41. Dream, irl (postacie nie ludzie)

40 1 0
                                    

41. "I feel like I can't breathe."

Błysk fajerwerek odbijał się w tafli szampana. A kiedy podniósł kieliszek, obraz rozmył się. Chociaż to nie jest ważne, nie teraz. Tylko on i jego myśli, gdy stał na balkonie, a alkohol płynął już w jego żyłach. Pierwsze rozwiązanie, używka. Uzależnienie. Nie, to tylko jeden raz. Musi, bo chce zapomnieć. O czym? Chyba sam do końca nie wie. O całym świecie, o życiu, o ostatnich wydarzeniach? Takie mało istotne rzeczy. Tylko, że to wszystko siedziało mu w głowie i sprawiało ból, a myśli jak na złość nie chciały się uspokoić, nie chciały dać mu odpocząć, bo on jest tylko głupim dzieciakiem, który jeszcze nigdy nie zaznał prawdziwego załamania. Chociaż był dorosły, przetrwał dwadzieścia dwa lata swojego istnienia, wciąż był tylko niedoświadczonym przez życie człowiekiem. Ale teraz przynajmniej mógł pić. Pić, by zapomnieć o bólu. Mimo iż to wszystko rano do niego wróci i kiedyś jeszcze zwali go z nóg. Tym problemem będzie martwił się jutro. Nie dzisiaj. Dziś chce odpocząć.

Huk w oddali, blask kolorowych świateł na nieboskłonie. Ciemne jak aksamit, a tylko fajerwerki potrafią rozjaśnić granatowe sklepienie. Upił łyka szampana, gazowany napój palił mu gardło, a na jego twarzy pojawił się mały grymas. I chociaż powinien się dobrze bawić, zapomnieć na chwilę o całym świecie, to nie potrafił. Alkohol już nie tamował bólu, widocznie zbyt dużo miał go w żyłach. Jakby przez mgłę słyszał głośną muzykę, a jego oczy dopiero teraz zaczęły rejestrować migające lasery z wnętrza mieszkania. Ale skoro już nawet darmowe procenty nie potrafiły zatamować jego bólu, to co on tu jeszcze robił? Ciche głosy szeptały mu w głowie, kiedy on po prostu podziwiał przykryte świetlną łuną miasto. Widok kolorowych lampek rozpościerał się aż do horyzontu, a nawet i za nim można było dostrzec błysk domowych ognisk. Ignorował zimny wiatr otaczający jego ciało i kieliszek, którego zawartość stawała się coraz chłodniejsza. To nie było ważne. Nie teraz.

Dopiero z kolejnym hukiem fajerwerku zorientował się, że zbyt długo patrzył się w bezkresną przestrzeń, próbując zapomnieć o swoich problemach. Westchnął cicho i odstawiwszy wciąż pełny kieliszek na pobliski stół, wszedł do środka. Ciepło uderzyło w niego niemal natychmiastowo, a atmosfera wśród zgromadzonych tam ludzi sprawiła, że poczuł się przytłoczony. Nie potrafił stwierdzić, czy zawroty głowy były wywołane temperaturą, czy ilością gorzkiego trunku we krwi. Odepchnął się od podłogi, ruszył przed siebie, mijając po drodze wiele nieznajomych twarzy. A cel tej podróży wydawał się bardzo daleki i jakby oddalający się z każdą sekundą. Kolejne kroki ciągnęły go coraz niżej w dół, a jego klatka piersiowa stawała się jeszcze większym ciężarem. Podszedł do wieszaka, chwycił kurtkę i narzucił ją na zieloną bluzę. Stanął przy drzwiach i nacisnął klamkę, która pod naporem jego dłoni z łatwością ustąpiła, tym samym wpuszczając na klatkę schodową dźwięki muzyki.

- Dream, hej! Dokąd idziesz?

Nie odpowiedział, zbyt pogrążony we własnym umyśle, by zadać sobie trud złożenia jednej odpowiedzi. Chwycił poręcz, lecz po chwili pozwolił dłoni ześlizgnąć się z niej. Jego wzrok był skierowany ku ziemi, jakby nie miał siły podnieść ciężaru swoich myśli. Pchnął drzwi, a zimne powietrze niemal od razu otoczyło jego ciało. Lodowata osłona przed rzeczywistością. A on wciąż mając mętlik w głowie, ruszył pierwszą lepszą drogą, bo nie chciał jeszcze wracać do domu, do swojej pułapki bez wyjścia. Złotej klatki, w której dusił się każdego dnia.

Szedł po ulicach, nie zwracając uwagi na światło latarni, które łaskawie wskazywało mu drogę. A księżyc patrzył z nieba na tego małego człowieczka i myślał sobie, gdzie podziewała się jego dusza. Ale mimo, że był taki pusty w środku, wypełniony tylko bezkresną przestrzenią, zdobył szacunek księżyca. Chociaż nie do końca. Bo księżyc patrzył na ludzi każdego dnia i przyzwyczaił się już, że nie każdy z nich może być szczęśliwy. Że nie każdy potrafił odnaleźć wewnętrzny spokój. A przynajmniej nie w tym momencie. I może dlatego w księżycowym spojrzeniu prócz szacunku kryła się też pogarda. Ale blondyn nie był jedynym, który dostał ten dar.

We are... humans? | One ShotsWhere stories live. Discover now