12. Number Five, The Umbrella Academy

138 7 2
                                    

12. ,,What are you thinking about?"
Spojlery do 1 i 2 sezonu

Number Five był typem buntownika. Nie chciał wykonywać poleceń ojca, nie chciał ratować całego świata. Na jego dziecięce barki włożono zbyt duży ciężar. Oczekiwali od niego, żeby zawsze dawał z siebie sto procent. A on już nie dawał rady. Chciał się po prostu poddać.

Number Five pomimo iż wiedział, że jest najlepszy to nadal miał świadomość, że coś bądź ktoś może go kiedyś pokonać. I chyba dopiero kiedy usłyszał tamte słowa z ich ust, dopiero wtedy zauważył, że niszczą go ludzie. Pokonał nawet samotność, ale nie ludzi. Bo to właśnie oni byli największą słabością chłopaka. Jego rodzina, jego rodzeństwo. Osoby, które go nienawidziły. I to go wyniszczało.

Number Five nigdy nie sądził, że świadomość tego, iż osoby z jego dobrych wspomnień mogą go aż tak znienawidzić będzie tak boleć. I co z tego, że dla świata był nieczułym dupkiem? Dla swojej rodziny mógłby poświęcić nawet życie, zrobiłby wszystko, aby byli bezpieczni. Ale teraz... Teraz każdy z nich go nienawidził. Może oprócz młodszej siostry, która nic nie pamięta. Chociaż ona także wygarnęła mu, że lepiej byłoby gdyby pozostał w przyszłości. Samotnie. I to wcale nie tak, że teraz był mniej samotny. Niektórzy po prostu czują się tak nawet pośród ludzi. A Five od zawsze czuł tylko zimno. Jedyną osobą, która go nie oceniała była Dolores. Ona nie czuła, że chłopak ma lodowate dłonie. Podobno człowiek, którego nikt nie kocha ma takie chłodne ręce.

A Number Five nigdy nie był kochany. I dlatego chciał to wszystko zakończyć. Raz na zawsze.

- Pierdol się świecie!!! - wrzasnął w przestrzeń, mając nadzieję, że jednak ktoś go powstrzyma. Że jednak ktoś go uratuje. A jednocześnie tego nie chciał. Wreszcie będzie mógł odpocząć od tej pieprzonej rzeczywistości.

Number Five nienawidził siebie za to, co zrobił. Wiedział, że skazał ich na cierpienie, samotne przeżycie. Nie potrafił wyrazić, jak bardzo w tym momencie ma ochotę zabrać ich do domu, a potem zniknąć. Tym razem na wieki. Nie chciał sprawiać więcej kłopotów, ale niestety zawsze kiedy pojawiał się przy swojej rodzinie to one były tuż za nim. Śmierć ojca czy apokalipsa. Rozrzucenie rodzeństwa wśród kilku lat XIX wieku. Jak bardzo nie chciał tego przyznać, tak samo wiedział, że jest to jego wina.

- Zakończ to Five. Zakończ to - mruknął do siebie, a zaraz potem sięgnął po pistolet. Nawet nie zauważył, kiedy jego drążący oddech zmienił się w szloch, a po policzkach zaczęły spływać mu łzy. Tak bardzo chciał ich chronić, że zapomniał ochronić siebie.

- Przepraszam...

Stał przodem do tego pieprzonego zaułka, do którego trafiało każde z nich. I wszyscy oprócz niego doznawali tego strachu. A Five właśnie teraz go odczuwał. Lęk przed nieznanym. Już nie był tym chłopcem z Akademii. Był tylko potworem, człowiekiem zniszczonym przez innych.

I wtedy, gdy w końcu mógł strzelić, oderwać się od tego wszystkiego, ktoś wyrwał mu broń z ręki.

- Co ty wyprawiasz Five?

Chłopak spojrzał na Diego pustym wzrokiem, chociaż na jego twarzy błąkał się uśmiech.

- To czego chcieliście od dawna...

Ostatni raz spojrzał się na rodzeństwo zgromadzone na dachu. Zaśmiał się w duchu. Wszyscy przyszli na jego pogrzeb.

Potem wszystko potoczyło się zbyt szybko, aby ktokolwiek z nich mógł coś zrobić. Chłopak teleportował się na dużą odległość od ziemi i od razu zaczął spadać. Krzyki przerażenia zagłuszał świst wiatru. Włosy chłopaka stały się roztrzepane, a jego ciało niekontrolowanie kręciło się w powietrzu.

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz