26.

1.7K 129 55
                                    

***

#Xseno


      Obudził mnie gorąc. Czułem jak cały wrzę od środka. Było mi duszno a każde nabranie powietrza tylko pogarszało mój stan. Uchyliłem powieki orientując się, że jestem okryty grubą kołdrą w czyimś łóżku. Odkryłem się do połowy i rozejrzałem się po pustym pomieszczeniu, którego wszystkie rolety na oknach były zasłoniętne.

Leżałem w biuro-sypialni szefa. Nikogo tu nie było poza mną przynajmniej na daną chwilę. Kątem oka zauważyłem na szafce nocnej kilka opakowań z lekarstwami, a na czole czułem namoczoną szmatkę. Chciałem wstać z łóżka, albo przynajmniej usiąść, jednak stan zdrowia w jakim się znajdowałem mi na to nie pozwalał.

Sapałem głośno jakbym przebiegł przed chwilą jakiś maraton. Ciężko mi było nabierać powietrze. Czułem się fatalnie. Poza tym przysporzyłem pewnie szefowi wiele kłopotów. W końcu zemdlałem w samym środku jego spotkania i przeszkodziłem mu w spokojnej rozmowie. Rany, nie mogłem zemdleć po wyjściu na korytarz? Dlaczego centralnie przy drzwiach to się musiało wydarzyć?

Drgnąłem gdy tylko drzwi gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł szef. Widząc, że się wybudziłem podszedł do łóżka po mojej prawej stronie i przysuwając sobie krzesło usiadł obok. Mężczyzna zdjął mi szmatkę z czoła i przystawił w jej miejsce swoją lodowatą dłoń, która tylko sprawiła mi przyjemność. Chciałem więcej zimna, chciałem jakoś ostygnąć by więcej nie czuć tak nieprzyjemnego gorąca.

- P-przep....raszam, przerwałem sze...fowi spotkanie – wysapałem oddychając głęboko i spojrzałem mężczyźnie w oczy.

- Cicho siedź. Nie przeszkodziło mi to bardzo. I tak chciałem już kończyć – mruknął blondyn odsuwając swoją rękę – Poza tym ważniejsze jest teraz to, co ci się stało. Mów co sobie zrobiłeś, że zemdlałeś.

- To... nic. Zwykłe prze...męczenie – skłamałem łapczywie nabierając gęste powietrze – Uchyliłbyś... okno? – zapytałem czując, że zaraz znowu zemdleję jeśli będzie dalej tak samo.

Blondyn wstał z miejsca i otworzył okna by przewietrzyć pokój i dostarczyć do niego świeże zimowe powietrze. Póki mogłem, nie odrywałem wzroku od szefa, który wrócił na swoje miejsce. Dziwiłem się, dlaczego wylądowałem w jego łóżku, przecież równie dobrze mogłem zostać przeniesiony do swojej klitki, w której zwykle spałem na materacu z cienką kołdrą i jedną poduszką.

- Doktor już był u ciebie gdy byłeś nieprzytomny. Na moje polecenie wszczął leczenie – powiedział mężczyzna spoglądając na papier, który leżał na jego szafce nocnej.

Pewnie była to recepta albo instrukcja podawania mi leków. Dlaczego szef to robi? Myślałem, że mój stan w ogóle go nie obchodzi. Dlaczego tak się zaangażował? Zwołał od razu lekarza. Pozwolił mi dzielić jego miękkie i wygodne łóżko. Wydał pewnie pieniądze na potrzebne lekarstwa. Po co było to wszystko?

- Otwieraj buzię – nakazał blondyn chwytając do rąk butelkę z tabletkami na gorączkę.

Spełniłem rozkaz i po chwili, gdy szef wyjął tabletkę i pochylił się przy mnie poczułem ją na swoim języku. Blondyn podał mi również butelkę z wodą i ostrożnie podniósł mnie do pozycji siedzącej bym się nie zakrztusił i bym popił wszystko związkiem nieorganicznym.

- Doktor mierzył ci temperaturę pół godziny temu. Wszystko mogło się zmienić dlatego teraz ja ci zmierzę – oznajmił szef chwytając za elektryczny termometr, w którym wystarczyły tylko trzy kliknięcia a wyniki już były – 40,3°C... Wcześniej było 40,7°, więc ci się poprawia.

Your Voice [Zakończone]Where stories live. Discover now