyna, choć sama jeszcze tego nie zauważyła, trochę zaczęła się trząść. Ale nie ze strachu tylko z ogólnego osłabienia. Nieświadomie oparła się rękami o szafkę za sobą.

- Tak... - odezwał się nagle, a Leona natychmiast na niego spojrzała. - Powinnaś mnie znać, bo... - nie zdążył dokończyć.

Leona poczuła nagły ból w głowie. Nogi nie potrafiły jej już utrzymać, a ciało zaczęło jej się wydawać bardzo ciężkie. Miała wrażenie jakby opuściły ją jakiekolwiek siły pozwalające jej pozostać w pełni świadomą. Straciła równowagę i gdyby nie natychmiastowa reakcja Quentina to upadłaby. Jednak zamiast zimnej podłogi poczuła silne ramiona i została podniesiona. Była słaba i wiedziała wtedy jedno - nie ma jak się teraz bronić, nawet jeśli nie chce z nim mieć nic do czynienia. Nie kojarzyła go i wolała na razie trzymać się od niego z daleka. Jednak sytuacja jej na to nie pozwoliła. Ciężko oddychała, a ból głowy tylko się nasilał, ale wciąż starała się pozostać przytomną.

Poczuła jak Quentin gdzieś ją niesie, a wnioskując po większym bujaniu to wchodził po schodach. Ostatkiem sił rozejrzała się, ale zobaczyła jedynie szary korytarz, po czym zamknęła oczy. Nim zupełnie straciła świadomość poczuła jak szatyn kładzie ją na czymś miękkim. Potem zupełnie pochłonęła ją ciemność.

***

- Cholera - mruknął pod nosem przykrywając kocem dziewczynę, po czym szybko wyszedł.

Udał się wprost do ostatniego domu po drugiej stronie polany. Właściwie to nie był dom, choć tak wyglądał z zewnątrz, ale mały szpital.

Quentin wszedł do środka od razu szukając Nancy.

Nancy była jedną z niewielu osób, z którymi nawiązał bliższą relację, nie polegającą jedynie na wykonywaniu rozkazów. Zaprzyjaźnił się i nawet czasem się spotykali by po prostu porozmawiać.

Na szczęście nie musiał się dużo nachodzić, bo kobieta dosłownie wpadła na niego wychodząc z jednego z pokoi.

- O, ty tutaj? - zapytała rudowłosa patrząc zdziwiona na niego zielonymi oczami.

Była porównywalnego wzrostu co on, ale trochę niższa. Była też młodsza od niego.

- No, wiesz... Leona zemdlała.

- Okej. A kto to?

- Moja mate - powiedział i aż sam się zdziwił jak łatwo przeszło mu to kłamstwo przez usta, choć w sumie było to jedynie pół kłamstwo.

- Od kiedy ty masz mate? - drążyła temat kobieta idąc w jedynie sobie znanym kierunku.

- To jest ta sama, o której ci już wspominałem - powiedział w międzyczasie raz za razem zerkając na to co bierze Nancy. - Właściwie to już ją poznałaś, bo to ta sama dziewczyna, która leżała nieprzytomna przez tydzień.

Na te słowa ruda gwałtownie się odwróciła.

- Gdzie ona jest? U ciebie? - zapytała zdziwiona, ale wydawała się też być zaniepokojona.

- Tak. Alfa kazał mi się nią zająć.

- Dureń - szepnęła do siebie kobieta i przyspieszyła kroku kierując się już do wyjścia. - Ona powinna być tutaj jak już. Pod obserwacją kogoś kto się na tym zna - jojczała pod nosem. - I na przyszłość - zerknęła za siebie, na niego. - Nie musisz przychodzić. Wystarczy, że zadzwonisz. W końcu od czegoś masz ten telefon.

Quentin przewrócił oczami na jej słowa i poszedł za kobietą. O dziwo ledwo za nią nadążał. Jednak najbardziej zdziwiony był jej zachowaniem i tym jak, podejrzewał, nazwała Alfę. Nie był pewien dlaczego tak zareagowała, ale może to zemdlenie było czymś poważnym? Kiepsko się znał na takich rzeczach, więc po prostu starał się nie tworzyć czarnych scenariuszy i poczekać, aż Nancy wszystko mu wyjaśni.

- Gdzie jest? - zapytała wchodząc do domu, a za nią wszedł Quentin.

- Na górze - odpowiedział.

Kobieta natychmiast poszła na piętro, a on zaraz za nią. Jednak wciąż się zastanawiał dlaczego, aż tak Nancy się tym przejęła. Zemdleć w aktualnym stanie Leony to chyba nie było nic dziwnego, ale sam zaczął mieć co do tego wątpliwości. Może nie dziwne, ale poważne? - pomyślał idąc na górę. Skierował się od razu do odpowiedniego pokoju.

- I co z nią? - zapytał nie co zmartwionym głosem stając za Nancy.

