Odebraliśmy nasz prowiant i usiedliśmy razem przy stoliku. Wszyscy zaczęli jeść już posiłek, a ja nadal wpatrywałam się w Minho siedzącego naprzeciwko mnie.
- Co jest? Jestem brudny na twarzy czy coś, że się tak na mnie gapisz głuptasie? – zapytał Minho spoglądając na mnie kątem oka
- Po prostu nie mogę uwierzyć w to że jesteś tu z nami... ze mną – wyznałam a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza
- Aż tak bardzo chciałaś się mnie pozbyć? – rzucił sarkastycznie Minho a towarzystwo po jego słowach od razu się roześmiało
Jednakże mi w tej sytuacji nie było do śmiechu więc przybrałam obrażoną minę, wzięłam talerz z moim jedzeniem w ręce, odwróciłam się na pięcie i wyszłam ze stołówki.
Udałam się w stronę dobrze znanego mi dębu. Przysiadłam na miękkiej trawie i zaczęłam konsumować mój posiłek. Zaraz potem ujrzałam podążającego w moją stronę Jeffa. Chwilę po tym po strefie rozległ się przeraźliwy krzyk dobiegający z lecznicy.
- Czy to...? – zapytałam lekko zdezorientowana
- Alby. Dziabnęło go – stwierdził chłopak patrząc się na mnie z góry
- Muszę do niego iść – rzekłam i gwałtownie podniosłam się z trawy
- Nie wiem czy to dobry pomy... - chciał powiedzieć Plaster ale mu przerwałam w połowie zdania
- Proszę Jeff... To mój przyjaciel. Pięć minut i wyjdę, obiecuję – oznajmiłam krzyżując palce za plecami
- Niech ci będzie – stwierdził przewracając przy tym oczami
Po kilku minutach marszu znajdowaliśmy się już u drzwi lecznicy.
Nadal stamtąd wydobywały się okropne wrzaski i modły o litość.
Zapukałam delikatnie do drzwi nie oczekując odpowiedzi. Przez ułamek sekundy się zawahałam, ale w końcu weszłam.
Na łóżku leżał przywiązany skórzanymi pasami przyjaciel. Gdy tylko mnie ujrzał uspokoił się, ale w jego oczach widziałam niepokój.
Usiadłam na brzegu łóżka na którym siedział chłopak i złapałam go za jego dużą, męską, szorstką dłoń.
- Jak się czujesz? – zapytałam najbardziej troskliwym głosem jaki mogłam przybrać
Naprawdę zależało mi na chłopaku, był bardzo mi bliski traktowałam go jak rodzonego starszego brata.
- Bywało lepiej – uznał unikając kontaktu wzrokowego ze mną
- Pamiętasz twój pierwszy dzień tutaj? – zapytał przyjaciel
- Oczywiście, jakbym mogła zapomnieć – odpowiedziałam lekko niepewnym tonem
- Więc pamiętasz i użądlonego Bena. Cały czas pamiętam co mówił na twój temat, ale nawet wtedy myślałem że to tylko przemiana i gada brednie.
- Czasami widzę jak siedzisz na drzewie i domyślam się, że cały czas obwiniasz się o to, iż przez ciebie tu jesteśmy. – ciągnął chłopak
- Widzisz, podczas przemiany widzi się wspomnienia, przynajmniej jakieś urywki z nich. Niektórzy widzą mniej szczegółów, niektórzy więcej. Ben należał do tych co widzieli mniej, ja za to widziałem więcej. Fakt wsadziłaś nas do labiryntu tak jak mówił Ben, ale byłaś sprzymierzona z ruchem oporu przeciwko dreszczowi i zrobiłaś to aby nas nie zabili. Gdy to odkryli, wymazali ci pamięć i samą ciebie wrzucili do nas do labiryntu – taki jakby rewanż. – wyznawał Alby
- Dzięki tobie żyjemy Trix. I jestem ci za to wdzięczny – przyznał czarnoskóry
Słuchałam bardzo uważnie jego wypowiedzi, byłam bliska płaczu ze szczęścia ale się powstrzymałam – wolałam nie okazywać słabości.
Wzięłam głęboki wdech i próbowałam ułożyć jakieś zdanie ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- A-alby, ja nie wiem co mam powiedzieć – wyjąkałam w końcu na co chłopak tylko się uśmiechnął
- Jeszcze jedno Trix... - zaczął Alby
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem na co on kontynuował.
- Jeśli coś by mi się stało, albo gdybym nie wyzdrowiał...
- Wyzdrowiejesz – przerwałam mu
- Daj mi dokończyć – powiedział i prychnął pod nosem, więc ja zamilkłam
- Gdyby jednak, to czy chciałabyś zostać dowódcą za mnie? Streferzy cię potrzebują... - kontynuował
- Ja... Dobrze, zgadzam się Alby – stwierdziłam i wstałam zmierzając ku wyjściu
- Gdybyś czegoś potrzebował, powiedz komuś aby mnie zawołał dobrze? – dodałam przed wyjściem
- Obiecuję – rzekł chłopak i odwrócił się plecami do mnie
Musiałam porozmawiać z Minho więc udałam się go szukać. Zobaczyłam go stojącego z Thomasem przy jakiejś chacie. Zaczaiłam się od tyłu i podsłuchałam skrawek ich rozmowy:
- Nie pójdziesz sam. Za 30 minut w lesie przy mapowni – powiedział Minho do Thomasa
Nie miałam pojęcia o co im chodziło, i gdzie zamierzali iść ale tam gdzie oni tam i ja. Poszłam więc czekać pod pokój map, wzięłam ze sobą nóż i kij który zamierzałam naostrzyć. Usiadłam na jakimś przewróconym drzewie przy wcześniej wspomnianej mapowni i zaczęłam ostrzyć kij, przyszło mi to z łatwością ale był czasochłonne. Spędziłam tak trzydzieści minut i po tym czasie zobaczyłam zbliżające się sylwetki chłopców, z prawej strony szedł Thomas, a z lewej Minho z kilkoma innymi chłopcami. Pośród nich rozpoznałam Zarta, Patelniaka, Clinta i Jeffa.
- Co ty tu do fuja robisz? – przerwał moje rozmyślenia Thomas
- Idę z wami – oznajmiłam spokojnie
- Nie ma mowy! – zadecydował za mnie Tommy
- Nie ufasz mi? – podpuszczałam go
- Nie. – zaprzeczył na co ja się bardzo zdziwiłam
Podeszłam do niego i zmusiłam aby spojrzał mi prosto w oczy.
- Jako jedyny nie ufasz swojej przyjaciółce! – krzyknęłam mu w twarz
Całej akcji przyglądali się chłopcy, po chwili dołączył do nich Newt.
- Może moje życie było by lepsze bez przyjaciółki takiej jak ty! – wrzasnął na mnie
Zacisnęłam w dłoni nóż, którym ostrzyłam kij. Po mojej pięści zaczęła spływać gorąca krew.
- Masz rację - Powiedziałam
- Jesteś egoistką! – krzyknął i poszedł, a za nim podążyli chłopcy którzy oglądali się na mnie.
Zanim Minho dogonił ich, podszedł do mnie objął i powiedział:
- Nie przejmuj się, pogadam z nim – po czym odszedł
Stałam wryta w ziemię, coraz mocniej zaciskając nóż w mojej ręce. Zauważyłam, że Newt próbuje wyjąć mi z ręki ostrze i obwinąć ją bandażem ale ja mu na to nie pozwalałam.
- Bea, znowu sobie to robisz? – zapytał retorycznie przytulając mnie i całując w czoło próbując mnie uspokoić
Wyrwałam się z jego objęć i czym prędzej powstrzymując piekące mnie łzy pobiegłam do mojego pokoju.