Rudowłosa klęczała przy łóżku. Była w trakcie zmienia opatrunku Leonie, więc odpowiedziała dopiero po skończeniu. Tak, Quentin już to znał i wiedział, że dopóki ona wykonuje jakąś pracę to się nie odezwie. Chyba, że to konieczne.

- Nie jest raczej źle. Przynajmniej nie z raną - powiedziała odwracając się od niego. - Myślę, że jest ogólnie osłabiona przez wszystko. Jadła coś dzisiaj? - Quentin pokręcił przecząco głową. - To może być jeden z powodów. Ona musi teraz dużo jeść i się nie przemęczać. Ta dziewczyna, no w sensie ona, spędziła tydzień zupełnie nieprzytomna... Musisz teraz na nią uważać. I zmieniaj też jej opatrunek co dwa dni. Rana ładnie się goi, ale dobrze by było, aby wciąż miała ją zabandażowaną, bo to miejsce będzie przez jakiś czas bardzo wrażliwe - powiedziała.

Quentin jedynie kiwnął głową na znak, że rozumie i sam przysiadł na ziemi obok łóżka. Patrzył zmartwiony na Leonę.

- Ona nic nie pamięta z ostatnich dwóch miesięcy - westchnął łapiąc białowłosą delikatnie za dłoń.

- Amnezja po takim wypadku i z takim urazem głowy to właściwie nic wielkiego. Trochę głębsza rana i możliwe, że już by nie żyła - stwierdziła bezemocjonalnie i zerknęła po raz kolejny na Quentina. - To twoja mate, tak?

- Nie do końca...

- Jesteś dziwny, ale widzę jak na nią patrzysz, więc dbaj o nią - poklepała go po ramieniu i skierowała się do wyjścia. - Wpadnę jutro sprawdzić jej stan, a na biurku masz tabletki przeciwbólowe. Jak się obudzi to daj jej dwie, bo zapewne głowa będzie ją boleć - powiedziała.

- Dziękuję, Nancy - szepnął wciąż spoglądając na nieprzytomną dziewczynę.

- Podziękujesz później, jednak... - zawahała się nie co podchodząc z powrotem do Leony i patrząc na jej nadgarstki zakute w metal. - Te kajdanki nie pozwalają jej się przemienić i osłabiają cały jej organizm. Szybciej wróci do zdrowia jeśli je zdejmie.

- Alfa się nie zgodzi...

- Też tak myślę, ale zapytaj jeśli będziesz miał okazję. Możliwe też, że wtedy szybciej wróci jej pamięć - powiedziała wychodząc, ale zatrzymała się jeszcze na moment w progu kiedy mężczyzna zadał pytanie.

- Przypomni sobie? Wszystko? - zerknął na pielęgniarkę.

- Rzadko kiedy pamięć nie wraca. Nie mówię, że będzie pamiętać wszystko, ale połowę raczej tak.

Quentin tylko kiwnął głową, po czym odwróć się znów do nieprzytomnej dziewczyny. Wiedział, że to co teraz robi i co zamierza zrobić będzie jedynie okłamywaniem samego siebie, bo najprawdopodobniejszą tezą było to, że ona w końcu sobie wszystko przypomni. A jeśli sobie przypomni to ucieknie. Choć równie dobrze może wcześniej zostać uratowana przez swoje stado, a to będzie wtedy gwarancja kary śmierci dla niego. W końcu zdradził watahę i starał się odebrać mate synowi Alfy, i to dwukrotnie. Jednak jego myśli szybko zastąpił inny dylemat. Kajdany. Wiedział, że nie może o tym powiedzieć Alfie. Kajdany blokowały zdolności zmiennych i o tym wiedział, ale że powodowały też osłabienie całego organizmu było czymś nowym. Zaczął się martwić. To czy Leona wróci w ogóle do zdrowia mogło zależeć od tych głupich kajdan.

***

Wracam :)
Co prawda nie wiem jak często będzie się rozdział pojawiał, ale postaram się je publikować w miarę regularnie. Akurat znalazłam chwilę wolnego czasu i może uda mi się napisać więcej niż jeden.

Continue Reading

You'll Also Like

3M 173K 41
Adelajda jest buntowniczką, która uważa, że mate nie jest jej potrzebny. Jest jedynym kotołakiem, który nie ma swojego wilkołaka. Uczęszcza do obowią...
109K 6.3K 43
Ponoć w życiu czasem wystarczy odrobina szczęścia, by wszytko dobrze się skończyło. Co jednak kiedy całe życie jedyne co masz to odrobinę pecha? Wted...
173K 9.6K 28
Miłość jest jak bańka mydlana, w każdej chwili może pęknąć. Sonia żyła właśnie w takiej bańce. Ale kiedy pęknie czy Sonia na nowo będzie umiała zaufa...
200K 12.9K 65
Jak się zachowasz, gdy pewnego dnia spotkasz swojego anioła stróża, pokochasz go czy znienawidzisz? Anioły naprawdę istnieją, ale czy są takie jak n...